[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Daisy roześmiała się głośno.
- To prawda. Zaczęłam go naprawiać dawno temu, ale wypadły pilniejsze zajęcia.
Dziś wróciłam do tego silnika i tak się wciągnęłam, że zapomniałam o wszystkim. Spóz-
niłam się nawet na spotkanie z tobą.
- Spózniłaś?
- No dobrze, nie przyszłam i musiałeś mnie szukać. - Co jeszcze mam zrobić, du-
mała, żeby go przeprosić? Słodko pocałować? Jednak zamiast marzyć, wróciła do bizne-
sowych tematów. - Miałeś mi wyliczyć nasze błędy.
- Pierwsza sprawa to duży teren, którego nie wykorzystujecie.
- Ależ wykorzystujemy. Jest miejsce zabaw dla dzieci, ładne ogrody, gdzie można
spacerować. Wszystkim się podobają.
- Tak, ale cały ten obszar nie przynosi wam dochodów.
- Co proponujesz? Mamy go sprzedać inwestorowi, który postawi wielopiętrowe
domy? - spytała agresywnie.
Felix spojrzał na nią, unosząc brwi.
- Dlaczego wciąż spodziewasz się po mnie wszystkiego najgorszego?
- To po prostu... - bąknęła, czerwieniąc się coraz bardziej.
- Mechanizm obronny? - podpowiedział.
- Nie, ale... - Dotarło do niej, że być może miał rację. Instynktownie broniła się
przed jego planami i przed nim samym. Był atrakcyjny, pociągał ją, co nie pomagało lo-
gicznie myśleć. - Dokończ to, co zacząłeś mówić.
- Byłoby to doskonałe miejsce na śluby i przyjęcia.
- Myślałam o tym, ale licencja jest bardzo droga, więc minęłoby mnóstwo czasu,
nim inwestycja by się zwróciła. Poza tym nasz hol jest za mały na rozstawienie stolików.
- W lecie można ustawić wielki namiot...
R
L
T
- W letnie weekendy najwięcej zarabiamy, a jeśli zaczniemy organizować przyję-
cia, trzeba będzie zamknąć miasteczko dla publiczności i stracić całodniowy dochód.
- Niekoniecznie. Przecież możecie rezerwować tylko wieczorne godziny. Wtedy
będzie to dodatkowy dochód w letnią sobotę czy niedzielę.
Zjawił się kelner i dyskretnie zabrał puste talerze po przekąskach, a po chwili
przyniósł główne dania.
- Powinniście też przeanalizować ceny biletów i liczbę odwiedzających.
- Bill nic ci o tym nie wspomniał? Mamy system komputerowy do sprzedaży bile-
tów, znamy więc dokładnie wpływy i liczbę biletów indywidualnych, grupowych, z se-
zonową zniżką...
- W takim razie łatwiej przestudiować ceny.
Daisy zareagowała głośnym westchnieniem.
- Zrozum, zależy nam na pokazaniu rodzinnego dziedzictwa, a nie na wielkich zy-
skach. Chciałabym, żeby ludzie do nas wracali, bo dobrze się bawili.
- Nie musisz podnosić cen biletów, jednak teraz jest tak, że po wejściu każdy może
korzystać z karuzeli bez ograniczeń. Proponuję, żeby w ramach biletu było kilka przejaż-
dżek, a za więcej trzeba dopłacić. To chyba sprawiedliwe rozwiązanie. Kto chce więcej
jezdzić, musi więcej zapłacić.
- Wolałabym, żeby pracownicy nie musieli zajmować się sprzedażą i nosić przy
sobie pieniędzy. Kasa biletowa, kafejka i sklep to odpowiednie miejsca do przyjmowania
gotówki.
- Słusznie. W tych trzech miejscach będą więc sprzedawane żetony na dodatkowe
atrakcje. %7łeton poza wesołym miasteczkiem nie ma przecież żadnej wartości. Nie widzę
problemu.
Daisy spojrzała na niego z uśmiechem. Zdążyła polubić jego sposób spokojnej ar-
gumentacji, natomiast on sam przypadł jej do gustu jeszcze bardziej. To przekonanie
niebezpiecznie nasilało się z każdą chwilą.
- Moglibyście stworzyć tu ośrodek życia towarzyskiego dla okolicznych mieszkań-
ców. Zluby, spotkania, występy, zabawy dla dzieci, szkolenia pracowników firm. Kafej-
ka służyłaby jako bufet. Organizujecie jakieś imprezy?
R
L
T
- W Halloween parowy pojazd z przyczepą, ozdobiony latarniami z wydrążonych
dyń, jezdzi alejkami, a pracownicy paradują w przebraniach. Na Boże Narodzenie Bill
przebiera się w strój Zwiętego Mikołaja. Jeden z tutejszych farmerów ma kilka reniferów
i przyprowadza je do nas. Pojazd kursuje do groty Mikołaja, a dzieciaki są naprawdę
szczęśliwe.
- Do takich imprez można dołożyć występy, wieczory muzyczne, a kilka razy w
roku zapraszać lokalnych twórców i rzemieślników, by w przygotowanych stoiskach
sprzedawali swoje wyroby - wtrącił Felix.
- Na to wszystko potrzebne sÄ… pieniÄ…dze, a inwestor zwykle spodziewa siÄ™ zysku.
Ciągle nie rozumiesz, że nam zależy na utrzymaniu rodzinnego spadku, a nie na zarob-
kach za wszelkÄ… cenÄ™.
- Jeśli nie będzie zysku, jak zdobędziesz środki na konserwację urządzeń? Na pew-
no chcesz dokupić jakieś niszczejące karuzele i doprowadzić je do świetnego stanu. Za
co? Daisy, potrzebujesz inwestora.
- Raczej sponsora. Jesteś zainteresowany? - Zdała sobie sprawę, jak dwuznacznie
to zabrzmiało, dodała więc szybko: - Myślę o współpracy z naszym muzeum.
- Zastanawiam się nad tym. Chcę przez kilka dni pomagać Billowi i zobaczyć, jak
wszystko działa. - Spojrzał jej w oczy. - Właściwie mógłbym pomagać tobie.
Za nic na świecie, pomyślała. Zawsze był nieskazitelnie czysty i zadbany, więc
praca z silnikami lepiącymi się od smarów na pewno nie była dobrym pomysłem. Poza
tym nie chciała spędzać w jego towarzystwie zbyt wiele czasu. Im więcej z nim rozma-
wiała i przebywała, tym bardziej ją pociągał i fascynował. Nie mogła do tego dopuścić.
- Najlepiej będzie, jeśli zorientujesz się w całości. Pomóż w kafejce, wytrzymaj
jedną zmianę w sklepie, a potem przy każdej karuzeli. Jeśli wykażesz się niezwykłą pil- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl