[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kartek. - Aha! Mam. No, co to jest?
Podsunął jej otwartą książkę. Claire zmrużyła oczy, wpatrując się w niewyrazną ilustrację. Wyglądało
to jak mały kwadratowy żagiel wypełniony wiatrem. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Myrnin
zamknął nagle książkę z głośnym trzaskiem. Aż podskoczyła.
- Za wiele trzeba by ją uczyć - powiedział do Amelie, zaczął chodzić po pokoju, a potem
zamyślił się i zaczął bawić szklaną retortą pełną obrzydliwie zielonego płynu. - Ja nie mam czasu na
niańczenie dzieci, Amelie. Przyprowadz mi kogoś, kto przynajmniej zrozumie podstawy tego, co
próbuję...
- Mówiłam ci już, nie ma nikogo, kto rozpoznałby ten symbol, a poza tym ta dziedzina nigdy nie
przyciągała osób godnych zaufania. Daj Claire szansę. Szybko się uczy. - Ton Amelie stał się
lodowaty. - Myrnin, nie zmuszaj mnie, żebym wydała ci polecenie.
Przystanął, ale nie podnosił głowy.
- Nie chcę kolejnego ucznia. - W jego głosie była niechęć.
- Tak czy inaczej, ucznia musisz mieć.
- Wyjaśniłaś jej ryzyko?
- Zostawiam to tobie. Jest twoja, Myrnin. Ale nie łudz się, będziesz odpowiadał i za jej postępy,
i za jej bezpieczeństwo. Claire usłyszała szczęk metalu, a kiedy obejrzała się za siebie... Amelie nie
było.
Zostawiła j ą samą. Z nim.
Kiedy Claire odwróciła się w stronę Myrnina, uniósł głowę i patrzył prosto na nią. Z ciepłych,
brązowych oczu zniknęło rozbawienie. Były bardzo poważne.
- Wydaje mi się, że żadne z nas nie ma większego wyboru
- stwierdził. -A więc będziemy musieli jak najlepiej sobie z tym poradzić. - Zaczął grzebać w stosach
książek i znalazł wreszcie jedną, równie zniszczoną i rozpadającą się jak ta pierwsza, z którą tak
nieostrożnie się obchodził, ale o wiele cieńszą. Wyciągnął jaw stronę Claire, a ona wzięła tomik do
ręki. Na okładce widniał tytuł: Metale w egipskich inskrypcjach.
- Ten symbol, który ci pokazałem, oznacza miedz - powiedział Myrnin. - Resztę poznasz, kiedy
wrócisz tu jutro. Poza tym będę oczekiwał, że przeczytasz Ostatnią wolą i testament Basila
Valentine'a. Mam tu gdzieś egzemplarz... - Zaczął przerzucać książki niemal gorączkowo i z
okrzykiem zadowolenia wreszcie coś znalazł. Tę książkę też jej podał. - Szczególną uwagę zwróć na
symbole alchemiczne. Masz je kopiować tak długo, aż nauczysz się ich na pamięć.
- Ale...
- Zabieraj je! Zabieraj je i wynocha stąd! Już! Jestem zajęty!
Myrnin minął ją, w pośpiechu przewracając stosy książek, żeby jak najszybciej otworzyć drzwi, za
którymi zniknęła wcześniej Amelie. Był przynajmniej ze trzydzieści centymetrów wyższy od tych
drzwi i wyglądał jak człowiek w domu hobbita. Stał tam i niecierpliwie przytupywał nogą.
- Słyszałaś? - spytał ostro. - Idz. Teraz nie mam czasu. Wynoś się. Wróć jutro.
- Ale... Ja nie wiem, jak wrócić do domu. Ani jak się dostać tutaj.
Przez sekundę wpatrywał się w nią, a potem roześmiał.
- Ktoś będzie cię musiał przyprowadzić. Nie będę konfigurował systemu tylko dla ciebie.
Konfigurował systemu? Claire stanęła i obejrzała się za siebie zaintrygowana.
- Jakiego systemu? Te... przejścia? - Od możliwych wniosków zakręciło się jej w głowie. Jeśli
Myrnin rozumiał, jeśli kontrolował te przejścia, które w Morganville pojawiały się znikąd, a potem
znikały... Ja muszę to wiedzieć. Muszę się dowiedzieć, jak to działa.
- Tak. Odpowiadam za nie, tak jak i za wiele innych spraw, ale to raczej nie jest w tej chwili
najważniejsze - skwitował.
Pózniej, Claire. Idz już. Porozmawiamy jutro.
Złapał ją, wypchnął za drzwi i zatrzasnął je za nią. Usłyszała, jak uderza dłonią w drzwi z
zadziwiającą siłą.
- Zamknij drzwi! - krzyknął. Claire wygrzebała klucz z kieszeni. Z trudem odszukała dziurkę
od klucza; światło było tu kiepskie, a ręce jej się trzęsły. Ale jakoś jej się udało i usłyszała głośny
szczęk zamykających się zapadek. - Zabierz ten klucz!
wrzasnÄ…Å‚ Myrnin.
- Ale...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]