[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
- Za co? - spytał, pochylając się nad nią i całując ją ostrożnie w brew.
- Bałam się, że stracę dziecko. Bałam się, że...
- Ciii - przerwał jej, ujmując delikatnie jej rękę i uważając, żeby nie uszkodzić
wenflonu. - Dziecko jest całe i zdrowe. Widziałaś ją?
- Jeszcze nie.
Zastanawiał się, czy to dlatego, że nie chciała jej widzieć, czy też dlatego, że się
bała. Nie mógł jej winić. Powiedział lekarzowi, że Angelina nie będzie karmiła piersią.
Nie chciał jej do niczego zmuszać.
- Przepraszam za to, przez co musiałaś przejść z jej powodu. Nie sądziłem, że tak
się stanie. Gdybym wiedział, nigdy nie podjąłbym takiego ryzyka.
Wzruszyła ramionami.
- Lekarze powiedzieli, że coś takiego zdarza się raz na milion. Pech chciał, że trafi-
Å‚o akurat na mnie.
Całe to zdarzenie uzmysłowiło mu...
- Wybrałeś już imię?
- Tak. Rosa przyznała mi rację. Uważam, że powinna nosić imię swojej matki.
Angie skinęła głową. Choć cały czas żyła w cieniu tej kobiety, uważała, że to
słuszna decyzja.
- To piękne imię.
- Też tak myślę. I pasuje do niej. Angelina Carla Pirelli. Miałem nadzieję, że ci się
spodoba.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Angelina? Ale przecież powiedziałeś...
Pocałował ją w czubek palców.
- Imiona swych obu matek. Twoje i Carli.
Azy napłynęły jej do oczu.
- Nie mam prawa...
- Masz większe prawo niż ktokolwiek inny uważać ją za swoje dziecko. To, co
stworzono w laboratorium z komórek moich i Carli, było jedynie szansą, niezrealizowaną
R
L
T
możliwością. Ale to ty sprawiłaś, że ten sen stał się rzeczywistością. To dzięki tobie na
tym świecie przybyło jeszcze jedno dziecko z krwi i kości. Ty umożliwiłaś mu życie.
- Ale...
- Nie rozumiesz? Ona jest twoim dzieckiem, Angelino. Masz do niej większe pra-
wo niż ktokolwiek inny. Jesteś jej matką.
Angie zacisnęła usta, starając się powstrzymać strumień łez, które napłynęły jej do
oczu.
- Dlaczego płaczesz? Powiedziałem coś nie tak?
- Nie. Wszystko powiedziałeś tak. - Pociągnęła nosem. - Czy w takim razie mogła-
bym zobaczyć moje dziecko?
- Natychmiast.
Nacisnął guzik wzywający pielęgniarkę i po chwili stanęła w drzwiach z wózkiem
przed sobą. Angelina dostrzegła jedynie czarne włoski.
- Przyniosłam też butelkę z mlekiem, panie Pirelli. Może będzie chciał ją pan na-
karmić.
- Myślisz, że...? Uważasz, że jest szansa, że mogłabym ją karmić piersią?
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Chciałabym spróbować.
Pomógł jej usiąść i położna położyła jej dziecko na kolanach. Spojrzała na maleńki
cud. Swoją córeczkę. W jednej chwili ogarnęła ją fala tak obezwładniającej miłości, że
zakręciło jej się w głowie.
- Witaj, Angelo Carlo Pirelli - powiedziała, a drobniutkie palce zacisnęły się na jej
palcu. - Pewnie tego nie wiesz, ale jesteś wyjątkową szczęściarą. Masz dwie mamy. Tą,
która sprawiła, że jesteś taka śliczna, i mnie.
Położna przystąpiła do wykonywania swoich czynności.
- Pokażę pani, jak przystawiać ją do piersi.
Obie uczyły się bardzo szybko i po kilku próbach mała już ssała pierś. Dominic nie
mógł oderwać od nich wzroku. Widok zapierał dech w piersi.
- Oto kobieta, która nigdy nie chciała mieć dziecka - powiedział, kiedy zostali sa-
mi. - Spójrz na siebie. Jesteś stworzona do macierzyństwa. Co się stało?
R
L
T
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do trzymanego w ramionach maleństwa.
- Nie chciałam mieć dziecka. A przynajmniej nie z Shayne'em. Teraz to wiem.
Kiedy dowiedziałam się, że nie jest jego, byłam szczęśliwa. A potem nie chciałam przy-
wiązywać się do tego, które w sobie nosiłam, bo wiedziałam, że będę musiała je zosta-
wić. Nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby je pokochać, pomimo tego, że czułam, jak
się we mnie rusza, jak staje się coraz większe. To jednak było silniejsze ode mnie. - Wes-
tchnęła i uśmiechnęła się smutno. - Starałam się z tym walczyć. Próbowałam zachować
dystans, ponieważ wiedziałam, że będę cierpieć. Jednak okazało się to niemożliwe.
- Wyjdz za mnie.
- Co powiedziałeś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]