[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dokonać pewnych ustaleń. Chcę partycypować w kosztach ich utrzymania, tak aby cały
ciężar nie spoczywał na tobie.
Wpatrywała się w niego, ale jego słowa ledwie do niej docierały, gdy mówił coś
o comiesięcznych alimentach funduszu powierniczym oraz o dodatkowych pieniądzach
na ubrania. O samych chłopcach nie wspomniał ani słowem! Chciał jak najszybciej
zacząć wypisywać czeki, aby się od nich uwolnić. Gniew, który w niej wzbierał, w
końcu znalazł ujście.
- Przestań! - przerwała mu ostro. - Nie chcę tego słuchać. Nie potrzebuję od
ciebie pieniędzy.
Wyglądał na zaskoczonego.
- Jeśli mówisz o jakiś innych... zobowiązaniach, to wiesz Darcy, że ja nie mogę...
Popatrzył w bok, unikając jej wzroku.
46
S
R
- Wiem o tym. Nie proszę cię, abyś całkowicie zmienił swoje życie.
- A więc czego oczekujesz, Darcy? - spytał cicho.
Zamknęła oczy. To jest cholernie dobre pytanie.
W najgłębszym zakątku swego serca pragnęła czegoś niemożliwego. Bez sensu
byłoby nawet o tym wspominać. Otworzyła oczy odwróciła się i spojrzała na niego.
Gdyby tylko mogła znalezć właściwe słowa, żeby zrozumiał, jakie to jest ważne.
- Próbowałam wszystko przemyśleć i określić, co było by najlepsze dla chłopców
- powiedziała. - Oni potrzebują ojca. Mój wybór przede wszystkim padł na ciebie. Nie
musisz się ze mną żenić, wiesz o tym. Jeśli potrafisz sobie wyobrazić, że jesteś obecny
w ich życiu... - Zakrztusiła się i przerwała. Zrobił jakiś gest w jej kierunku, ale się
odsunęła. - Jeśli uważasz, że nie możesz tego zrobić - ciągnęła pospiesznie -
chciałabym, abyś powiedział mi o tym teraz. W takim wypadku będę musiała znalezć
kogoÅ› innego.
Wyraz jego oczu zdradzał, że to go zszokowało.
- Co masz na myśli?
Wyprostowała ramiona, odzyskując siłę.
- Myślę, że wyraziłam się całkiem jasno. Muszę kogoś poślubić. Kogoś innego -
dodała wyjaśniająco.
- KogoÅ› innego? Kogo?
Pokręciła głową, czując, że z każdą chwilą robi się silniejsza.
- Och, nie wiem. Mam kilku kandydatów.
- Kevina? - spytał z lekką pogardą w głosie.
Wzruszyła ramionami.
- To jedna z możliwości. Ale właściwie myślałam o... - Zawahała się,
zastanawiając się, czy rzeczywiście chce to powiedzieć, a potem pospiesznie dodała: -
O Bercie Lensenie z księgowości.
- Bert Lensen? - Zmarszczył brwi. - Czy to ten niski, pucołowaty i łysiejący
facet?
- To bardzo miły człowiek. Nie jest żonaty. Wydaje się, że mnie lubi. Zawsze
pyta o blizniaki.
- Aha. - Pokręcił głową, przybierając sceptyczną minę. Zaczynał podejrzewać, że
Darcy go oszukuje. - No nie wiem. Po prostu nie widzÄ™ ciÄ™ z kimÅ› takim.
- Nie? - Oczy jej zabłysły. - To się jeszcze raz zastanów. Właściwie to on jest
doskonały.
- Doskonały! Chyba nie mówisz poważnie?
47
S
R
- Jak najbardziej. Nie szukam weekendowej przygody - dodała. - Szukam
statecznego, spokojnego faceta. PotrzebujÄ™ prawdziwego ojca dla moich dzieci.
Potrzebuję kogoś, na kim będę mogła się oprzeć.
- Kogoś zupełnie innego niż ja.
Wciągnęła głęboko powietrze w płuca. W jego spojrzeniu dostrzegła ból. Nie
chciała go zranić, chciała tylko, aby trochę pomyślał.
- Tego nie powiedziałam.
- Ale to miałaś na myśli. - Odwrócił się. - Według twoich kryteriów nie jestem
wystarczająco dobry na ojca własnych dzieci.
- Mitch! Nigdy tego nie powiedziałam!
- Nie musiałaś. To oczywiste - Przeczesał palcami włosy. - Do diabła -
powiedział szorstko, spoglądając na nią - może i masz rację.
Nie miała zamiaru tego komentować. Wszystko wskazywało na to, że ta
rozmowa zmierza donikąd. Lepiej byłoby ją przerwać.
- Powinniśmy już jechać - powiedziała, patrząc twardo w jego oczy.
- Oczywiście - odparł, nie odwracając wzroku.
