[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gardle. To żałosne i zawstydzające. Co z niego za mężczyzna, skoro nadal przeżywa za-
dane przez matkÄ™ rany?
- Przeciwnie, jestem bardzo zadowolony - odparł rzeczowym, zarezerwowanym dla
niej tonem.
Zaśmiała się sucho, nienaturalnie.
R
L
T
- Och, Vittorio, nigdy nie masz dość, co? Jesteś jak twój ojciec. - To miały być
słowa potępienia.
- PrzyjmujÄ™ to za komplement.
- Nie wątpię - odrzekła z drwiną.
- Gdzie jest Ana? - spytał, zniecierpliwiony jej gierkami.
- Czemu cię to interesuje? - spytała, unosząc jedną brew.
- Bo jest moją żoną - wypalił, nie kryjąc już irytacji.
- %7łoną, której nie pokochasz.
- To ciÄ™ nie powinno ... - zaczÄ…Å‚.
- Czyżby? - Gdy podeszła bliżej, ujrzał w jej oczach gniew, zmieszany z emocją,
której nie rozpoznał, chociaż dziwnie przypominała smutek.
Było to niezwykłe, matka nigdy nie okazywała smutku.
- Nie wiesz, jak to jest kochać tego, kto nie odwzajemnia miłości...
Roześmiał się na to na całe gardło.
- Tak sÄ…dzisz?
Constantia wyglądała na zagubioną. Był zbyt znużony, by jej to teraz tłumaczyć.
- Czy wiesz, gdzie jest Ana?
- Zniszczysz tÄ™ dobrÄ… dziewczynÄ™. Doprowadzisz jÄ… do zguby...
Miłość to niszczące uczucie". Na myśl, że mógłby sprawić Anie tyle cierpienia,
zadrżał na całym ciele.
- Czemu się tym przejmujesz? - spytał ochryple.
- To dobra dziewczyna, Vittorio.
- Chcesz powiedzieć, że za dobra dla mnie.
- Popełniłam wiele błędów, przyznaję. - Matka westchnęła zniecierpliwiona. - Bar-
dzo tego żałuję. Muszę cię jednak ostrzec, że to małżeństwo przyniesie jedynie więcej
rozpaczy. Czy nasza rodzina nie wyczerpała już limitu nieszczęść?
Czyżby matka twierdziła, że to on był ich przyczyną?
- Zgadzam się z tobą. Ale nie ja temu zawiniłem.
Constantia zamrugała, jakby ją uderzył.
- Wiem, że mnie oskarżasz...
R
L
T
- Oskarżam? - powtórzył z jadowitą słodyczą. - Czy masz na myśli próbę odebrania
mi mojego dziedzictwa w kilka godzin po złożeniu ojca do grobu? Twoją rozpaczliwą
chęć zawleczenia rodziny przed sąd i odebrania mi książęcego tytułu?
Matka popatrzyła mu prosto w oczy, w których czaiła się wrogość.
- Tak, Vittorio, właśnie to mam na myśli. Jeden Bóg wie, że nie pozwalasz mi o
tym zapomnieć.
- Trudno zapomnieć o sztylecie wbitym w plecy - odparł lodowato.
Po dziś dzień pamiętał szok, jaki wówczas przeżył. Gdy złamany bólem wrócił z
pogrzebu ojca, dowiedział się, że matka zdążyła się spotkać z adwokatem i próbowała
zmienić testament, chcąc wydziedziczyć go na rzecz Bernarda. Wszystkie smutki i upo-
korzenia dzieciństwa skumulowały się w tej jednej okropnej chwili, gdy pojął, że matka
go nie cierpi i zrobi wszystko, by go pozbawić należnego mu majątku i tytułu. Nigdy jej
tego nie zapomni.
- To prawda - przyznała. - Powiem ci, że kobietę, której własny mąż odmawia
uczucia, sztylet ów rani nie w plecy, ale prosto w serce. Błagam cię, nie skrzywdz żony.
Nie proszÄ™ o nic dla siebie.
- Piękne słowa - prychnął Vittorio. Złość go opuściła, pozostało znużenie. - Tak ci
zależy na mojej żonie?
- Wiem dobrze, co ona czuje. - Constantia potrząsnęła głową i wyszła z salonu.
Słowa te dzwoniły mu echem w uszach, mimo to postanowił je zlekceważyć.
Wiem dobrze, co ona czuje". Czyżby matka sugerowała, że kochała ojca? Wedle wie-
dzy młodego Vittoria jego rodzice zawarli małżeństwo z rozsądku. Dokładnie takie, jakie
on zaplanował. Związek rodziców przerodził się jednak w pole bitwy; na myśl o tym, że
mogłoby się to przytrafić jemu i Anie, głośno zaklął.
Ana sprawiła, że na powierzchnię wypłynęły dawno pogrzebane wspomnienia.
