[ Pobierz całość w formacie PDF ]

deptali sobie po piętach, a Dominika irytowało to, że ciągle czuje na karku przyspieszony
oddech przestraszonego Jonsa.
Wciąż więcej było jeszcze nocy niż dnia, gdy znowu zatrzymało ich coś
nieprzewidzianego. Gwałtowne topnienie śniegu wiosną musiało spowodować, że woda
zalewała ścieżkę i miejscami nie było żadnego szlaku, wszędzie leżało lepkie, gliniaste błoto,
- Tędy nie przejdziemy - zawyrokował Dominik, co Folke przyjął nowymi łzami. -
Ależ, Folke, uspokój się! Pójdziemy dalej, tylko musimy zejść w dół do rzeki i tam
przedostać się na drugą stronę.
- Ale tu jest tak stromo!
- Nie rezygnuj, zanim nie spróbujesz! W dół zejdziemy na pewno. Gorzej będzie
pózniej podchodzić znowu w górę.
- Tamci chyba tędy jednak przeszli? - zastanawiał się Kristoffer. - A może górą?
Spojrzeli tam, lecz zobaczyli jedynie strome skalne ściany.
- O, nie! To niemożliwe - stwierdził Kristoffer. - A zatem dołem. Ruszajmy!
Schodzenie w dół było niesłychanie męczące. Tu i ówdzie rosły nędzne sosenki,
których chwytali się rozpaczliwie i z największą niechęcią puszczali, gdy stawało się to
konieczne. Jons skręcił sobie stopę między kamieniami, lecz nie zwracał na to uwagi.
Albo jest taki dzielny, pomyślał Dominik, albo chce zrobić wrażenie na Villemo.
Moja Villemo! O Boże! Jej nic nie może się stać, żaden prostak nie ma prawa jej
tknąć, żaden diabelski snapphan nie dostanie jej w swoje łapy.
Tak mocno ściskał jej rękę, że aż jęknęła.
Pod nawisami skalnymi widzieli groty, w których snapphanowie mogli znalezć
znakomite kryjówki, widzieli ogromne głazy, które tylko przypadkiem zatrzymały się w pół
drogi, a które w każdej chwili mogły znowu ruszyć w dół i czynić katastrofalne spustoszenia.
Niekiedy trafiali na zbocza porosłe trawą i tak strome, że Villemo zaczynała drżeć na całym
ciele. Dominik domyślał się, że przywodzi jej to na myśl wspomnienia znad Głębi Marty. Na
moment przygarnął ją mocniej do siebie, co przyjęła z wdzięcznością.
Nagle grunt usunął się Kristofferowi spod nóg i chłopak zjechał spory kawał w dół,
zanim zdołał się zatrzymać. Pozostali schodzili do niego mozolnie, z wysiłkiem, z łękiem
wreszcie, czy nie zrobił sobie krzywdy. Wszystko było jednak w porządku, był tylko okropnie
umazany w glinie i oblepiony trawÄ….
Villemo nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć w górę.
W głowie jej się zakręciło, gdy zobaczyła, jak to wysoko. I stamtąd zeszli! Gdyby
wiedziała, nigdy by się nie odważyła!
- Czy nie moglibyśmy iść z biegiem rzeki? - zastanawiał się Kristoffer.
- Ja też o tym myślałem - powiedział Dominik. - Zobaczymy na brzegu. Może
miejscami moglibyśmy iść rzeką. Tędy w każdym razie na górę nie wejdziemy.
Zaczęli posuwać się wzdłuż kamienistego brzegu. Było bardzo trudno, ale jakoś
dawali sobie radę. Słońce oświetlało górskie stoki, ale do nich jego promienie jeszcze nie
docierały. Stracili mnóstwo czasu na to okrążenie, lecz nic nie mogli na to poradzić. Prowiant
się skończył, musieli jak najszybciej dojść do Almhult. A w każdym razie do granicy
Smalandii. Samo Almhult nie miało już dla nich żadnego znaczenia.
Dominik nie umiał sobie wytłumaczyć zdrady kapitana.
