[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głęboki oddech.
-Nic mi nie jest.
Kolejna kula zaczęła się formować nad Geoffrey em.
-Tym razem nie spudłuję, obiecał.
William podniósł się. Savannah stanęła obok niego.
-Ja również, przyrzekł.
I zanim oszołomiona Savannah spostrzegła, kula ognia zaczęła
kształtować się w jego ręce.
-J...jak...
Geoffrey potrząsnął głową, niedowierzanie było widoczne na jego
twarzy.
-T...ty nie możesz! J...ja jestem jedynym, który...
William rzucił ogniem, który uderzył w pierś Geoffrey a i posłał go na
ziemię. Był blisko krawędzi klifu. Tylko kilka metrów, a on spadnie w
ciemnÄ… noc.
-Wraz z wiekiem przychodzi moc.
Płonący wzrok Williama był skupiony na jego bracie.
-Nie jesteś jedynym, który uczył się mrocznej magii.
Podniósł miecz i ruszył powoli do przodu.
-Teraz, bracie, splunął. Powiedz mi, czy boisz się śmierci?
Oczy Geoffrey a rozszerzyły się. Na twarzy mieszał się strach i
wściekłość. Podniósł się. William zaatakował, wymachując mieczem
pod ostrym kątem. Miecz wbił się w pierś jego brata. Geoffrey
zatoczył się, chwiejąc się na nogach do tyłu. Jego buty zaczęły się
ślizgać na końcu klifu. Jego twarz zamarła w szoku. I zaczął spadać w
powietrzu, spadać w nicość.
Savannah czekała aż się zmieni, zmieni kształt by wznieść się i
ich zaatakować. Zamiast tego, usłyszał jego krzyk.
-Jest zbyt słaby, szepnął William. Nie może powstrzymać
upadku.
Nagle krzyk ustał, jakby został zdławiony. Savannah pobiegła do
krawędzi urwiska. Jej oczy przeszukiwały na dole skalistą
powierzchnię i pieniącą się wodę. I zobaczyła go. Tam, u podstawy
klifu, jego ciało leżało wśród roztrzaskanych resztek starego,
drewnianego statku. Jego głowa była przekrzywiona, usta otwarte.
Jego otwarte oczy patrzyły wprost na nią. Długa drewniana belka z
dziobu statku wystawała z jego piersi.
-C...czy on nie żyje?
William nie odpowiedział. Zacisnął palce na rękojeści miecza i
zeskoczył z klifu. W ciągu kilku sekund był przy Geoffrey u, patrząc
na jego nieruchome ciało. Uniósł miecz.
-%7Å‚egnaj, bracie.
Ostrze jednym szybkim cięciem przeszło przez gardło Geoffrey a,
oddzielając jego głowę od reszty ciała. William przymknął oczy na ten
widok. Miecz spadł na ziemię, w kałużę krwi u jego stóp.
Teraz, to był już koniec. Wrócił do Savannah. Potrzebował jej,
potrzebował jej dotyku, który odganiał od niego ciemność.
Przerażające zimno przetoczyło się przez niego. Była tam, czekając na
krawędzi klifu. Mógł zobaczyć łzy płynące po jej policzku.
Przyciągnął ją do siebie, desperacko pragnąc poczuć jej ciało przy
swoim.
ZaciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ jej delikatnym zapachem i szczelniej owinÄ…Å‚
ramiona wokół niej. Omal jej nie stracił. Jego ciało zaczęło się trząść.
-William?
Pocałował ją z całym ogniem i rozpaczą, która w nim była. Było tak
blisko. Mógł nadal widzieć Geoffrey a, widzieć jak zanurza zęby w jej
delikatnym gardle. Drgnął. Poczuł jej palce, lekko głaszczące jego
plecy. KojÄ…ce go. UspokajajÄ…ce go.
Wszystko w porządku Williamie. To już koniec.
Czuł jej ciepło napływające do niego.
-Choć my stąd, szepnął.
Chciał opuścić to miejsce i nigdy nie wracać. Skinęła głową i
odwrócili się od skał. William zamarł. Czuł coś. Kogoś.
PrzyglÄ…dajÄ…cego siÄ™. CzekajÄ…cego. Jego wzrok rozpoczÄ…Å‚
poszukiwania.
-Dokąd poszedł wilk?
Savannah zamrugała.
-N...nie wiem. Nie patrzyłam...
Pobiegła w kierunku skał, schyliła się lekko dotykając ziemi. Gdy
uniosła rękę, jej palce były pokryte krwią.
-Był tu przed chwilą...
A teraz zniknął. Ale William mógł go wyczuć. Wciąż czuł jego
wściekłość.
On nas obserwuje.
Savannah wróciła do niego, jej ciało delikatnie przysunęło się do
niego.
Dlaczego?
