[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu. Nie potrafiłaby powiedzieć, czy pędzą tak kwadrans, czy już może
godzinÄ™.
- Pm! - przeciÄ…gle krzyknÄ…Å‚ Tommy.
Psy niechętnie się zatrzymały. Chłopak szybko zakotwiczył sanki,
wbijając w śnieg stalowy hak. Widocznie nie był na sto procent pewien, czy
zwierzęta nie zerwą się nagle do biegu. Następnie wbił podobny hak z
przodu sań.
- Jedno z nas musi zawsze tu siedzieć - powiedział. - Chcę zawołać Anik.
Przed nami są spore skały. Trzeba je ominąć. Myślę, że jej tu nie ma, ale
musimy się upewnić. Poświeć. Chcę rozpalić ognisko. Jeśli Anik jest gdzieś
tutaj, z pewnością zauważy ogień. .
Meg wysunęła się z ciepłej kryjówki pod futrem karibu. Gdyby w tym
momencie psy wyrwały haki, ona i Tommy musieliby wracać piechotą.
Szybko schwyciła się tylnej poręczy i skierowała światło na ziemię. Tommy
RS
80
odsunął się nieco od sań, wysypał coś z pudełka na śnieg i polał odrobiną
nafty z butelki. Już pierwszą zapałką udało mu się rozpalić ognisko.
Płomienie szybko trawiły kawałki drewna i coś, co Meg uznała za resztki
starych gumowców. Ogień oświetlił spore koło wokół sań. Meg wyobraziła
sobie, że tuż za kręgiem światła czają się wilki lub niedzwiedzie. Zadrżała.
Otrząsnęła się jednak szybko z tych myśli. Wiedziała, że wilki nie docierają
tak daleko na północ, a jeśli nawet, to przecież rzadko atakują ludzi.
Natomiast musieli się liczyć z ewentualnym spotkaniem z niedzwiedziem.
Meg oczywiście przypomniała sobie Johna Oldmana.
Tommy zaczął nawoływać Anik, obracając się powoli dokoła.
- Anik! Anik! - krzyczał, trzymając przy ustach dłonie złożone w trąbkę.
Gdy był zwrócony na zachód, w kierunku niewidocznych jeszcze skał, echo
powtórzyło jego wołanie: - Ik! Ik!
Meg nagle poczuła, że ogarniają strach. Zwykły, fizyczny strach.
Uświadomiła sobie, że w takich warunkach każdy błąd może oznaczać
śmierć. A czyż ona mogła tu o czymkolwiek decydować? Zwiat wokół niej
wydał się nagle żywym stworzeniem, bacznie obserwującym jej zachowanie.
Nie tyle groznym, co imponującym siłą i ogromem.
Gdy podmuch wiatru skierował w jej stronę smugę czarnego dymu,
poczuła ostry smród płonącej gumy. Jeśli Anik znajdowała się gdzieś w
pobliżu, również musiała poczuć ten swąd. Tommy znów zaczął nawoływać.
Meg dołączyła do niego, ale ich słabe głosy ginęły w otaczającej pustce.
Proszę, odpowiedz, odpowiedz - powtarzała w myślach Meg. Nie miała
wątpliwości, że Tommy marzy o tym samym.
- Ik! Ik! - tylko echo szyderczo powtórzyło ich wołanie. Psy zaczęły
niespokojnie szarpać uprząż. Nagle się rozszczekały i przez kilka minut nie
chciały uspokoić. W pewnym momencie piękna Nanook usiadła, zadarła łeb
do góry, położyła uszy po sobie i zawyła. Powietrze przeszył pierwotny,
falujący dzwięk.
Echo powtórzyło skowyt suki. Zabrzmiało to tak, jakby w ciemnościach
kryły się wilki. Pozostałe psy również zaczęły wyć, zagłuszając wszystkie
inne dzwięki.
Meg i Tommy stali nieruchomo, czekając na jakiś znak obecności Anik.
Meg modliła się w duszy, żeby dziewczynie nic się nie stało.
Psy wyły jeszcze kilka minut. Prawdopodobnie Tommy miał jednak rację,
sądząc, iż nie ma tu Anik. Być może odeszła gdzieś dalej... Może usłyszała
RS
81
jednak wycie psów? Powinni jechać, szukać jej... Meg stała jednak
nieruchomo, jak pod działaniem jakiegoś uroku. Czekała, aż psy ucichną.
Nanook opuściła łeb, wstała i otrząsnęła się gwałtownie. Po kolei milkły
pozostałe psy. Znów stały się niecierpliwe, chciały już ruszać dalej.
