[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do środka. Był zły, że nie może z nią porozmawiać, a jednocześnie bardzo się o nią bał.
Wprost nie mógł znieść myśli, że mogła w tym czasie narażać się na kolejne niebezpie-
czeństwo. Dla niego. I dla jego rodziny.
Nie chciał szperać w jej rzeczach, ale podszedł do toaletki i spojrzał na drobne
przedmioty, które tam zostawiła. Wśród nich było małe pudełeczko z emaliowanym
wieczkiem, z wizerunkiem pawia. Ciekawe, skąd je ma, pomyślał, przesuwając palcem po
gładkiej powierzchni. Dostała w prezencie? A może kupiła w którymś z londyńskich
antykwariatów? Chciał dowiedzieć się nawet takich drobiazgów. To był jedyny sposób, by
uporządkować własne uczucia. Musi przecież poznać kobietę, którą nimi obdarzył.
Podniósł oczy i spojrzał do lustra. Napotkał w nim odbicie łóżka, w którym zeszłej
nocy walczyli ze sobą, a potem się kochali. Chwilami zdawało mu się, że w absolutnej ciszy
pustego pokoju słyszy odgłosy ich namiętności. Coraz silniej dręczyło go pytanie, czy
Hannah nienawidzi go za to, co zrobił. Instynkt podpowiadał mu, że również dla niej ich
wspólne doznania były silne, niemal zdumiewające. Ale czy to wystarczy, by wybaczyła mu,
że sforsował jej barierę ochronną?
Nie obszedł się z nią delikatnie... Spojrzał na swoje dłonie i uświadomił sobie, że
musiał jej zadać ból. Tak bardzo się starał, by nigdy nie zrobić krzywdy żadnej kobiecie. Jak
na ironię, gdy w końcu spotkał tę wybraną, złamał tę zasadę.
Podszedł do otwartego okna i spojrzał na ogród. Niełatwo mu było określić to, co czuł.
Wciąż miał do niej żal, że go oszukała. I ciągle zdawało mu się, że kochając ją, kocha dwie
różne kobiety, ale żadnej nie ufa.
Wtedy zobaczył ją pośród bujnej zieleni.
Wszystko się z czasem ułoży, powtarzała sobie jak zaklęcie. Najważniejsze, że
spotkanie z Debokiem poszło w miarę gładko. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego,
najdalej za tydzień wreszcie go dopadną, a ona odniesie największy zawodowy sukces.
Niewykluczone, że nagrodą za udaną operację będzie awans na stopień kapitana.
Tylko co potem? Czas pokaże, pomyślała. Może po prostu wezmie zasłużony urlop i
pojedzie na wakacje.
Od dawna marzyła o podróży do Ameryki. W miastach takich jak Nowy Jork lub San
Francisco łatwo zgubić się w tłumie.
Zresztą może zrobiłaby lepiej, wracając na jakiś czas do Anglii. Mogłaby pojechać do
Kornwalii. Wprawdzie tam nie ma szans się zgubić, za to mogłaby spróbować się odnalezć.
Jedno wszak jest pewne. Już niedługo będzie musiała opuścić Cordinę. I Bennetta.
Przygnębiona usiadła na ławce pod cienistą kopułą bujnej glicynii.
Kim jestem? Od dawna nie zadawała sobie tego pytania, teraz zaś nie potrafiła na nie
odpowiedzieć. Do tej pory jej dwoista natura była prawdziwym darem losu, bez którego nie
mogłaby wykonywać swej pracy. Nie przeszkadzało jej, że z jednej strony pociąga ją
spokojne życie, wypełnione lekturą i dyskusjami o literaturze, a z drugiej trawi ją żądza
przygód. Dwie kobiety, które w niej tkwiły, współistniały dotąd zgodnie i harmonijnie. Jedna
czytała książki, druga nosiła broń i nadstawiała karku.
To się skończyło. Bardzo żałowała, że nie może porozmawiać z ojcem. On jeden
potrafiłby ją zrozumieć, może nawet pomóc. Nikt lepiej od niego nie wiedział, co to znaczy
prowadzić podwójne życie. Niestety, nie może się z nim skontaktować. Ryzyko jest zbyt
duże. Jej praca oznacza całkowitą samotność.
Nie zadawałaby sobie tych wszystkich pytań, nie zadręczała się nimi, gdyby nie
Bennett. To przez niego cierpiała i wątpiła w to, co dotąd przyjmowała za pewnik. A on?
Znienawidził ją. Zeszłej nocy posiadł jej serce, umysł i ciało. Chciał ją poniżyć i udało mu
się. Nikt przed nim nie pokazał jej, jak wiele potrafiła ofiarować. I nikt nie porzucił jej z tak
wielkim poczuciem pustki i osamotnienia.
Na szczęście on nigdy się nie dowie, jak bardzo ją zranił. Nie może się dowiedzieć.
Szybko podniosła dłonie i przycisnęła mocno do twarzy, jednak było już za pózno, by
powstrzymać łkanie. Ciepłe łzy wymykały się spomiędzy palców, więc zrezygnowana opu-
ściła ręce i rozpłakała się serdecznie. Z goryczą myślała o tym, że Bennett nie dowie się, jak
silne było to, co do niego czuła.
Dawno już wybrała swoją drogę. Nie pozostało więc nic innego, jak konsekwentnie
się jej trzymać. I modlić się, żeby nigdy nie skrzyżowała się z jego ścieżkami.
Za kilka dni Bennett będzie bezpieczny. Jego rodzina również. A ona pójdzie w swoją
stronÄ™.
Znalazł ją w odległym zakątku ogrodu. Siedziała na ławce. Ręce swoim zwyczajem
skrzyżowała na kolanach, oczy miała zamknięte, a twarz mokrą od łez. Na jej widok doznał
całej gamy uczuć. Zmieszały się w nim żal, zagubienie, miłość, poczucie, winy, gniew.
Wiedział, że Hannah chce być sama. Rozumiał to i chciał jej pragnienie uszanować.
Zraniona miłość własna podpowiadała mu, że powinien ją tak zostawić. Nie mógł jednak tego
zrobić, podobnie jak nie byłby w stanie zostawić na poboczu rannego psa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]