[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczekiwaniu na dalszy tok wydarzeń. Dawid wziął ją za rękę.
Julie wiedziała, że powinna coś zrobić, krzyknąć na niego, żeby
ją zostawił. A tymczasem patrzyła tylko na niego szeroko otwar-
tymi oczami. Sama nie wiedziała, kiedy znalezli się przed do-
mem.
Dawid uwolnił jej dłoń. Julie odsunęła się. Byle dalej od nie-
go, od domu... Skierowała się w stronę drzew.
- Weszło ci to już w zwyczaj - powiedziała. - Prowadzasz
mnie, jakbym była dzieckiem. Jak sądzisz, co powiedzą Sara i
Edward?
Dawid nie odpowiadał. Czuła się niezręcznie - on milczał,
ona podnosiła głos. Pokona ją tą ciszą. Ciekawe, co w ten spo-
sób zyska.
- Po prostu wchodzisz i wyciągasz gości swojej siostry!
- No właśnie. - Czyżby się z niej śmiał?
Przecież nic się nie stało. Pocałunek - która kobieta robiłaby z
tego dramat w naszych czasach? Można się było zdenerwować,
ale żeby zaraz... Julie zaczęła iść przed siebie, nie chciała pa-
trzeć
68
S
R
w oczy Dawida. W końcu doszli do stawu. Tutaj ścieżka się
kończyła. Po wodzie pływała samotna kaczka.
- Julie...
Uskoczyła, gdy tylko poczuła, że Dawid jest blisko.
Chciała się jakoś od niego uwolnić, a jednocześnie czuła, że
nie może wrócić do domu Sary. Nie mogła znieść tego niepo-
koju, który w niej szalał. W tym stanie mogłaby powiedzieć i
zrobić właściwie wszystko.
- Julie, tracisz bardzo dużo energii.
Przecież nie chciała się tak miotać! I jeszcze ten Dawid -
żywe przeciwieństwo jej zdenerwowania.
- Po co przyszedłeś? Zostaw mnie w spokoju!
Dawid podszedł do Julie. Nie mogła zrobić nawet kroku, stała
jak wmurowana. Położył jej dłonie na ramionach, przygarnął ją
do siebie.
- Muszę wiedzieć - powiedział dotykając jej ust swoimi. -
Muszę wiedzieć, czy to było prawdziwe.
Julie chciała się rozzłościć, odepchnąć go, lecz jej ciało ule-
gało mu coraz bardziej. Poddawała się ciepłu, które od niego
biło. Usta Dawida, jego język, niski pomruk...
- Marzyłem o tym. O twojej skórze, o dotyku... Marzę o tobie
stale, śnię na jawie. O twoich ustach...- Pocałował ją głęboko,
zaborczo. - Co ty, u diabła, ze mną robisz, Julie?
Odepchnęła go, ale nie miała siły zrobić nic więcej. Widziała
jego oczy. Było jej słabo - słabo z pożądania.
- To nie ja... Nie możemy tak po prostu... To jakiś obłęd! -
szeptała spłoszona. - To minie.
Nie odpowiadał i Julie czuła, że jeśli zaraz nie odejdzie, sta-
nie się z nią coś strasznego. Jakaś tajemnicza siła przyciągała ją
do Dawida.
- Nie możemy! Jeżeli zaraz... To szaleństwo! - Drżała na
całym ciele. W twarzy Dawida zaszła nagle zmiana. Dziewczy-
na zauważyła to i wiedziała, że powinna rzucić się do ucieczki.
69
S
R
Nie
70
S
R
zrobiła nic. A potem Dawid przyciągnął ją mocno do siebie.
- Puść mnie! Musisz mnie wypuścić!
- Nie. - Rozluznił uścisk. - Gdybyś naprawdę chciała, umia-
łabyś ze mną walczyć.
- Nie mogę - wyszeptała bezgłośnie. Płonęła z pożądania.
Dawid dotknął ustami jej ucha, całował ją delikatnie w szyję.
- Przez całą noc mi się śniłaś, myślałem, że oszaleję! Wiedzia-
łem, że jesteś za ścianą, że leżysz w pościeli, naga... Marzyłem,
że na mnie czekasz. - Julie drgnęła.
- Powinienem był do ciebie przyjść...
Nigdy jeszcze nie czuła tak ogromnej potrzeby, żeby być bli-
sko Dawida. Uśmiechnął się i znowu dotknął ustami jej szyi.
- Czy to nie ty jesteś dziewczyną, która najpierw coś robi, a
potem myśli?
- Nie w takich sprawach. - Julie była przestraszona tym, że
traci kontrolę nad sytuacją. Jego dotyk sprawiał, że nie mogła
odejść. - Stanley ma rację, nie można...
Nie można". Powtarzała wciąż te same słowa, ale Dawid nie
słuchał. Przytulił ją mocniej do siebie. Westchnęła, kiedy do-
tknÄ…Å‚ jej bioder.
- Nie chcesz, żebym przestał - powiedział cicho.- Czuję to,
gdy jesteÅ› przy mnie. To, co czujÄ™, moje potrzeby... nie chodzi
przecież tylko o mnie.
Położył sobie jej dłonie na piersi. Julie czuła przez cienką ko-
szulę szorstkie włosy na jego torsie. Twarde mięśnie... Pocało-
wał ją jeszcze raz. Namiętnie i mocno.
- Chodz ze mnÄ…, Julie.
- Nie można...
- Więc chodzmy na spacer. - Julie odsunęła się od niego. -
Boisz siÄ™?
Tak. Boże, była przerażona!
71
S
R
- Spacer wśród drzew - powiedział miękko, zmienionym na-
gle głosem. - Czego tu się bać?
Wszystkiego. Rozszalałej tęsknoty. Głodu, który czuła, gdy
tylko Dawid ją dotykał.
- Ale Sara... - brzmiało to dziecinnie. Julie wiedziała już, że
nie panuje nad sytuacjÄ….
- Nie obchodzi mnie, co robi Sara! - powiedział Dawid twar-
do. Wyciągnął rękę i Julie poszła za nim ścieżką wydeptaną
przez sarny. Zadawała sobie pytanie, jak mogła mu zaufać - to
nie był ten sam człowiek, którego znała kiedyś. Tamten Dawid
był zawsze opanowany, ale dziś, teraz...
- Widziałaś chatę za domem Patricka?
Julie zacisnęła palce, ale Dawid nie puścił jej dłoni. Wiedzia-
ła, że zaraz coś się wydarzy. Dawid był zawsze stanowczy. I
uparty. Nie miała dotąd pojęcia, że może też być taki grozny.
- Pokażę ci. Zbudował ją Jim Oldham, a potem sprzedał ją oj-
cu Molly.
Julie starała się zachowywać normalnie.
- Molly? - spytała. %7łony Patricka?
- Tak. Jej ojciec jest malarzem, chciał tu pracować, ale w
końcu się rozmyślił i oddał jej ten dom.
- No, a ona zostanie tu na dłużej. - Głos Julie brzmiał cał-
kiem zwyczajnie. Dawid nie ma chyba zamiaru... To tylko jej
wymysły. Zaraz dojdą do tamtego zwalonego pnia, Dawid bę-
dzie musiał puścić jej dłoń i wszystko będzie jak dawniej. Na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]