[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krość.
- Pojechałaś do Salt Lake City sama? Zmiana tematu
zaskoczyła ją.
-Nie.
- Tak myślałem.
Odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka. Wzrok Trace'a
ześlizgnął się po jej postaci. Poczuła, że się czerwieni.
- Gdybyś przypadkiem myślał, że byłam z tym in-
struktorem - powiedziała, z trudem się opanowując
- to przyjmij do wiadomości, że byłam z Leną, na jej
prośbę..Chciała coś kupić Allenowi na urodziny. To
miała być niespodzianka.
-Przy okazji jednak cała rodzina mogła nabrać prze-
konania, że każde z nas chodzi własnymi drogami.
- Jesteś niesprawiedliwy! - krzyknęła. - Czy kie-
dykolwiek zabrałeś mnie na narty? Oprócz pierwszego
dnia... Czy gdzieś ze mną wyszedłeś? Czy zabrałeś do
baru albo potańczyć?
W jego oczach ujrzała wściekłość.
- Po tym, jak w obecności moich braci oświadczyłaś,
że chcesz być sama, nie sądziłem, że przyjmiesz moje
zaproszenie,
Cassie westchnęła.
- Sądziłam po prostu, że masz ochotę z nimi jechać.
Wiem, jak bardzo lubisz narty.
Przez chwilę stali, mierząc się spojrzeniem. Trace
odezwał się pierwszy:
S
R
-Trudno powiedzieć, kto zawinił. Za dużo tych niepo-
rozumień. Wyjazd nam się nie udał. Jutro rano wyjeż-
dżamy. Spakuj się.
Delikatnie postawił zdjęcie, które od niej dostał, na
nocnym stoliku. Przez chwilę patrzył na nie dziwnym
wzrokiem. Potem odwrócił się i wyszedł z pokoju.
S
R
ROZDZIAA SMY
Cassie zjadła trochę kurczaka, którego zostawiła jej
zaskoczona ich nagłym powrotem Nattie, i poszła do
dzieci na górę. Była jeszcze na schodach, kiedy zadzwo-
nił telefon. Mając nadzieję, że to Trace, szybko zawróci-
ła. Zaraz po przyjezdzie poszedł do biura, nie mówiąc,
kiedy wróci. Nerwowym ruchem podniosła słuchawkę.
- Cassie? Tu Lena!
- Dlaczego dzwonisz?
-A co ty robisz z powrotem w Phoenix? Trochę dziś
pózniej wstaliśmy i James powiedział, że musieliście
wyjechać, bo któryś z chłopców zle się czuje. Wszyscy
w to uwierzyli, oprócz mnie. Możesz mówić czy Trace
jest obok?
- Poszedł do banku zobaczyć, czy nie ma jakichś
pilnych spraw do załatwienia. Właśnie położyłam
chłopców i zjadłam kolację.
- To znaczy, że możesz mówić. Co się stało? Wiesz,
że zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
- Wiem - Cassie przełknęła łzy. - Trace i ja zupełnie
nie mogliśmy się porozumieć.
- Które z was postanowiło wracać? Przepraszam, że
pytam.
- Będę z tobą szczera. On po prostu nie jest w stanie
dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
S
R
Trudno zachować pozory, kiedy jesteśmy sami. W do-
mu, z dziećmi, wszystko wygląda bardziej normalnie.
Nasze małżeństwo nie przetrzyma drugiej takiej próby.
-Bardzo ci współczuję. Ja też kiedyś kochałam kogoś,
kto udawał, i dowiedziałam się o tym w bardzo przy-
krych okolicznościach. Długo nie mogłam dojść do sie-
bie. Czy mogę ci jakoś pomóc?
-Bardzo ci dziękuję. Za wszystko. Niestety, nikt nie
może zmusić Trace'a, żeby mnie pokochał. - Głos Cassie
załamał się. - Skoro dotychczas tego nie zrobił, nie mam
na co liczyć. Muszę się nauczyć z tym żyć. Przecież
zgodziłam się na małżeństwo dla dobra dzieci.
- Dzieci ci nie wystarczą.
- Mam nadzieję, że się mylisz. Muszę kończyć, chyba
Trace wraca.
Na schodach rozległy się kroki.
- Całuję. Zadzwonię zaraz po powrocie.
- Jeszcze raz dziękuję - szybko odłożyła słuchawkę i
spojrzała w stronę drzwi. W smudze światła stał Trace.
- Co się stało? - zapytała widząc, jak bardzo jest zde-
nerwowany.
- Gdybyś nie była tak zajęta rozmową przez telefon,
słyszałabyś, że dzieci płaczą. Ciekawe, dla kogo tak je
zaniedbujesz?
Niesprawiedliwe oskarżenie wyprowadziło ją z ró-
wnowagi.
-Zamiast mi robić wyrzuty, może byś raczył za-
wiadomić, czy wracasz na kolację, czy nie. Mógłbyś
chociaż zadzwonić.
S
R
Trace zacisnął pięści. W jasnej smudze padającego z
korytarza światła widziała jego smukłą, silną sylwetkę,
muskularne ramiona, piękne rysy twarzy.
Czuła bijące od niego ciepło i zapach dobrego mydła.
Zrobił krok do przodu i rozpaczliwa odwaga Cassie za-
częła topnieć.
- Robię ci wyrzuty, bo mam do tego prawo. Jestem
twoim mężem.
Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]