Wysłać ich na pewną śmierć...
Przed wędrowcami pojawiła się niezdobyta ściana. Stali przez chwilę i zastanawiali
siÄ™.
- Do rzeki! - powiedział Dominik. - Przejdziemy na drugi brzeg.
Zdawało się, że to rozsądna propozycja. Ujęli się za ręce i rzędem weszli do wody.
Poczuli silny prąd. Spadek akurat w tym miejscu był znaczny, co dodawało wodzie
mocy. Villemo czuła, że buty napełniają się po brzegi, woda sięgała jej do kolan, do ud i
nawet wyżej do miejsc szczególnie wrażliwych na zimno. Mimo woli jęknęła, a Dominik nie
zdołał powstrzymać uśmiechu.
Dno było nierówne, pełne śliskich kamieni. Jons poślizgnął się i wpadł do wody. A był
ich oparciem, posuwał się jako ostatni. Zawstydzony zerwał się znowu na nogi a z miną
winowajcy spojrzał na Villemo. Wstyd mu było, że się przewrócił, traktował to jako plamę na
honorze teraz, kiedy zakochał się śmiertelnie w najpiękniejszej dziewczynie, jaką
kiedykolwiek spotkał. Nie miał szans, dobrze o tym wiedział, lecz nikt nie mógł mu zabronić
marzeń.
Przez chwilę sytuacja wyglądała groznie. Prąd o mało ich nie porwał. Musieli stać bez
ruchu, by mu się oprzeć. Jeden nieostrożny krok i cały szereg straci równowagę. A nieco
poniżej był gwałtowny spadek i nikt nie chciał się tam znalezć.
Po chwili Dominik zdołał uchwycić się kamieni po drugiej stronie. Przemieścił się ku
nim, a wkrótce wszyscy znalezli się na brzegu.
Także i tu był on wąski i stromy, lecz mimo wszystko można było iść. Ruszyli dalej w
drogÄ™.
- Może po tej stronie nie musimy się już obawiać snapphanów? - zapytała Villemo.
- Miejmy nadzieję - odparł Dominik bez przekonania.
Jak bardzo zbliżyli się do siebie w czasie tej trudnej podróży! Odczuwali bezgraniczną
wspólnotę, na myśl o tym ciepło przepełniało im serca.
- Zastanawiałam się nad pewną sprawą - powiedziała znowu Villemo. - Wydaje mi się,
że konno w żadnym razie górą byśmy nie przejechali.
- Też się nad tym zastanawiałem.
- I ja - dodał Kristoffer. - Ale konie radzą sobie lepiej niż ludzie. To niewiarygodne,
jak Å‚atwo pokonujÄ… przeszkody.
- Owszem - przyznał Dominik. - Tak, myślę, że gdybyśmy mieli konie, wszystko
poszłoby dobrze.
Nikt nie powiedział głośno tego, co wszyscy myśleli: czy to dlatego ukradziono im
wierzchowce?
Prawdopodobnie także dlatego.
Dość już zmęczeni dotarli do niewielkiej kotlinki z jednej strony zamkniętej dużym
głazem.
- Odpoczniemy tu chwilę - zadecydował Dominik.
Nikt nie protestował. Ostatni odcinek pokonali bardzo szybko.
Folke musiał odejść na stronę. W gronie samych mężczyzn nie przejmowaliby się
takimi sprawami, lecz obecność Villemo wymagała większej delikatności.
- Możesz iść tylko za kamień - ostrzegał Dominik.
Folke skinął głową i zniknął nad rzeką.
- Czy ta dolina nigdy się nie skończy? - westchnął Jons.
- Tak, może się tak wydawać - zgodził się Dominik. - Ale chyba już niedaleko.
- Gdybyśmy chociaż mieli jakiś widok przed sobą - powiedział Kristoffer. - Ale tu jak
okiem sięgnąć tylko drzewa i wysokie skały.
- Wydaje mi się, że już nie takie wysokie - wtrąciła Villemo. - Chyba brzegi doliny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl