[ Pobierz całość w formacie PDF ]

operacyjnych. Mógł liczyć na błyskawiczną pomoc wywiadu i pionu operacyjnego. Tyle że wywiad
i pion operacyjny składały się teraz z jednego wariata i setki trupów.
Po prostu cudownie, pomyślał Sten.
- Tak jest, panie admirale - rzekł salutując.
Admirał energicznie oddał mu honory. Sten spostrzegł smutek w oczach van Doormana.
Zamyślił się nad tym.
Gdy był w korytarzu, w ramiona padła mu Brijit. Jej matka zginęła w czasie nalotu.
Sten może powinien zostać z nieszczęsną dziewczyną tej nocy. Ale powstrzymała go od tego
oziębłość, jaką nosił w sercu, odkąd przed laty na Vulcanie zginęli jego rodzice. Oziębłość
umocniona śmiercią tak wielu serdecznych kumpli. Ograniczył się do współczującego uścisku i
poszedł pospiesznie do centrum łączności. Wezwał  Gamble .
Kiedy okręt, w chmurze ognia z dysz wylotowych, osiadał pośrodku bulwaru naprzeciwko
Carltona, Sten myślał o van Doorrnanie. Czy ten człowiek potrafi nad sobą panować? Była to
jeszcze jedna niewiadoma, którą należało wziąć pod uwagę. Sten pobiegł w kierunku otwartego
włazu  Gamble .
Zapomniał o van Doormanie, o Brijit, o tym, jak łatwo może zginąć wraz ze swymi ludzmi w
otchłaniach Układu Caltora. W głowie pulsowała mu tylko jedna myśl: całkowita swoboda w
działaniach operacyjnych...
Rozdział czterdziesty szósty
Wieczny Imperator coś spostrzegł. Podszedł, niezgrabnie się kołysząc. Ruchy krępował mu
gruby skafander przeciwpromienny. Wokół rozciągała się ruina tego, co kiedyś było ogrodem
różanym. Za władcą, z bronią gotową do strzału kroczyło dwóch gurkhów - kapitan Limbu i
szeregowiec. Nad nimi, nieco z tyłu, unosił się wóz bojowy. Lufy działek omiatały okolicę.
Limbu udało się wepchnąć Imperatora do rury ewakuacyjnej podtrzymywanej generatorami
McLeana. Rura wiodła do sanktuarium położonego dwa tysiące metrów pod ziemią. Kapitan runął
w otwór tuż za swym panem. W tym momencie zatrzasnęły się odporne na radiację śluzy
powietrzne.
Z osób pozostałych na powierzchni przeżyła tylko garść gurkhów. Zebrało się ich mniej niż
pluton. Wybuch przetrwało też kilkunastu członków imperialnej świty. Arundel i pobliskie rejony
zostały zrównane z ziemią. Mur, w którym mieściły się urzędy, wyparował, ale znajdujące się
wewnątrz biura ocalały.
Nienaruszony stał tylko gmach parlamentu, oddalony o jakieś dziesięć kilometrów od punktu
zero. Była w tym pewna ironia losu, bo budynek zawdzięczał swe ocalenie faktowi, że Imperator,
nie chcąc oglądać siedziby polityków, kazał usypać wysoką na kilometr górę, oddzielającą Arundel
od parlamentu. Nasyp ochronił budowlę od skutków eksplozji.
Ludność cywilna tylko w niewielkim stopniu padła ofiarą ataku. Siła rażenia ograniczała się do
pięćdziesięciu pięciu kilometrów kwadratowych pałacowych gruntów.
Imperator schylił się i podniósł spopieloną różę. Nie rozpadła się. Gurkhowie popatrzyli na
kwiat. Ich twarze, ukryte za wizjerami hełmów nie miały żadnego wyrazu. Nagle, na odgłos
silników McLeana, obrócili się w tył. Unieśli automaty.
- Nie! - krzyknął Imperator. Broń wróciła na miejsce. Zbliżały się do nich grawisanie. Przez
przezroczysty dziób maszyny, władca rozpoznał czarno-czerwony korpus Manabiego. W tych
okolicznościach to mógł być tylko mistrz Ecu.
- %7łyjesz - powiedział cichym głosem skrzydlaty dyplomata.
- %7łyję - odparł Imperator.
- Moje wyrazy współczucia. Arundel był bardzo piękny.
- Pałace można łatwo odbudować - powiedział bezbarwnym tonem władca.
Grawisanie kołysały się lekko na wietrze.
- Czy występujesz w imieniu Tahnijczyków? - zapytał Imperator.
- Tego chcieli. Odmówiłem. %7łądali, żebym dostarczył ultimatum. Ale nie dali mi
wystarczająco dużo czasu na podróż z Heath do Centralnego Zwiata.
- To w ich stylu.
- Mówię teraz w imieniu Manabich. I w moim własnym. Imperator pomyślał, że to niezwykłe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl