[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przecież on nie mógł tego zrobić, prawda? Ale jego skóra była zaróżowiona, zupełnie, jakby właśnie
się pożywił...
Eve zbiegała po schodach na tyły domu. Claire zauważyła skrawek jej długiej czarnej sukienki
przez barierkę schodów. Pobiegła za nią jak najszybciej mogła w tych zdradliwych butach. Kiedy
znalazła się na parterze, hałas imprezy wzmógł się i rozbrzmiał na cały regulator.
Ale kiedy zeszła na sam dół, nigdzie nie widziała Eve. Tylko morze ciał kołyszących się w
jakiejś pijackiej orgii tańca. Ale nigdzie nie widziała dziewczyny w eleganckiej sukni.
- Eve! - wrzasnęła, ale nawet sama siebie nie słyszała. Spojrzała na schody, ale Shane'a na
nich też nie było. Została sama.
Wyciągając szyję, zauważyła cień czarnego aksamitu znikającego w jakichś drzwiach i zaczęła
się przedzierać przez tłum w tamtą stronę. Jeśli jacyś pijacy próbowali ją po drodze obmacywać,
nawet tego nie zauważyła; chciała tylko za wszelką cenę wydostać się stamtąd i nie pozwolić, żeby
Eve coś się stało. Godnością osobistą przejmowała się teraz najmniej.
Ktoś wsunął jej dłoń pod spódnicę. Odwróciła się instynktownie, wściekła, i mocno uderzyła
tego faceta w twarz. Nawet nie zarejestrowała jego twarzy ani wyglądu. Facet uniósł ręce w geście
kapitulacji, a Claire poszła dalej.
Z jakiegoś powodu sąsiedni pokój był prawie pusty. Claire zrozumiała dlaczego (i wyczuła
nosem), kiedy zobaczyła, że w kącie wymiotuje jakiś facet. Ruszyła szybciej. Czy to za Eve biegła?
Nie
mogła być pewna. Dziewczyna wyglądała jak ona, ale Claire dostrzegała ją tylko momentami, pod
niedogodnym kątem. Musiała iść szybciej.
Nie była pewna, jak to się stało, ale dotarła do wielkiej, błyszczącej kuchni. Paru krzepkich
facetów wnosiło pudła z alkoholem. Claire minęła dwóch studentów, którzy właśnie przybijali sobie
piÄ…tkÄ™.
- Mamy tu usuwacz majtek w płynie! - wrzasnął jeden z nich, a z pokoju obok odpowiedział
mu radosny wrzask.
Claire wypadła na zewnątrz i zaczęła łykać chłodne, czyste nocne powietrze. Trzęsła się, była
cała spocona i czuła się brudna, na zewnątrz i od środka. I to miała być zabawa? Tak, pewnie tak,
gdyby piła i wszystko olewała, bawiłaby się świetnie. No ale z drugiej strony, przecież to było
Morganville. Baw się w taki sposób, a skończysz nieprzytomna na łóżku z jakimiś obcymi facetami...
albo w szufladzie w kostnicy.
Eve opierała się o drzewo, oblana światem reflektora, z trudem chwytając powietrze.
Wyglądała prześlicznie, jak jakaś gwiazdka Hollywoodu, która przybłąkała się tu z czasów
czarnobiałego
filmu, pomijajÄ…c czerwonÄ… szminkÄ™.
- O Boże! - jęknęła i Claire, podbiegając do niej, zauważyła, że płacze. - O Boże, on to
zrobił, on to naprawdę zrobił...
- Tego nie wiemy. - Claire usłyszała własne słowa. Może tylko ją znalazł. Może
próbował jej pomóc.
Eve spiorunowała ją wzrokiem.
- On jest wampirem! A tam jest martwa dziewczyna z pogryzionÄ… szyjÄ…! Nie jestem
idiotkÄ…!
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobił - upierała się Claire. -A ty, Eve, ty w to wierzysz? Tak
naprawdę? Przecież go znasz. Czy on jest mordercą? A już zwłaszcza kiedy zabijać nie musi?
Eve pokręciła głową, ale to była żadna odpowiedz. Tylko odsuwała od siebie to pytanie.
Shane wyszedł kuchennymi drzwiami z brunetką w ramionach.
- Chodzmy stÄ…d.
- Przyjechaliśmy samochodem Michaela - przypomniała
Eve bezbarwnym tonem. - On ma kluczyki. Mogłabym...
- Nie. Nikt tam nie wraca, a wy dwie trzymajcie się od Michaela z daleka, dopóki nie
dowiemy się, co się dzieje. Shane zastanowił się przez chwilę, a potem wziął głęboki oddech. -
Pójdziemy piechotą.
- Piechotą! - zdziwiły się Claire i Eve. Eve jeszcze dodała:
- Na głowę upadłeś?
- Claire ma Ochronę, a ja mam nastrój, żeby przywalić pierwszemu wampirowi, który
spojrzy na mnie krzywo. Tak będzie bezpieczniej niż pakować się akurat teraz całą trójką...
- zerknął na nieznajomą dziewczynę, którą niósł na rękach - czwórką do samochodu Michaela.
Wolałbym mieć trochę przestrzeni, gdyby trzeba było uciekać. Albo walczyć.
- Shane...
- Idziemy piechotą - przerwał. - Najpierw na uniwersytet,
możemy ją tam zostawić kampusowej policji.
Claire odchrząknęła.
- A nie możemy tutaj poczekać na policję?
- Zaufaj mi, lepiej nie - powiedziała Eve. Przyskrzynią wszystkich niemających
bransoletek, czyli mnie i Shane'a. A kiedy już znajdą tę martwą, pogryzioną dziewczynę, zacznie się
cyrk.
Nie możemy ryzykować. Musimy się stąd wynosić. Szybko.
Claire liczyła trochę na to, że Michael się pokaże, ale nie wyszedł za nimi. Zastanawiała się
dlaczego. Zastanawiała się, gdzie był, kiedy przetrząsali dom, szukając go.
Shane ruszył w stronę ulicy, a dziewczyna, którą trzymał na rękach, coś mamrotała i
chichotała do siebie. Jedną ofiarę uratował, ale innej nie zdołał. I bardzo sobie tę porażkę brał do
serca.
Claire spojrzała na Eve, objęła ją ramieniem i obie poszły szybko za Shane'em.
Do uniwersyteckiego kampusu doszli bez kłopotów. Nikogo me spotkali. Kilka samochodów
minęło ich bez zatrzymywania się i chociaż słyszeli syreny policyjne w okolicy imprezy, żaden z
wozów
policyjnych nie minÄ…Å‚ ich po drodze.
Noc była chłodna na tyle, żeby to było przyjemne, powietrze wydawało się suche i rześkie.
%7ładnych chmur. Gdyby nie ogólnie nieudany wieczór, byłoby naprawdę ładnie i romantycznie. Eve
przestała już płakać, ale to było jeszcze gorsze; przedtem wydawała się taka szczęśliwa, a teraz
popadła w przygnębienie tak głębokie, że naprawdę wyglądała jak zdeklarowana Gotka.
Claire bolały stopy. Ucieszyła się, kiedy skręcili za róg, i za ogrodzeniem z kutego żelaza
dostrzegła wielki, dobrze oświetlony teren kampusu. %7łeby dostać się do środka, musieli najpierw
dojść do jednej z czterech bram wejściowych. Nigdy przedtem me zwróciła na to uwagi, ale to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]