[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak, proszę pana, to racja - przyznała opornie dziewczyna.
Była spłoszona i zdawać się mogło, że ma coś na sumieniu. Jednakże Neele
widywał często świadków zbliżonego pokroju, nie tracił więc pogody, starał się
pozyskać Gladys, życzliwym, uprzejmym tonem wypytywał, kto pierwszy przyszedł
do jadalni, kto następny.
Okazało się, że Elaine Fortescue siadła do stołu pierwsza, w chwili kiedy
Crump wniósł dzbanek z kawą. Po niej zjawiła się pani Fortescue, następnie pani
Valowa. Pan przyszedł ostatni. Kawa, herbata i gorące dania stały na kredensie, na
podgrzewanych płytkach. Państwo obsługiwali się sami.
Inspektor nie dowiedział się o niczym ważnym. Menu zgadzało się z relacją
Mary Dove. Państwo i panna Elaine pili kawę, pani Valova herbatę. Wszystko
odbywało się nie inaczej niż zwykle.
Na pytania, tyczące jej przeszłości, Gladys odpowiadała mniej niechętnie.
Służyła w prywatnych domach. Pózniej pracowała w kilku kawiarniach. Wreszcie
postanowiła wrócić do prywatnej służby, więc przed dwoma miesiącami przyjęła
miejsce w Domku pod Cisami.
- Podoba się tu panience? - zapytał Neele.
- Myślę, że chyba tak... Człowiek nie męczy się tak, nie jest wciąż na nogach.
Tyle że mniej swobody... znaczy się, wolnego czasu.
- Proszę powiedzieć mi coś o garderobie pana Fortescue, jego ubraniach. Kto
utrzymywał je w porządku, czyścił?
Gladys nastroszyła się znowu.
- Powinien to robić pan Crump, ale na mnie zwalał połowę roboty.
- Rozumiem... Kto czyścił i prasował garnitur, w który pan Fortescue był dziś
ubrany?
- Nie pamiętam, w który garnitur był dziś ubrany. Miał ich przecież tyle.
- Czy znalazła kiedy panienka zboże w kieszeni któregoś z tych garniturów?
- Zboże?
Gladys jak gdyby zaniepokoiła się, zmieszała.
- Wyrażając się ściślej, żyto.
- %7Å‚yto?
- Właśnie. Surowe ziarno żyta. Było w kieszeni marynarki, którą pan Fortescue
miał dziś na sobie.
- W kieszeni marynarki?
- Aha. Domyśla się panienka, jak tam trafiło?
- Nie mam pojęcia. Nie widziałam żadnego żyta.
Tyle tylko udało się wydobyć z Gladys, więc Neele podejrzewał przez moment,
że dziewczyna wie o sprawie więcej, niż chce powiedzieć. Niewątpliwie jest
zakłopotana, przyjmuje postawę obronną, ale to można przecież złożyć na karb
oporów naturalnych wobec policjanta. Kiedy powiedział jej ostatecznie, że może
odejść, kredensowa zapytała:
- On rzeczywiście nie żyje? To prawda?
- Prawda.
- Nagle umarł, co? Kiedy telefonowali z biura, mówili, że dostał jakiegoś ataku,
konwulsji.
- Istotnie. To wyglądało na konwulsje.
- Jedna znajoma, moja koleżanka, miewała konwulsje. Zawsze nagle
przychodziły, a ja bałam się okropnie.
Wspomnienia jak gdyby przezwyciężyły lęk Gladys.
Inspektor Neele ruszył do kuchni, gdzie spotkało go niepokojące przyjęcie.
Groznie postąpiła w jego stronę kobieta o bardzo rumianej twarzy, otyła i uzbrojona w
wałek do ciasta.
Policja! Dobre sobie! - przemówiła. - Przychodzi tutaj taki i gada głupstwa.
Także pomysł! Nic nie zmajstrowałam. Wszystko, co posyłam do jadalni, jest zawsze
takie, jak trzeba. A taki opowiada, że ja otrułam pana. Słowo daję! Wystąpię do sądu
o potwarz, nawet przeciwko policji. Nigdy w tym domu nie daje się na stół nic złego.
Inspektor stracił sporo czasu na ułagodzenie rozjuszonej mistrzyni rondla. Gdy
z nią rozmawiał, sierżant Hay uśmiechał się wyglądając raz po raz z pokoju
kredensowego. Bez wątpienia on musiał stawić czoło pierwszej fali gniewu i
oburzenia pani Crump.
Scenę przerwał dzwonek telefonu. Neele pośpieszył do hallu i zastał tam Mary
Dove, która spiesznie notowała coś na bloku korespondencyjnym.
- Telegram - rzuciła zwięzle oglądając się przez ramię.
Po zakończeniu rozmowy odłożyła słuchawkę i wręczyła blok inspektorowi.
Depesza została nadana w Paryżu i brzmiała, jak następuje:
FORTESCUE DOMEK POD CISAMI BAYDON HEATH SURREY. LIST
NADSZEDA OPÓyNIONY.
PRZYJAD JUTRO PO POAUDNIU. SPODZIEWAM SI TUCZNEGO
CIELCA NA KOLACJ. LANCELOT.
Inspektor Neele szeroko otworzył oczy.
- Ha! Więc syn marnotrawny został wezwany do domu - szepnął.
VI
W momencie, gdy Rex Fortescue pił ostatnią w życiu filiżankę herbaty, jego
syn z żoną siedzieli pod drzewami na Polach Elizejskich i obserwowali przechodniów.
- Aatwo ci zapytać, Pat, jaki to człowiek . Trudniej odpowiedzieć na pytanie -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]