Nie wiedział, ale wszystkie jego zmysły krzyczały do niego aby
go ostrzec. Wilk czekał. Ukrywał się w cieniu. I miał zamiar
zaatakować. William nie był pewien czy Savannah przetrwa kolejny
atak. Była słaba. On wziął od niej krew, a potem Geoffrey się na niej
pożywił. Teraz ona potrzebowała się pożywić, by zregenerować swoje
siły. Oboje musieli się pożywić. Ale wiedział, że ona nie będzie
chciała tego zrobić, będzie walczyć z głodem. Mógłby ją zmusić. Nie
mógł ryzykować, że opadnie z sił. Nie kiedy mieli kolejnego zabójcę
na głowie.
Chciał iść za wilkiem, by wytropić zwierzę i zabić. Ale najpierw
musi zatroszczyć się o Savannah. Ona go potrzebuje. Wziął ją w
ramiona, tuląc do siebie mocno. Usłyszał niski ryk i wiedział, że to nie
tylko zwykły wilk, który ich śledzi. Czuł mroczną energię tego
zwierzęcia. Jego głód.
Trzymaj siÄ™ z dala od niej.
Wiedział, że stworzenie usłyszy jego ostrzeżenia. William ciaśniej
owinął ręce wokół Savannah i wystrzelił w powietrze. Wilk ponownie
zawył.
* * * *
Zabrał Savannah do karczmy na obrzeżach małej wioski.
Wiedział, że wyglądają koszmarnie, ale z pomocą małego przymusu,
zmusił karczmarza, by zignorował ich mizerny wygląd i dał im
najlepszy, wolny pokój jaki miał, oraz zapewnił Williama, że w
oknach sÄ… najsilniejsze okiennice.
William zaniósł Savannah na górę, martwiąc się jej bladością.
Potrzebowała krwi i to szybko. Zamknął za sobą drzwi i umieścić ją
delikatnie na łóżku. Patrzyła na niego, szeroko otwartymi oczami.
-To nie był tylko wilk, prawda?
William potrząsnął głową. Zauważył, że jej ręce drżały.
-Więc co to było?
-Wampir.
Od chwili, gdy zwierzę zaatakowało Geoffrey a wiedział, że ma do
czynienia z jednym ze swojego gatunku. Savannah skinęła głową.
-Tak myślałam.
Przełknęła i przechyliła głowę.
-Dlaczego zaatakował Geoffrey a?
-Nie wiem. Geoffrey poświęcił całe swoje życie na ranieniu
innych. Może zrobił coś wampirowi, zranił go, albo kogoś na kim mu
zależało.
Oparła się plecami o poduszkę, a zmęczenie było widoczne w
każdej części jej ciała.
-Geoffrey skrzywdził tak wielu ludzi.
Przykrył ją kołdrą.
-Ale nie skrzywdzi już nikogo więcej.
Chwyciła go za rękę.
-Dziękuję Williamie.
Usztywnił się. Przeszedł go głód, spowodowany jej delikatnym
dotykiem.
-Za co?
-Za zakończenie mojego koszmaru.
Wziął głęboki oddech. Jej słabość ponownie uderzyła w niego.
-Odpocznij teraz. Po prostu zamknij oczy i odpocznij.
Zmarszczyła brwi i poruszyła się niespokojnie na łóżku.
-Wychodzisz?
-Tylko na chwilÄ™.
Potrząsnęła głową.
- Nie! Nie zostawiaj mnie.
-Zpij Savannah.
Wykorzystał przymus. Normalnie by na nią nie podziałał, ale w
jej osłabionym stanie, nie byłaby w stanie z nim walczyć. Powieki
opadły, a jej ciało rozluzniło się. Nie mógł zbyt daleko się oddalić.
Nie przy bliskiej obecności innego wampira. Musi znalezć
pożywienie, szybko i powrócić do Savannah. Mógł wykorzystać,
któregoś z pracowników karczmy. Pokojówkę albo gońca. Musi być
szybki. Savannah musi się napić. I nie jest wystarczająco silna, by na
własną rękę zdobyć krew. Pobiegł do drzwi. Z każdą kolejną sekundą
jej siły słabły. I z wilkiem gdzieś tam, w pobliżu nie mogła sobie
pozwolić na słabość. Nawet na chwilę.
* * * *
-Savannah. Obudz siÄ™ Savannah.
Usłyszała jego głos, który wołał ją cicho. Chciała otworzyć oczy, ale
po prostu czuła się tak zmęczona. Chciała spać, tylko spać.
-Nie możesz spać. Musisz otworzyć oczy.
Znała ten głos. William. Uśmiechnęła się.
-Tak, to ja. I chcę, żebyś na mnie spojrzała. Możesz to zrobić?
Skoncentrowała się, zbierając swoje siły. William jej
potrzebował. Koncentrując swoją energię, otworzyła oczy. William
spojrzał na nią intensywnie czarnymi oczami. Kosmyk jego włosów
wymknął się i opadł na czoło.
Ten czarny lok dał mu wyraz dziwnej łagodności, wyglądał
niemal chłopięco. Podniosła rękę, chcąc go dotknąć. Złapał ją za rękę,
przysuwając ją do swoich ust. Pocałował jej dłoń, a jego oddech
rozgrzał jej chłodną skórę.
-Zmusiłeś mnie do snu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]