Coś iskrzyło między nimi. Nagle powietrze zrobiło się tak duszne i gorące, że
ledwie mogła oddychać,
- Wez lornetkę, popatrzymy na krajobraz. - Sięgnęła do klamki i wysiadła.
Mitch przez chwilę patrzył, jak Darcy podchodzi do barierki. Czyste szaleństwo.
Nigdy nie czuł się tak wytrącony z równowagi. Zawsze był z siebie dumny, że potrafi
zachować dystans wobec kobiet, z którymi był związany. Zresztą żadna z nich nie
miała powodu do narzekań - nigdy nie przebywał w jednym miejscu na tyle długo, aby
stworzyć jakiś stały związek.
Ale z Darcy wszystko wymknęło się spod kontroli. Od chwili, gdy w deszczowy
paryski dzień spojrzeli sobie w oczy, coś przyciągało ich do siebie. Nigdy przedtem nie
odczuwał czegoś podobnego. A teraz, gdy zaczęła mówić o poślubieniu Berta
Lensena... W pierwszym odruchu miał ochotę zbić tego faceta na kwaśne jabłko. Myśl,
że jakiś inny mężczyzna będzie jej dotykał, działała na niego tak, jakby ktoś wbijał mu
nóż w żołądek. Nie mógł tego znieść. Ale przecież nie miał do niej żadnych praw.
Wszystko tu jest bez sensu.
Przeklinając pod nosem, wyjął lornetkę ze schowka, wysiadł z samochodu i
podszedł do barierki.
48
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
- Tylko spójrz! - Darcy zatoczyła ręką szeroki łuk. - Teksas w samo południe.
Czyż nie jest piękny?
Mitch, słysząc emocje w jej głosie, uśmiechnął się pobłażliwie, ale gdy spojrzał
wokół, zmarszczył brwi. Widział pofałdowane wzgórza, tu i ówdzie porośnięte dębami
i leszczyną, oraz skaliste dna strumyków. Rudy jastrząb zataczał koła nad zbiornikiem
wodnym. W pewnej chwili odniósł wrażenie, że dojrzał w zaroślach biały ogon jelenia.
Nagle zdał sobie sprawę, że Darcy ma rację. Dlaczego dotąd tego nie zauważył?
Teksas jest naprawdę piękny.
Ostatnie kilka lat spędził w krajach, gdzie piękno krajobrazu tworzyła głęboka
zieleń dżungli, strzępiaste góry albo turkusowa woda. Piękno, które widział teraz,
postrzegał inaczej. Odbijało się ono echem gdzieś głęboko w jego wnętrzu, w jego
sercu i duszy.
Teksas to dom. Dużo czasu minęło, odkąd pomyślał o tym w ten sposób.
Odwrócił się do Darcy. Starała się właśnie zlokalizować granice inwestycji
Heartland. Wzięła od niego lornetkę i wytężała wzrok. Patrzył na jej rozwichrzone
włosy, odsłonięte małe ucho przypominające różową muszelkę. Chciał go dotknąć,
przebiec palcem po jego krzywiznach. Przysunął się bliżej.
Spojrzała na niego trochę zdziwiona.
- Och... Myślę, że lepiej będzie widać granicę z tamtego występu - powiedziała,
wskazując inne dogodne miejsce do obserwacji. - Idę sprawdzić.
Odwróciła się i poszła szybko, jakby uciekając przed jego spojrzeniem. Serce
waliło jej w piersiach. Torowała sobie drogę przez krzaki, odwracając się co chwila, by
sprawdzić, czy Mitch za nią podąża. Nagle gałąz zaplatała się w jej włosy.
- Auu! - Zatrzymała się, schwytana przez ciernisty krzak jeżyny. Szarpanie się
tylko pogorszyło sprawę.
- Poczekaj, pomogę ci - powiedział Mitch, sięgając do jej włosów i uwalniając
kosmyk.
Zamknęła oczy. Był stanowczo zbyt blisko. Nie mogła oddychać. On zamierza
jej dotknąć. Czuła to przez skórę. No i tak się stało. Jego palce pozostały w jej włosach,
a jego usta przywarły do jej karku.
- Och! - zawołała, próbując bez większego sukcesu odsunąć się od niego.
Obróciła się, by na niego spojrzeć. - Nie rób tego.
Przytrzymał jej twarz w dłoniach.
49
S
R
- Darcy, nie mogÄ™...
Czego on nie może? - zastanawiała się trochę histerycznie. Nie może przestać jej
całować? Och, ona też nie może...
Gdy jego usta opadły na jej usta, jęknęła z ulgą, jakby jej tłumiona zbyt długo
potrzeba znalazła wreszcie zaspokojenie. Czuła jego rękę na twarzy, ciało tuż przy
swoim ciele, usta na swoich ustach. Och, to jest wspaniałe! Obawiała się, że utonie w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]