[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Romea i tych kilka godzin do świtu musi im wystarczyć za całe życie. Co prawda Brian i ja
mieliśmy jeszcze tydzień, ale zachód słońca był naszym pożegnaniem.
Kiedy nadszedł dzień jego wyjazdu, nie odprowadziłam go na lotnisko. Prosił o to, ale nie
znoszę pożegnań. Lekceważące pożegnanie i nadzieja na ponowne spotkanie wydaje mi się
kuszeniem losu; a może podróżnik już nie wróci? A ja tak bardzo chciałam powrotu Briana.
Pragnęłam jego powrotu bardziej niż czegokolwiek innego. Oddałabym resztę życia za jeszcze
jeden rok z nim.
Przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny po tym, jak wyszedł z mojego pokoju smutny
i przygaszony, spodziewałam się, że zapuka i stanie w progu, z bukietem w garści i uśmiechem
na twarzy. Zaraz mi powie, że zrozumiał, że mnie kocha i nie może, po prostu nie może
wyjechać. Nigdy. Sam nie wie, jak mógł sądzić inaczej?
Ale nikt nie zapukał. Oprócz Mary, która zajrzała o szóstej z pytaniem, co się dzieje i czy nie
pójdę z nią na kebab. Następnego dnia wracała do domu. Twierdziła, że tym razem cieszy się na
lato w Londynie. Doktorant z kolczykiem w języku zdecydowanie odrzucił jej awanse na
imprezie z okazji zakończenia roku akademickiego i chciała jak najszybciej zejść mu z oczu. Bill
już wyjechał.
Tego lata nie będzie harował w sadzie, o nie: wyruszył na podbój Himalajów rowerem.
Ja początkowo planowałam zostać i nadrobić zaległości  w ciągu ostatniego roku
poczyniłam mierne postępy w nauce, ale nagle wizja lata w akademiku przestała mi się podobać.
Sama, bez przyjaciół, wcale nie poświęciłabym się nauce. Godzinami przesiadywałabym
w bibliotece i wspominała, co się działo zaledwie tydzień, dwa tygodnie, miesiąc temu: przy tym
stoliku pisałam do Briana głupie ckliwe karteczki, które podsuwałam mu pod nos, gdy studiował
opasłe dzieło o ekonomii. Tutaj złapałam go za kolano, w toalecie się całowaliśmy... Nie, nie
zniosę tylu wspomnień. Muszę uciec.
Włożyłam kurtkę i poszłam z Mary na kolację. Nie zadałam sobie nawet tyle trudu, żeby się
uczesać. Wyglądałam okropnie, poza tym nie chciało mi się rozmawiać, ale Mary nie zwracała na
to uwagi. Cały czas paplała o swoich planach: przejdzie na dietę, po której będzie wyglądała jak
modelka i głupi doktorant pożałuje, że nie chciał się z nią całować.
 Przyszły rok będzie super  zapewniała z nietypowym u niej optymizmem.  Wiesz, chyba
przekłuję sobie pępek.
 W przyszłym roku nie będzie Briana  mruknęłam. Odezwałam się po raz pierwszy od pół
godziny.
 No cóż. Szkoda, że musiał wracać, ale życie toczy się dalej, Lizzie. Może w przyszłym
roku nie będziesz tak bardzo zaniedbywała przyjaciół.
 Przykro mi, jeśli uważasz, że cię zaniedbywałam.
 Nie ma sprawy  zapewniła cicho. Może uznała, że przesadziła. Objęła mnie i przytuliła,
ale bez przekonania.  Wiem, co to złamane serce.
Skinęłam głową, w duszy dodając, że chyba przesadza, tak poważnie traktując swoje uczucie
do Ralpha, ale i tak byłam jej wdzięczna za miłe słowa.
Rozdział 6
Przez całe lato pracowałam w tej samej fabryce szkła co poprzednio. Niewiele się zmieniło,
jeśli nie liczyć nowych twarzy wśród pracowników okresowych, czyli studentów, których tak jak
mnie nie było stać na wakacje. Właściwie nie zmieniło się nic, do tego stopnia, że Irene z bufetu
pamiętała, jaką lubię kawę.
 Fajnie było na studiach?  zapytała.  Nie wyglądasz, jakbyś się wiele nauczyła.
Powtarzała to, ilekroć mnie widziała, dwa razy dziennie, dzień w dzień. Ale jak się myli,
rozważałam ponuro, nie ma nawet pojęcia, wiele się nauczyłam, odkąd ostatnio roznosiłam
dokumenty po brudnej, cuchnącej fabryce. Jestem zupełnie inną osobą. Nie wystarczy mi już
mechaniczne odhaczanie cyferek w przerażającej hali z oknami zamalowanymi na biało, żeby
biedacy w środku nie gapili się na świat na zewnątrz i nie snuli nierealnych marzeń. Właściwie
nigdy mi nie wystarczało, ale w tym roku znosiłam to wyjątkowo zle.
%7łyłam w transie, starałam się nie myśleć o tym, że znów spędzam wakacje w którymś tam
kręgu piekła. O piątej, kiedy gong oznajmiał koniec zmiany, starałam się nie myśleć o Brianie,
który gdzieś tam, w Nowym Jorku, może właśnie wybiera się na lunch z szefem. Kiedy co
wieczór zataczałam się do domu po zamknięciu cuchnącego pubu, gdzie regularnie upijałam się
z pankówą Paulą (harowała w fabryce, żeby zarobić na dyplom z religioznawstwa i tańca),
jeszcze bardziej starałam się o nim nie myśleć. Pewnie szykuje się do wyjścia z nowymi
przyjaciółmi. Miałam straszne przeczucie, że nigdy więcej się nie spotkamy. Dzieliło nas coraz
więcej, dosłownie i w przenośni.
We wrześniu Mary, Bill i ja wróciliśmy jako studenci ostatniego roku. Wykładowcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl