[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w mroku.
Podczołgałem się do otworu i odchyliłem cuchnące kwiaty. Na zewnątrz świeciło
słońce. Z tęsknotą wpatrywałem się w jasność dnia. Należałem do gatunku, który
przywykł raczej do otwartej przestrzeni i słońca, a nie do ciemnych korytarzy i mroku
nocy. Jak szybko się zorientowałem, szczelina znajdowała się tuż przy ziemi, porośniętej
dookoła rzadką, pożółkłą trawą. Gdzieniegdzie widziałem wytarte lub wypalone
miejsca, zupełnie jak na lądowisku dla promów.
Przez jedną, jakże pocieszającą chwilę byłem gotów uwierzyć, że znów jesteśmy wolni
i że tubylcy odeszli. Niestety, za moment dotarły do mnie, podobnie jak zeszłej nocy, te
same piskliwe głosy. Słychać je teraz było o wiele wyrazniej i głośniej niż w czasie burzy.
Były tak niskie i piskliwe, że aż drażniły moje uszy. Rozlegały się tuż pode mną, szybko
więc cofnąłem się do środka. Usłyszałem w głowie słowa Eeta:
Są poniżej szczeliny. Czekają, aż wygna nas głód lub to coś, co czai się gdzieś
w głębi statku.
Może w końcu się znudzą. Były to raczej płonne nadzieje, choć wiedziałem,
że cechy takie, jak wytrwałość, często zależą od rozwoju intelektualnego. Rozmyślnie
zaplanowane działanie mogło rozwijać cierpliwość i zastanawiałem się, na ile tubylcy są
świadomi swych poczynań.
Myślę, że oni już albo bawili się w to wcześniej, albo przynajmniej o tym słyszeli
Eet nie pozostawił mi nawet cienia nadziei. Jest tyle okoliczności, o których nie
mamy pojęcia. Na przykład...
85
Na przykład... co? ponagliłem go, gdy się zawahał.
To kamień nas tu przywiódł, prawda? Nadal jest aktywny? Wyjąłem kamień
nicości i podniosłem go do światła. Był bezbarwny i martwy. Zacząłem obracać nim
na różne strony w nadziei, że może się uaktywni. Z pewnością nie ciągnął nas w głąb
statku. Gdy jednak obróciłem go w stronę opływającej statek wody, nagle wewnątrz
prawie niezauważalnie coś zaiskrzyło. Niestety, drogę do miejsca, które wskazywał,
zagradzał statek.
Mam pewien pomysł. Eet oparł łapę na moim kolanie i z bliska przyglądał się
kamieniowi, zupełnie jakby pierścień wydzielał jakiś zapach, którego ja nie potrafiłem
wyczuć. Mogę wziąć pierścień, wyjść na zewnątrz i przemknąć wzdłuż statku do
miejsca, które wskazuje i w którym być może go stworzono.
Pomyślałem, że znów miał rację. Był na tyle mały i zwinny, że zdołałby przemknąć
niepostrzeżenie. Ale nawet jeśliby coś odkrył, co by nam to dało...
Każda wiedza może się kiedyś przydać odparł.
Zaśmiałem się.
Po co mi taka wiedza, jeżeli siedzę tu i zastanawiam się, kiedy tubylcy przyjdą,
żeby mnie upiec i zjeść! Martwemu nie jest już potrzebna żadna wiedza.
Przypuszczam, że to, co pomyślałem, nie świadczyło o mnie najlepiej, jednak
fakt pozostawał faktem. To ja byłem w pułapce, a nie Eet. On mógł w każdej chwili
opuścić to miejsce niezauważony. Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, co jeszcze tu robił.
A z kamieniem nicości nie zdołałbym rozstać się tak łatwo, choćby tylko na chwilę. Nie
pożądałem go, jak pożąda się drogiego klejnotu. Czułem się z nim natomiast związany,
chociaż ciężko by mi było opisać, w jaki sposób. Tę więz poczułem już wtedy, gdy ojciec
pokazał mi go w domu rodzinnym i gdy potem zabrałem klejnot ze skrytki w gabinecie
ojca.
Oddanie go Eetowi oznaczało przerwanie tej więzi. Obracałem więc teraz pierścień
w ręce, wkładałem go na palec i zdejmowałem, mocując się sam ze sobą. Poza tym było
coś jeszcze: za nic nie chciałem zostać tutaj zupełnie sam.
Eet milczał. Nie czułem nawet jego psychicznej obecności w mojej głowie. Być może
świadomie wycofał się, wiedząc, że mam do podjęcia ważną decyzję i że powinienem
rozważyć pewne sprawy w samotności. W końcu jednak przerwał ciszę:
Pozostaje jeszcze sprawa jedzenia...
Wciąż obracałem pierścień w palcach i wpatrywałem się niewidzącym wzrokiem
w kamień.
Myślisz, że on pomoże ci je znalezć? spytałem z ironią w głosie.
Nie gorzej niż ty odparł. Ale nie ma sensu siedzieć tu i czekać, aż padniemy
z głodu.
Znów miał rację. Wiedziałem, że potrafi o siebie zadbać. Przełknąłem jednak tę
gorzkÄ… uwagÄ™.
86
Wez go! urwałem kawałek pnącza, zrobiłem z niego prowizoryczny naszyjnik,
na który nawlokłem pierścień i przełożyłem Eetowi przez głowę. Gdy wieszałem mu
klejnot na szyi, siadł na tylnych łapach i przednią położył na klejnocie. Zamknął oczy,
jakby czegoś szukał w jaki sposób jednak i co to było, nie wiedziałem.
Słuszna decyzja powiedział, wstał i skierował się do wyjścia. Lepsza niż...
Nie kończąc zdania, zaczął przedzierać się przez pnącza przesłaniające szczelinę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]