- Pora jechać - Tommy przerwał ciszę. - Tu jej nie ma. Zwierzęta patrzyły
na nich tak, jakby w ogóle nic się nie
stało. Czekały, aż ludzie wreszcie będą gotowi do drogi. Meg miała
wrażenie, że Nanook patrzy na nich przyjaznie, lecz z poczuciem
niewątpliwej wyższości.
Zatrzymali się jeszcze trzykrotnie. Za każdym razem Tommy rozpalał
ognisko i razem wołali Anik. Ogarniało ich coraz większe zdenerwowanie i
niepokój. Oboje nie mogli się doczekać, kiedy wreszcie dojadą do starego
inukshuk. Byli już blisko i wiedzieli, że Anik nie mogła dotrzeć na piechotę
dużo dalej. Uklękli przy ognisku. Usiłowali wchłonąć każdą odrobinę ciepła.
Nocny mróz bez trudu przenikał przez ich kurtki. A może chłopak pomylił
się, może Anik wcale nie poszła w tę stronę? - rozważała Meg.
- Jesteśmy już blisko - powiedział Tommy, zapewne odczytując jej myśli.
- Na miejscu napijemy się gorącej czekolady. Mam też trochę brandy.
- Zwietnie! - Meg wstała energicznie. - Jedzmy!
Zgodnie z zapowiedzią Tommy'ego, kamienny znak terenowy był dosyć
wysoki. Pojawił się nagle w świetle latarki, niczym nocny duch. Jego widok
był jednocześnie pociechą i ostrzeżeniem. Gdy się zbliżyli, Meg zauważyła,
że kopiec jest ułożony z wielu warstw płaskich kamieni. Był tak solidny, że
nawet huragan nie mógłby go przewrócić. Wiele pokoleń temu zbudowali go
tu Inuici, jako pomnik i znak.
- Prrr!
Znów się zatrzymali, wysiedli i zakotwiczyli sanie. To była już ostatnia
próba. Oboje wiedzieli, że jeśli teraz Anik nie odpowie, będą musieli wracać.
%7ładne z nich nie poruszyło jeszcze problemu, jak długo będą próbować, nim
wreszcie siÄ™ poddadzÄ….
- Rozpalmy ognisko, Tommy, i napijmy siÄ™ czekolady.
- Dobrze. Pózniej przeszukamy teren wokół inukshuk, poruszając się po
spirali. Musimy mieć pewność, że tu jej nie ma... - Głos chłopca
niebezpiecznie się załamał.
Meg odruchowo objęła go ramieniem i mocno przytuliła.
- Tak, zrobimy, jak mówisz.
RS
82
Jeszcze nigdy nie kosztowała czegoś tak dobrego, jak gorąca, gęsta
czekolada z termosu. Stali oboje przy ognisku, popijając słodki płyn i
zastanawiając się nad następnym posunięciem. Jeśli Anik dotarła aż tutaj na
piechotę, to pewnie zbudowała w pobliżu igloo. Z pewnością wzięła ze sobą
duży nóż do wycinania śnieżnych bloków.
Wokół panowała niemal idealna cisza. Słychać było tylko głośne dyszenie
zmęczonych psów. Wszystkie położyły się na śniegu; ich boki gwałtownie
unosiły się i opadały. Gdy trochę odpoczęły, Tommy dał im nieco suszonego
mięsa karibu, by miały siły na powrót.
Meg usiłowała wypatrzyć coś w ciemności poza kręgiem światła z
ogniska. Nagle ogarnęło ją poczucie samotności. Bezwiednie zaczęła myśleć
o Craigu. Przypomniała sobie, jak całował jej palce. Szkoda, że nie ma go tu
z nimi. Czy on wie, co się z nią dzieje? Czy to go w ogóle obchodzi?
- Meg, poświeć latarką W tę stronę - Tommy przerwał jej rozmyślania.
Spakował jedzenie i wyciągnął z sanek-strzelbę. - Może Anik usłyszy strzał.
Muszę trochę odejść, żeby nie straszyć psów.
Podeszła do skraju świetlnego kręgu i skierowała latarkę na skutą lodem
zatokę. Cały czas starała się oświetlać chłopcu drogę. Gdy Tommy doszedł
do krańca świetlnej smugi, zatrzymał się, uniósł strzelbę i wystrzelił.
Psy natychmiast zerwały się na nogi i zaczęły głośno szczekać. Meg
przestraszyła się, że wyrwą haki i znikną w ciemnościach.
- Pośpiesz się, Tommy! - krzyknęła nerwowo.
Szybko wrócili do sanek i w napięciu czekali na jakąś odpowiedz. Po paru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]