Otworzyła go, pokazała, że posiada pragnienia i potrzeby.
Potrzebuje miłości.
Zaklął siarczyście.
- Vittorio?
Odwrócił się na pięcie. Ana stała w drzwiach, blada jak ściana.
R
L
T
- Ile słyszałaś? - spytał bez ogródek.
- Zbyt wiele - wyjąkała.
Podszedł do barku i nalał sobie whisky. Upił spory łyk, pozwalając, by alkohol
spłynął mu do gardła palącą strugą.
- Chcę z tobą porozmawiać - wyszeptała.
- O czym? - spytał z udawanym znudzeniem.
Ana wiedziała, że ich małżeństwo nie odniesie sukcesu, jeśli Vittorio będzie nadal
tkwił w bolesnych okowach przeszłości.
- Powiedz mi, co się stało.
- To proste. Matka mnie nie kochała. Jestem żałosny, co? Dorosły facet płacze nad
swoją podłą mammą.
- To nie wszystko.
- Jest jeszcze kilka drobnych szczegółów. Moi rodzice się nie cierpieli, tak to za-
pamiętałem. Gdy urodził się Bernardo, zajęli określone pozycje. Ja należałem do ojca, a
on do matki.
- Jak to?
- Zwyczajnie. Rodzice posługiwali się nami do własnych celów. Ojciec był dla
mnie dobry, wyszkolił mnie...
- Był twardym człowiekiem - zauważyła.
- Kto ci tak powiedział? - spytał ostro.
- Mój ojciec.
Vittorio wydał drżące westchnienie.
- Ponieważ wiedział, że to ja dziedziczę, chciał mnie odpowiednio przygotować do
roli księcia...
- A Bernardo?
- Matka rozpieszczała go do niemożliwości.
- Obaj mieliście trudne dzieciństwo.
Vittorio spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym wzruszył ramionami. Wyraz-
nie nie chciał okazać emocji. Nie dziwiło jej to. Nikt nie lubił wspominać bolesnych
chwil cierpienia.
R
L
T
- Po śmierci ojca matka próbowała zmienić jego testament, pozbawiając mnie tytu-
Å‚u.
Ana z sykiem wciągnęła powietrze. Czemu Constantia miałaby to robić? Pomyśla-
ła, że zna odpowiedz. Nie uwierzyłabyś, do czego jest zdolna tak traktowana osoba. Ja-
kie czyny popełnia...". Czy gorycz i gniew na męża przeniosła na syna? Było to możliwe,
choć niewyobrażalnie smutne.
- Nic nie wskórała - mówił dalej. - Ojciec był na to za sprytny. Mój brat nie dostał
ani jednego lira.
- NaprawdÄ™?
- Uważam, że słusznie. Przepuściłby cały majątek.
- Zatem żyje on tu na twojej łasce.
- Pozwalam mu pracować w biurze, jest asystentem.
Ana mierzyła go nieprzeniknionym spojrzeniem.
- Uważasz, że to nie w porządku? - żachnął się Vittorio. - On chciał mi wszystko
odebrać!
- Kiedy umarł twój ojciec, miałeś...
- Czternaście lat - dokończył.
- W takim razie twój brat miał ledwie dziesięć...
- Jesteś po jego stronie? - spytał z irytacją. - Już nie pamiętasz, jaki stawiałem ci
warunek? - Zbliżył się do niej i chwycił ją za nadgarstki. W tym geście nie było czułości.
- Lojalność. Mówiłem, że moi bliscy będą mnie próbowali zdyskredytować. Przysięgłaś,
że będziesz wobec mnie lojalna.
- Ja tylko usiłuję pojąć...
- Może nie chcę, żebyś pojmowała - warknął. - Bo jeśli zrozumiesz... - urwał gwał-
townie.
Po jego twarzy przemknął cień lęku. Prychnął z irytacją i nieoczekiwanie złożył na
jej wargach gorący pocałunek.
Był tak palący, jakby pragnął ją ukarać za jej niewczesną ciekawość. Wyczuwała w
nim jego gniew i ból. Mimo to przywarła do niego, wiedziona pożądaniem, wczepiając
palce w jego włosy.
R
L
T
- Nie! - Vittorio odsunął ją od siebie z nagłą niechęcią.
Ana zachwiała się na nogach. Oboje dyszeli jak po długim biegu.
- Vittorio...
- Nie tak - wysapał znękany. - Bóg wie, że nigdy tego nie chciałem.
- Ale...
- Powiedziałem ci, że miłość to niszczące uczucie.
Jeśli smutek, pomieszanie i ból były miłością, to nie dziwota, że oboje woleli żyć
bez niej.
- Nie musi tak być - szepnęła.
- Ze mnÄ… jest. Zostaw mnie, Ana. Po prostu odejdz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]