[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie chciała dać mu satysfakcji i okazać, jak łatwo
może wciąż ją zranić, więc siłą woli powstrzymała łzy
gromadzące się pod powiekami. Dlaczego ten mężczy-
zna tak łatwo doprowadzał do tego, że czuła się znów
niepewnÄ… siebie dziewczynÄ…? TakÄ…, jak wtedy, kiedy
pragnęła poślubić jego, starszego i doświadczonego.
Okrucieństwo, z jakim Joe starał się zniszczyć jej pew-
ność siebie, nie była niczym nowym, jednak Susan nie
potrafiła wymyślić żadnej ciętej riposty. Była kompletnie
zaskoczona - i w głębi ducha zachwycona - kiedy Seb
wziÄ…Å‚ jÄ… w obronÄ™.
Oczy o barwie lufy pistoletu przeszyły Joego.
- Nie mam w zwyczaju kazać damie płacić za siebie,
gdy jest w moim towarzystwie. Jeśli pan ma z tym pro-
blemy, to proponuję, by pańska córka spędziła resztę
wieczoru z nami.
Joe był bardziej przyzwyczajony do rzucania obelg
niż słuchania ich, więc poczerwieniał ze złości, a Susan
starała się nie wybuchnąć śmiechem. Wielką ulgą było
odkrycie, że nie tylko ona uważa, iż Joe wygląda żało-
śnie ze swoją ledwie pełnoletnią towarzyszką. Ponieważ
był dziesięć lat starszy od Susan, rzeczywiście mógłby
być ojcem tej dziewczyny.
- Tamara nie jest moją córką - oznajmił, obejmując
jej szczupłą talię gestem posiadacza. - Jesteśmy razem.
- Ale głupio... dla pana - mruknął Seb bez cienia za-
żenowania. - Kiedy pan ją będzie następnym razem od-
bierał z liceum, proszę powiedzieć przyjaciołom, że Su-
san powodzi się świetnie. Najwyrazniej nie wiedzą, że
64
S
R
broni Sebastiana Wescotta w największej sprawie, jaką
to miasteczko widziało od ładnych paru lat.
Po tej przemowie zajął się na powrót Susan, ignorując
Joego, który stał tam z otwartymi ustami.
- A od kogóż to niby usłyszał pan tę informację? -
prychnÄ…Å‚ Joe z niedowierzaniem.
To, że najwyrazniej bardziej interesowała go praktyka
adwokacka byłej żony niż lekceważąca uwaga na temat
wieku jego partnerki, zdecydowanie nie podobało się ani
Tamarze, ani Susan. Przypomniała sobie czasy, kiedy
usprawiedliwiała ten brak szacunku z jego strony dzielą-
cą ich różnicą wieku, a także pozycji rekina biznesu, i
pożałowała dziewczyny. Jeśli Tamara liczyła na bezpie-
czeństwo, które miałyby jej zapewnić pieniądze Joego,
będzie musiała zrezygnować z własnej osobowości i po-
święcić się spełnianiu wszystkic jego życzeń. Chciałaby
ostrzec przyszłą ofiarę Joego, że pieniądze nie są tego
warte.
- Od samego klienta - odparował Seb. - A teraz, jeśli
można, chciałbym porozmawiać z moim prawnikiem jak
dwoje dorosłych ludzi. Jestem pewien, że kelner chętnie
poda pańskiej partnerce sok owocowy, a pan sam może
zaczekać na stolik przy barze. Ten, jak pan widzi, jest już
zajęty.
Jak również wszystkie inne stoliki. Typowe dla Joego
- pojawić się bez rezerwacji i spodziewać się, że na-
tychmiast zostanie obsłużony. Jego agresywne i pogar-
dliwe zachowanie nie spodobało się kelnerom, którzy
poinformowali go bez ogródek, że musi czekać na swoją
65
S
R
kolej. Klienci często przylatywali do tej restauracji nawet
z innego stanu. Wśród takich grubych ryb Joe Wysocki
był zaledwie płotką. Susan była zachwycona, widząc, jak
nie może się zdecydować, czy zrobić scenę, czy za radą
Seba wymknąć się do baru.
Joe w końcu uznał, że raczej nie chce zostać raz na
zawsze wyproszony z najelegantszej restauracji w mie-
ście, więc poprowadził Tamarę w stronę baru, znajdują-
cego siÄ™ w sÄ…siedniej sali.
- Pomyśleć, że milioner zadowala się usługami dru-
gorzędnego prawnika.
- Można też pomyśleć, że tylko kompletny idiota po-
zwala odejść tak pięknej i niezwykłej kobiecie jak Susan
- odparował Seb, na tyle głośno, by wszyscy dookoła go
usłyszeli.
Joe nie należał bynajmniej do ułomków i przywykł
zastraszać innych swoją posturą i agresywnym zacho-
waniem. Okręcił się, zaciskając pięści. Jednak wyzwanie
zamarło na jego wargach, kiedy Seb wstał. Przewyższał
Joego o dobre kilkanaście centymetrów, a stalowy błysk
w jego oczach nie pozostawiał wątpliwości, że nie cofnie
się przed walką. Ta chwila wydawała się Susan wieczno-
ścią. Dopiero kiedy Joe stchórzył przed wyrazną prze-
wagą fizyczną przeciwnika i szybko uciekł z sali, ode-
tchnęła.
Starała się, jak mogła, zachować podczas tej wy-
miany zdań całkowity spokój, jednak kiedy uniosła kie-
liszek do warg, jej ręce drżały.
- Nie mogę uwierzyć, że byłaś żoną takiego aroganc-
kiego małego...
66
[ Pobierz całość w formacie PDF ]