[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotarliśmy jak po sznurku do jednego z owych domów, gdzie ukryto znaczną część łu-
pów. To był nadzwyczaj sprytny system, wie pani. Zrabowane klejnoty i inne wartościo-
we rzeczy zamieniano na paczki surowych diamentów, chowano je, a po pewnym cza-
sie, kiedy sprawa danego rabunku ucichła, wywożono za granicę samolotami albo ry-
backimi Å‚odziami.
A co z Perrymi? Czy oni& Mam nadzieję, że nie są w to wmieszani?
Pewności nie mamy odparł Ivor Smith. Wydaje się prawdopodobne, że
przynajmniej pani Perry coś wie albo kiedyś wiedziała.
I naprawdę uważa ją pan za przestępczynię?
Możliwe, że nią jest. Mogli na przykład mieć na nią jakiegoś haka.
Jakiego rodzaju haka?
Cóż& tylko proszę to zatrzymać przy sobie. Wiem, że potrafi pani trzymać język
za zębami. Otóż lokalna policja zawsze podejrzewała, iż jej mąż, Amos Perry, może być
odpowiedzialny za serię morderstw na dzieciach sprzed wielu lat. Ten człowiek nie jest
całkowicie normalny i zdaniem lekarzy mógł odczuwać przymus zabijania dzieci. Nig-
140
dy nie istniał żaden dowód, ale żona mogła przesadzić z dostarczaniem mu alibi. W ta-
kim przypadku banda ludzi pozbawionych skrupułów mogła trzymać ją w szachu. Mo-
gli osadzić ją jako lokatorkę w tamtym domu, bo wiedzieli, że nie piśnie ani słowa. I na-
prawdę mogli zebrać jakieś dowody przeciwko jej mężowi. Pani poznała to małżeństwo,
jakie sÄ… pani odczucia?
Polubiłam ją przyznała Tuppence. Nazwałam ją w duchu dobrą czarowni-
cą , uprawiającą białą magię, nie czarną.
A on?
Przestraszyłam się tego człowieka. Tylko ze dwa razy, nie więcej. Wydał mi się na-
gle taki duży i przerażający. To trwało zaledwie kilka minut. Sama nie wiedziałam, cze-
go się boję, ale się bałam. I podobnie jak pan, miałam wrażenie, że pod względem umy-
słowym coś z nim jest nie w porządku.
Wiele jest takich osób. I często nie stanowią żadnego zagrożenia. Ale oczywiście
nigdy nie można być pewnym.
Co chce pan dziś zrobić na plebani?
Zadać kilka pytań. Przyjrzeć się paru osobom. Dotrzeć do spraw, dzięki którym
zyskamy nieco więcej informacji.
A major Waters tam będzie? Ten, który pisał do pastora o zaginionym dziecku?
Zdaje się, że nikt taki nie istnieje. Po wydobyciu trumny zakopanej pod tym sta-
rym nagrobkiem dziecięcej trumny obitej ołowiem okazało się, że pełno w niej
złota i innych cennych przedmiotów, pochodzących z rabunku w pobliżu St Albans.
List do pastora miał na celu ustalenie, co się stało z grobem. Miejscowe łobuziaki przez
swoje dewastacje wszystko skomplikowały.
3
Tak mi przykro, moja droga sumitował się pastor, idąc na spotkanie Tuppen-
ce z wyciągniętymi rękami. Naprawdę, ogromnie zmartwił mnie pani wypadek, tym
bardziej, że okazała mi pani tyle uprzejmości i pomocy. Czułem się wprost okropnie,
bo przecież to wszystko moja wina& tak, tak, moja wina. Nie powinienem pozwolić,
by zapuszczała się pani między groby, no, ale kto by przypuszczał, że jakieś młodocia-
ne opryszki&
Ależ proszę nie robić sobie wyrzutów wtrąciła się panna Bligh, która wyrosła
jak spod ziemi tuż przy jego łokciu. Przecież pani Beresford wie, że ksiądz nie ma
z tym nic wspólnego. Owszem, to nadzwyczaj uprzejmie z jej strony, że przyszła księdzu
z pomocą, i na pewno już się dobrze czuje. Mam rację, pani Beresford?
