[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie gniewam się, naprawdę. Skąd miał pan wie
dzieć, jeśli Paul nie uznał za stosowne o tym wspo
mnieć. Zaprzyjazniliśmy się w Paryżu. Paul jest synem
Vincenta Rollanda, a to stawia pana w trudnej sytuacji.
RS
Proszę więc o szczerość. Jeśli nie może pan zatrudnić
mnie tymczasowo, poszukam pracy gdzie indziej.
Brouard sięgnął do kieszonki koszuli po paczkę pa
pierosów.
- Mogę zapalić?
- Ależ oczywiście.
Zastanowił się i odłożył papierosy.
- Wiem już, że pracowała pani jako ekspedientka.
Czy ma pani również inne kwalifikacje?
- Zrobiłam dyplom UCLA uprawniający do naucza
nia języka hiszpańskiego w szkołach wyższych.
- Hiszpańskiego, powiada pani...
- Pracowałam też jako stewardesa w chilijskich li
niach lotniczych, aż do tragicznej katastrofy, w której
zginął mój mąż
- Serdecznie współczuję.
- No cóż, stało się. Musiałam przewartościować
w życiu wiele spraw. Związałam się z dominikankami
w San Diego i żeby zarobić na utrzymanie, zatrudniłam
się jako kelnerka w hiszpańskiej restauracji. A potem
zgromadzenie przeniosło mnie do Francji.
- Musi pani znać hiszpański doskonale.
- Tak. Mąż był Chilijczykiem. To mi pomogło.
- Czy potrafi pani pracować na komputerze?
Wyczuła, że czymś go wyraznie zainteresowała.
- Posługuję się nim od czasów szkolnych.
- A jak długo zamierza pani tu pozostać?
- Tego jeszcze nie wiemy - zabrzmiała odpowiedz
od wejścia. Hallie i Brouard spojrzeli w kierunku
drzwi. Stał w nich Vincent. Hallie nie miała pojęcia, że
RS
był na terenie biura... Od kiedy przysłuchiwał się roz
mowie? Z przejęcia załomotało jej w skroniach.
Yves podniósł się.
- Myślę, że znalezliśmy właściwą osobę do pomocy
Michelowi w pertraktacjach z kupcami z Ameryki Po
łudniowej. Jest sporo nowych kontrahentów. Michel ty
ra za dwóch. Panna Linn zna świetnie język hiszpański,
mogłaby więc przejąć obsługę tych kontaktów.
Vincent kiwnął głową.
- Czy Michel jest tutaj?
- Ma dziś wolny dzień. Z przyjemnością sam zajmę
siÄ™ paniÄ….
- Doceniam twoje dobre chęci, ale wiem, że masz
dziś jeszcze pozałatwiać sprawy związane z naszymi
kontraktami z Anglią. Póki co wyślij faks do przełożo
nej dominikanek w Paryżu z wiadomością, że panna
Linn otrzymała u nas angaż, a ja zabiorę ją do swego
biura i pokażę, o co chodzi. Gdyby - zwrócił się do niej
- zajęcie to nie bardzo ci odpowiadało, wymyślimy coś
innego.
Co mogła powiedzieć, stojąc przed swym praco
dawcÄ…?
- Z wdzięcznością przyjmę każdą pracę.
Otworzyła torebkę i rozedrgana przepisała z notesu
numer faksu do przełożonej zgromadzenia i dziękując
Yvesowi za poświęcony jej czas, wyszła za Vincentem.
Jego biuro mieściło się na parterze domu, dokładnie
naprzeciwko wejścia do biura winnicy. Było to roz
wiÄ…zanie znakomicie dostosowane do prowadzenia
interesów. Dobrany personel oprowadzał potencjalnych
RS
klientów i turystów po piwnicach z winem i planta
cji, a sprawy formalne załatwiali od ręki pracownicy
Brouarda. Vincent zarządzał dochodowym przedsię
biorstwem, rozwijanym od blisko czterech wieków. By
ło oczywiste, że miał nadzwyczajną smykałkę do inte
resów, lecz w głębi duszy Hallie podziwiała go najbar
dziej za wychowanie dzieci.
- Wejdz, proszę. - Przepuścił ją przodem.
Wnętrze biura nosiło znamiona siedemnastowieczne
go salonu, wyposażonego w nowoczesne sprzęty nie
zbędne dziś do pracy. Jedną ze ścian zajmowała olbrzy
mia panorama majątku, na przeciwległej zaś wisiała
wielka mapa z napisem: Dzieje winnicy Rollandów".
Poszczególne plantacje były oznaczone tabliczkami
z wyszczególnieniem powierzchni gruntów, gatunku
winogron, porą ich dojrzewania i nagród za najlepsze
zbiory w takim to a takim roku.
Było to prywatne sanktuarium Vincenta. Hallie
poczuła nagle, że chciałaby spędzić tu z nim jak naj
więcej czasu. Nie potrafiła dłużej się oszukiwać. Nie
było na świecie nikogo, czyja obecność sprawiałaby jej
większą radość. Co robić? Co robić? Vincent stał tuż za
nią, czuła jego ciepło i zapach. Nie śmiała odwrócić
głowy.
- Wiem, na początku może cię to przytłaczać...
Przytłaczało, owszem, ale jak cudownie! Jej uczucia
graniczyły z histerią. Vincent nie dotykał jej, a mimo to
znalazła się we władzy pragnień, rozniecających w niej
istny ogień.
- Tato... - Hallie drgnęła, porażona uczuciem winy.
RS
- Miałam nadzieję, że znajdę cię w... O, Hallie,
jesteś i ty. Myślałam, że pojechałaś z Paulem.
Hallie powoli odwróciła się do Monique, udając spo
kój. Spokój! Dobre sobie!
- Uznałam, że powinnam najpierw omówić sprawę
mojej pracy tutaj.
- No to Paul ma radochę - wycedziła Monique
z sarkazmem i uśmiechnęła się do ojca. - Dałeś już Hal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]