[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lecz krzyk rozległ się znowu, głośny, mrożący krew w żyłach i nawet koń Hugha
przystanął w pędzie. W głosie kobiety nie było gniewu, jedynie czysty strach. Edlyn na
pewno zażądałaby, by się zatrzymał i sprawdził, co z kobietą.
Lecz Pembridge polował na Edlyn, a jeśli to, co mówiła Ethelburgha, było prawdą,
jego żona znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Pewnie błagałaby go, by się nie
zatrzymywał i pognał jej z odsieczą.
Kobieta krzyknęła znowu.
Kogo on próbuje oszukać? Edlyn sama rzuciłaby się kobiecie na pomoc, gdyby on
odmówił. Nie wiedział, jak to się stało, lecz od jakiegoś czasu czuł się tak, jakby Edlyn
podróżowała razem z nim.
Powstrzymał pęd wierzchowca i wjechał w obłok kurzu na drodze. Pył trzeszcza! mu
w zębach, gdy mówił: - Na Chrystusa i wszystkich świętych, co jest z tą dziewką?
Jego ludzie spojrzeli po sobie.
- Jaką dziewką? - zapytał Wharton. Nawet jej nie słyszeli.
- Z tą kobietą - wyjaśnił Hugh. - Tą, która krzyczy.
- Ach - powiedział Wharton bezmyślnie. - Z tą.
- Chcesz, żebym sprawdził, panie? - zapytał Dewey.
- Nie - odparł Hugh. Zawrócił konia i skierował się w stronę źródła dźwięku. - Muszę
załatwić to sam.
Doświadczenie podpowiadało mu, że powinien rozeznać się w sytuacji, lecz nie miał
na to czasu ani cierpliwości. Chata stalą nieopodal drogi, schowana za drzewami i kiedy
wyłoni! się zza nich, od razu zorientował się, w czym przeszkodził.
Dwaj rycerze, wspomagani przez giermków, bez wątpienia najemnicy, którzy brali
udział w bitwie, przytrzymywali walczącą ile sil, leżąca na ziemi kobietę i szykowali się, by
ją zgwałcić. Co gorsza, inny rycerz trzymał wyrywającą się, małą dziewczynkę i
najwidoczniej zamierzał zrobić z nią to samo. Kobieta nie krzyczała z obawy o siebie:
szarpała się, próbując ocalić dziecko.
- A żeby was zaraza! - ryknął Hugh, dobywając miecza. Ścisnął kolanami boki rumaka
i ruszył wymierzyć sprawiedliwość. Na widok wypadającego zza drzew, olbrzymiego i
najwidoczniej pałającego gniewem rycerza najemnik, który trzymał dziecko, przyłapany z
pludrami wokół kostek, ruszył, potykając się w kierunku swej broni. Hugh jednym cięciem
pozbawił go głowy. Pozostałych ciął tam, gdzie stali i jego ludziom nie pozostało nic innego,
jak tylko dokończyć dzieło.
Za chwilę pogalopował dalej, ścigany głośnymi podziękowaniami kobiety i okrzykami
jego zdziwionych rycerzy. Wkrótce usłyszał za sobą tętent ich koni. Do Roxford nadal było
bardzo daleko. A czas, niczym nieprzenikniona mgła, zacieśniał wokół Hugha swój uścisk.
Chciał być już na miejscu. Lecz nawet jeśli wszystko pójdzie dobrze, nie dotrą do Roxford
wcześniej niż za dwa dni.
Więc zaczął się modlić.
- Proszę cię, Panie. Uratowałem tę kobietę i jej dziecko. Zaopatrzę sowicie opactwo w
Eastbury. Zrobię wszystko, tylko spowolnij moich wrogów i ocal Edlyn.
Nagle dobiegł ją ryk zawodu. Usłyszała, że ktoś krzyczy: - Tunel się wali!
I była to prawda. Na zaskoczonych ludzi Pembridge’a posypał się żwir oraz kamienie
ze sklepienia, pogrążając ich w chmurze pyłu.
Mur nad ich głowami zarysował się i pękł z góry na dół, gdyż nie wytrzymały
podtrzymujące go fundamenty. Część ludzi Pembridge’a zniknęła pod zwałami gruzów, skąd
dobiegały rozpaczliwe wołania.
Ludzie z Roxford krzyknęli z radości. Burdett ocenił sytuację, a potem wbiegł na
mury, gdzie nadal stała jego pani. Edlyn rzuciła sir Lyndonowi triumfujące spojrzenie.
- Myślisz, że już po wszystkim, głupia kobieto? Wymówił słowo „kobieta”, jakby
ciskał najgorszą obelgę i Edlyn uświadomiła sobie jasno, że przez cały czas udawał. Wszelkie
wcześniejsze deklaracje o oddaniu to jedynie czcze słowa, obliczone na to, by przywrócić mu
sympatię Hugha. Sir Lyndon jej nienawidził. Nie mógł się pogodzić z małżeństwem Hugha i
zmianami, jakie wprowadziło, a teraz, kiedy Hugh był daleko, nie widział powodu, aby
ukrywać tę nienawiść.
To niebezpieczny człowiek.
Udawała, że tego nie dostrzega, że jest tak głupia, za jaką ją uważał. - Oczywiście, że
to nie koniec, ale zyskaliśmy chwilę wytchnienia.
Najwidoczniej odczytał jej uprzejmość jako słabość, gdyż przysunął się bliżej i
górując nad nią, powiedział: - Gdyby Hugh był tutaj, rozkazałby oddać mi dowództwo!
- Nie potrafię odczytać myśli mego męża, lecz gdyby był tutaj, Pembridge nie wdarłby
się za mury.
Była to przygana i sir Lyndon spojrzał na nią zwężonymi z nienawiści oczami.
A potem Allyn dolał oliwy do ognia, mówiąc: - Tak, on by ich powstrzymał, zamiast
pozwolić im wejść.
Sir Lyndon cofnął się tak szybko, iż Edlyn przestraszyła się, że może spaść z murów.
- Nie pozwoliłem im wejść.
- Nikt nie twierdzi...
- Ktoś jednak to zrobił - powiedział Allyn.
- Widzieliśmy go - dodał Parkin. Grims pochylił się nad chłopcami.
- Widzieliście jego twarz?
Potrząsnęli głowami, lecz wyraz ich dziecinnych twarzy jasno mówił, kogo
podejrzewają. Grims spojrzał na sir Lyndona, otwarcie oceniając go wzrokiem. Rycerz
tymczasem wpatrywał się w chłopców z nienawiścią, która zmroziła serce Edlyn. Wiedziała,
że musi opanować sytuację, postarała się więc, aby jej głos brzmiał stanowczo: - Walcz dalej,
sir Lyndonie, ale komendę nad zbrojnymi pozostawię Grimsowi. Zna zamek i ludzi lepiej niż
ty.
Sir Lyndon wyminął ją i pognał w dół schodami.
- Zanosi się na kłopoty, pani - powiedział Grims. - Mam kazać go obserwować?
Edlyn spojrzała na synów. - Dlaczego sądzicie, że to on?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]