[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyglądać dobrze i, co najważniejsze, myśleć. Nie miałam
czasu na płacze i lamenty. Państwo Rossington bardzo mi
pomogli.
- Czy twój mąż nadal jest z tą kobietą?
- Tak - odparła Geraldina. - Szczerze mówiąc, dziwię się,
jak razem wytrzymują. Jest od niego znacznie młodsza, więc
musi dawać mu w kość.
- Moglibyście się pogodzić?
- Nigdy! Nie po tym, co przez niego przeszłam.
- Jakie masz plany? - zapytała Sara.
- Sama nie wiem. Kiedy Calvin mnie rzucił, czułam się
brzydka, głupia i bezwartościowa. Myślałam, że moje życie
się skończyło, że będę sama, a żaden mężczyzna na mnie nie
spojrzy. Cóż, na szczęście tak się nie stało.
- Chcesz powiedzieć, że kogoś masz?
- Za wcześnie o tym mówić - odparła Geraldina z
tajemniczym uśmiechem.
- Ależ to wspaniale! Bardzo się cieszę.
Ta wiadomość sprawiła Sarze ogromną radość. Może i ona
ma szansę, by ułożyć sobie życie. Z drugiej strony znów
pojawiło się podejrzenie, że tajemniczym adoratorem
koleżanki jest Alex. Poczuła w sercu delikatne ukłucie
zazdrości.
- A co z tobą? - Z zamyślenia wyrwało ją pytanie
Geraldiny. - Nie wierzę, że jesteś sama.
- Niestety - odparła. - Przynajmniej na razie - dodała po
chwili milczenia.
- Ale ktoś był... - domyśliła się Geraldina.
- Tak - powiedziała cicho Sara. - Był...
- Ktoś ważny, tak?
- Mieszkaliśmy razem przez dwa lata.
- I co się stało? Inna?
- Nie - zaprzeczyła Sara. - Myślę, że nie był gotów
związać się na poważnie. No wiesz, małżeństwo, dzieci i takie
tam...
- A ty uważałaś, że był już na to czas?
- Tak. - Sara kiwnęła głową. - Chciałam za niego wyjść,
urodzić mu dzieci, być przy nim. Myślałam... Byłam pewna,
że on również tego chciał. Pomyliłam się.
Przez chwilę obie milczały. W głębi ducha rozważały
swoje problemy i błędy. Sara przetarła oczy i dodała:
- Powiedział, że będę musiała zajmować się dziećmi, a on
nas utrzyma. Przecież nie mogłam zrezygnować z pracy. Zbyt
wiele wysiłku włożyłam w to, żeby zostać tym, kim jestem.
- Masz rację - zgodziła się Geraldina. - Co zrobiłaś?
- Powiedziałam, że między nami koniec.
- Jak to przyjÄ…Å‚?
- Nie wiem dokładnie. Wyjechałam za granicę, ale po
roku musiałam wrócić do domu.
- Widziałaś go po waszym rozstaniu?
- No... w zasadzie tak. - odparła Sara. Mało brakowało, a
wygadałaby się, że chodzi o Alexa. Nie należy dawać tematów
plotkarzom.
- I jak zniosłaś jego obecność? - spytała Geraldina.
- Sama nie wiem. Mam raczej mieszane uczucia. Trudno
powiedzieć... W zasadzie miło go zobaczyć, choć z drugiej
strony było mi smutno. Tyle wspomnień, a teraz jesteśmy
tylko znajomymi. A twój nowy adorator?
- Jest po prostu cudowny. - Na samą myśl o mężczyznie
Geraldina uśmiechnęła się promiennie, - Zresztą, jak ci
mówiłam, jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić.
- Czemu?
- Spotkałam się z nim kilka razy, to wszystko.
- Rozumiem. - Sara poczuła ulgę. Jeśli koleżanka widziała
się z tamtym mężczyzną tylko kilkakrotnie, nie mogła mówić
o Aleksie.
- Myślisz, że ty i Calvin się rozwiedziecie?
Na twarzy Geraldiny pojawił się wyraz zaskoczenia.
- Nie wiem. Z początku strasznie nalegał. Pomyślałam, że
ukarzę go, jeśli będę robić trudności. Teraz sądzę, że kiedy
moje sprawy ułożą się pomyślnie, zgodzę się na rozwód.
- To straszne, jak czas zmienia ludzi - rzekła Sara i
zerknęła na zegarek. - O Boże! - zawołała. - Już prawie druga,
muszę lecieć.
Przez całe popołudnie przygotowywała się do kolacji z
Alexem. W końcu wybrała prostą, czarną suknię ze wzorkami
w stylu egipskich hieroglifów, upięła włosy na wschodnią
modłę i włożyła złote sandałki. Przyjrzała się uważnie swemu
odbiciu. Strój, krótka fryzura i ciemna opalenizna nadawały
jej egzotyczny wygląd, który tak bardzo lubił Alex. Na szyję
włożyła złoty łańcuszek, a w uszy wpięła duże kolczyki.
Był piękny, letni wieczór, więc drogę do chatki Alexa
pokonała na piechotę. Jazon był z tego powodu nad wyraz
szczęśliwy. Biegał, łasił się i buszował w trawie, ale nie
opuszczał swej pani.
Zatrzymała się na chwilę nad strumieniem. Przypomniała
sobie dawne spacery z Alexem...
Wkrótce dotarła do domku przy młynie. Cicho zapukała
do drzwi.
- Wyglądasz oszałamiająco - szepnął Alex, wpuszczając
gościa do środka. Wpatrywał się w nią jak urzeczony.
- Przyniosłam coś dla ciebie - powiedziała, wręczając mu
butelkÄ™ wina.
- Nie musiałaś tego robić - odparł. - Cóż, obiecuję, że się
nie zmarnuje. Nigdy się nie marnowało.
Sara poczuła, że się czerwieni. Kiedy byli razem, zawsze
w piątek przynosił butelkę wina. Pili je razem do kolacji, a
potem w nocy kochali się namiętnie.
- Dziś nie jest piątek - powiedziała cicho.
- Wiem - odparł. - Nie chciałem cię urazić.
- Nic się nie stało.
- Musimy porozmawiać o podziale obowiązków.
- Co masz na myśli?
- Na przykład dzisiejszą wizytę Desiego - odpowiedział.
- Wiedziałeś, że przyjdzie, ale mnie nie uprzedziłeś.
Jesteś złośliwy - dodała pogodnie.
- Czy twój uśmiech oznacza, że mi wybaczyłaś?
- Nie wiem - odparła wesoło.
- A więc: za współpracę! - Wzniósł toast.
- Tak, za współpracę - powtórzyła.
Upili trochę wina. Smakowało jak za dawnych czasów.
- Czy mam rozumieć, że będziesz dla nas pracowała? -
zagadnÄ…Å‚ po chwili Alex.
- Nie wiem. Jeszcze za wcześnie, żeby o tym rozmawiać.
- Ale lubisz naszÄ… przychodniÄ™, co?
- Tak. Zawsze kochałam Longwood Chase. Pomimo
zmian, jakie zaszły w miasteczku, nadal dobrze się tu czuję.
- A ludzie? Nasi pracownicy?
- Są interesujący; to mieszanina wielu typów. Poza tym
znają swój fach.
- Zwłaszcza Geraldina - dodał.
- Czemu o niej wspomniałeś?
- Bez specjalnego powodu - odparł. - Może dlatego, że
przez pewien czas mieliśmy z nią kłopoty. To były ciężkie
chwile dla nas wszystkich.
- Wiem, słyszałam - powiedziała.
- Od kogo? - zapytał czujnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]