[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raz planował jedynie załatwić sprawę dokumentów Kenta i wrócić do niej, nie opuszczać
jej przez całą noc - choćby świat miał zatrząść się w posadach, Nico będzie się z nią ko-
chał do utraty tchu.
Kiedy myślał o tym, że jutro rano musi wrócić do kraju, serce ściskało mu się z
bólu. Ale już wiedział, że wróci do niej - i do Marca - znowu, jak tylko załatwi kilka
spraw w Australii.
Nico westchnął i wysiadł z samochodu. Andrew już na niego czekał. Tak jak to zo-
stało uzgodnione, dał Nicowi klucze do gabinetu jego brata, by mógł poszukać doku-
mentów potwierdzających udział Kenta w rodzinnej firmie, których on i ojciec potrze-
bowali. Zmierć Kenta nastąpiła tak niespodziewanie, że nic nie było przygotowane.
- Jesteśmy na miejscu, panie Jordan. - Andrew wprowadził go do gabinetu. - Czy
mogę coś jeszcze dla pana zrobić?
Może byś tak mi powiedział, gdzie są te cholerne dokumenty, i już mnie tu nie ma,
pomyślał Nico.
- Nie, dziękuję, Andrew. Jestem wdzięczny, że zechciałeś tu przyjechać w niedzie-
lę i mnie wpuścić.
- Zostawię pana samego. Proszę zostawić klucze na dole, w portierni.
Nico rozejrzał się po gabinecie i się skrzywił. Już jako dzieci on i Kent nie mieli z
sobą nic wspólnego, niczym się nie dzielili. Teraz, kiedy Kent nie żył, Nico nie potrafił
się nawet zdobyć na smutek po nim. W rzeczywistości jego brat od zawsze go nienawi-
dził i jako dzieciak robił wszystko, by mu dokuczyć. Jako dorosły także. Nie wyłączając
szantażowania kobiety, którą Nico tak kiedyś kochał.
R
L
T
Zacisnął pięści. Ilekroć o tym myślał, czuł gniew. Znajdzie tylko te dokumenty i
już go tu nie ma, postanowił.
Kieszeń pod jego marynarką poruszyła się i Nico zajrzał do środka. Mały czarny
łebek o lśniącej sierści wyjrzał z kieszeni, po czym szczeniaczek ziewnął przerazliwie,
odsłaniając różowy pyszczek.
- Cześć, mały. Daj mi chwilkę i zaraz jedziemy do twojego nowego domu. - Nico
pogłaskał psiaka po główce, a ten, jakby zrozumiał, zwinął się w kulkę i znowu zasnął.
Nico obejrzał ponad trzydzieści psów, zanim zobaczył w schronisku tego małego
labradora i wiedział, że to ten. Kobieta ze schroniska powiedziała mu, że szczeniak na-
zywa się Oliver i że labradory są doskonałymi towarzyszami dzieci.
Nico wpasował klucz do sejfu, który dał mu prawnik zajmujący się spadkiem po
Kencie, i zaczął przeglądać dokumenty w nim zawarte.
Nagle zmartwiał.
Adelina. Jego matka!
Zmarszczył brwi, po czym wyjął kopię listu adresowanego do matki.
Moja kochana Adelino,
Rozdzierasz moją duszę na kawałki! Mówisz, że pragniesz zostać ze swoim mężem,
że go kochasz. Ale czyż nie rozumiesz, że ja kocham ciebie? Dla mnie to nie była tylko
jedna noc szaleństwa...
Serce Nica zaczęło walić jak oszalałe i przesunął szybko oczami po słowach. Skok
adrenaliny sprawił, że linijki rozjeżdżały mu się przed oczyma.
Jak możesz pisać, że to był błąd, skoro z naszej miłości powstało dziecko? Ty, ja i
mały Nico moglibyśmy być szczęśliwą rodziną...
Twój na wieki James
R
L
T
Chłód ścisnął mu serce i Nico nie mógł czytać więcej. Kartka wypadła mu z ręki i
opadł na fotel. Siedział tak skamieniały, patrząc przed siebie. Nie wiedział, ile czasu mi-
nęło.
Jak jego matka mogła to przed nim zataić? Kochał Tima Jordana jak ojca, ale to
wszystko było oparte na kłamstwie. Jego matka, włoska hrabina, nigdy mu o tym nie
powiedziała.
Jego serce wypełniły ból i gorycz. A Kent wiedział o wszystkim! Nico wstał gwał-
townie i zaczął chodzić nerwowo po gabinecie.
To wszystko nie miało żadnego sensu! Dlaczego Kent nie powiedział wszystkim,
którzy chcieli słuchać, że Nico jest owocem zdrady, że nie ma żadnego prawa do mająt-
ku, do ojcowskiej miłości? Wreszcie - że wcale nie jest jego bratem? Dlaczego go nie
zniszczył?
I wtedy do Nica dotarła prawda... To był szantaż. Zaklął pod nosem. Beth opuściła
go, żeby go chronić. Opadł z powrotem na fotel, instynktownie kładąc rękę na szcze-
niaczku w kieszeni marynarki, po czym objął głowę dłońmi.
Przypomniało mu się, jak czule Beth całowała go tamtej nocy przed wyjazdem, jak
mówiła, że go kocha, kiedy ich ciała zespoliły się w namiętnym tańcu. Jakiż straszny ba-
łagan! Co ona narobiła? Zamiast przyjść do niego i mu o wszystkim powiedzieć, zgodzi-
ła się zrobić to, co Kent żąda, byleby ten łajdak nie ujawniał hańbiącego pochodzenia
Nica światu i jemu samemu. A zwłaszcza Timowi. Staruszek nic nie wiedział. Nicowi
ponownie ścisnęło się serce. Zmierć Kenta mocno odbiła się na jego zdrowiu, a jak
wpłynęłaby dopiero to wiadomość! Z pewnością Beth myślała także o nim - pięć lat temu
jego ojciec właśnie przeżył zawał i cała rodzina drżała o jego życie. Beth o tym wiedzia-
Å‚a...
Dla niego Tim Jordan był kimś więcej niż rodziną. Był człowiekiem, którego nie-
zwykle szanował i kochał. Niezależnie od więzów pokrewieństwa. Jeśli miał to od kogoś
usłyszeć, to najlepiej, żeby to był Nico.
Wykręcił numer i chrząknął ze wzruszenia, słysząc ciepłe powitanie Tima.
- Cześć, synku, jak ci tam idzie? - zapytał go Tim i Nico wiedział, że ojciec się
uśmiecha.
R
L
T
- Dobrze. Zadzwonię do ciebie pózniej i wszystko ci opowiem. Ale jest coś, o
czym muszę z tobą porozmawiać już teraz.
- W takim razie zamieniam się w słuch. - Głos ojca stał się poważny.
Nico wziął głęboki oddech.
- Znalazłem pewne dokumenty u Kenta... - Nico zawahał się. - Słuchaj, obiecaj mi,
że się nie zdenerwujesz...
- Spokojnie, Nico. Po prostu powiedz mi, co w nich jest.
W głosie ojca był taki spokój, że Nico nabrał odwagi.
Czy możliwe, żeby...?
- Sugeruje się w nich, że... nie jesteś moim ojcem.
Tim westchnÄ…Å‚ z rezygnacjÄ….
- Synku, wiem o tym.
Nico poczuł się, jakby ktoś nim nagle potrząsnął. Czyżby się przesłyszał?
- Co takiego?
- Nie jesteś moim biologicznym synem, ale nie wierz nawet przez chwilę, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]