Oczywiście odparła Tuppence, nieco zdenerwowana, że panna Bligh z takim
141
przekonaniem wypowiada siÄ™ o jej zdrowiu.
Proszę tu usiąść i wziąć tę poduszkę pod plecy szarogęsiła się dalej panna
Bligh.
Nie potrzebuję poduszki zaprotestowała Tuppence, umyślnie siadając na twar-
dym krześle po drugiej stronie kominka, a nie na podsuniętym kurtuazyjnie fotelu.
W tym momencie ktoś załomotał do drzwi.
Niech ksiądz się nie fatyguje zawołała panna Bligh, wypadając z pokoju. Ja
otworzÄ™.
W hallu rozległy się przyciszone głosy. Po chwili panna Bligh wpuściła przodem po-
stawną kobietę w luznej brokatowej sukni oraz bardzo wysokiego, szczupłego mężczy-
znę o nieco trupim wyglądzie. Tuppence przyglądała mu się ciekawie. Na ramionach
miał czarną pelerynę, a twarz robiła wrażenie kogoś nie z tego świata. Zupełnie jak
z płócien El Greca pomyślała.
Cieszę się, że pana widzę powitał go pastor. Państwo pozwolą: sir Filip Star-
ke, państwo Beresford, pan Ivor Smith. Ach! I pani Boscowan& Przepraszam, tyle lat
pani nie widziałem&
Poznałam już pana Beresforda rzekła przybyła. Jakże się pani miewa?
zwróciła się do Tuppence. Miło mi panią poznać. Podobno miała pani wypadek?
Tak, ale już nic mi nie jest.
Po zakończeniu prezentacji Tuppence usiadła znów na swym krześle. Poczuła przy-
pływ znużenia. Ostatnio zdarzało się to częściej niż przedtem, ale składała to na karb na-
stępstw wstrząsu mózgu. Siedząc z przymkniętymi oczami, nie przestała jednak bacznie
obserwować całego towarzystwa. Nie słuchała rozmowy, tylko patrzyła. Nie mogła się
oprzeć wrażeniu, że kilka osób dramatu dramatu, w który niechcący sama się wplą-
tała siedzi tu jak na scenie teatralnej. Sprawy zagęszczały się coraz bardziej, tworząc
zwarte jÄ…dro. Sir Filip Starke i pani Boscowan to nowe postaci, wprowadzone niespo-
dziewanie na scenę w przebiegu sztuki. Byli tu przez cały czas, kryli się za kulisami, by
teraz stanąć w pełnym świetle. Ich obecność miała znaczenie, wiązała się ze sztuką. Dla-
czego się tu zjawili? Czy ktoś ich wezwał? Może Ivor Smith? Zażądał, by się stawili, czy
tylko ich zaprosił? A może zdziwił się ich wejściem tak samo jak Tuppence? To wszyst-
ko zaczęło się w Słonecznych Wzgórzach, ale to nie ów zakład stanowi jądro sprawy. Bo
ono znajduje się i zawsze się znajdowało tutaj, w Sutton Chancellor. To tu miały
miejsce różne wydarzenia, nie te ostatnie, te odległe w czasie. I nie miały nic wspólnego
z panią Lancaster& Chociaż pani Lancaster także bezwiednie się w to uwikłała. Gdzie
ona teraz jest? Tuppence poczuła na plecach zimny dreszcz. Może staruszka nie żyje?
A skoro tak, to znaczy, że ona, Tuppence, zawiodła. Wyruszyła na swą wyprawę, bo
niepokoiła się o panią Lancaster, czuła, że grozi jej niebezpieczeństwo, miała ją odna-
lezć i ochronić&
142
Natomiast jeśli pani Lancaster wciąż żyje, to jeszcze nic straconego.
Sutton Chancellor& Tam właśnie wydarzyło się coś, od czego zaczęło się całe zło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]