[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w końcu pogodzić przy wspólnym stole - rozmarzyła się. - Jak myślisz, synu?
- Jak ja myślę? - Alan był wyraznie zakłopotany. - Ja chyba myślę, że nie
wiem. Po prostu nie wiem, co o tym myśleć, mamo.
- Tak czy inaczej, zapraszam Ebony na kolację, pamiętaj! Masz być w
domu i masz być grzeczny. Jutro wieczorem. W piątek.
Upewniwszy się kilkakrotnie, że Alana nie będzie, Ebony przyjęła
niespodziewane zaproszenie pani Carstairs na kolacjÄ™.
Nawet miała ochotę spotkać się z Deirdre, która od lat była dla niej
najżyczliwszą osobą pod słońcem, niemalże drugą matką. Chciała się z nią
zobaczyć, porozmawiać i w ten sposób jednocześnie pożegnać się z tą wspaniałą
kobietą przed wyjazdem do Paryża, który miał nastąpić już niebawem, za
niecałe dwa tygodnie. Uznała, że wręcz powinna zobaczyć się z Deirdre przed
wyjazdem z rodzinnej Australii na długo, a być może nawet na zawsze.
W piątkowe popołudnie Ebony podjechała taksówką pod usytuowany
bezpośrednio nad zatoką Double Bay dom Carstairsów. Rozległy teren
rezydencji był otoczony dla bezpieczeństwa mocnym i wysokim, choć ażuro-
wym i dekoracyjnym, artystycznie wykonanym ogrodzeniem z metalowych
prętów. Teren ten obejmował frontowy ogród z fontanną pośrodku, otoczoną
- 30 -
S
R
wspaniałym klombem różnobarwnych kwiatów, dwupiętrową białą willę w stylu
kolonialnym, z kolumnadą przed głównym wejściem, ogrody na tyłach, z
kortem tenisowym i basenem oraz niewielką prywatną przystań, na której
zacumowany był luksusowy jacht Alana.
Ebony nacisnęła umieszczony przy furtce guzik sygnalizatora. Przez
domofon powitał ją Bob.
Furtka otworzyła się automatycznie, Ebony weszła na teren rezydencji.
Nim zbliżyła się do głównego wejścia, kamerdyner już zdążył wybiec jej
naprzeciw. Gnąc się w ukłonach, wprowadził Ebony do domu.
- Jakże się cieszę, panno Theroux - powtarzał z promiennym uśmiechem
raz po raz. - Jakże się cieszę, że znowu panią u nas widzę!
- Ja też się bardzo cieszę, Bob - zrewanżowała się uprzejmością za
uprzejmość. - Zdradz mi, z łaski swojej, tajemnicę. Czy będę miała okazję
skosztować dzisiejszego wieczoru któregoś z tych twoich cudownych włoskich
dań?
- Och, naprawdę nie wiem, czy moje włoskie potrawy są aż takie
smaczne, jak była pani łaskawa zauważyć, ale muszę się nieskromnie
pochwalić, że odkąd zacząłem je częściej przyrządzać, pan Alan nie chce już
jeść niczego innego
- Alan? - przerwała kamerdynerowi zaniepokojona Ebony. - A ja
myślałam...
- Ebony, kochanie, jak to miło znowu cię widzieć nie tylko na ekranie
telewizora! - ucieszyła się pani Carstairs, zjawiwszy się w tym momencie w
hallu. - Pozwól, niechże cię uściskam!
Ebony, wyściskana już i wycałowana przez Deirdre, dokończyła
przerwane zdanie:
- Myślałam, że Alana nie będzie na tej dzisiejszej kolacji.
Po czym, spojrzawszy przenikliwie w oczy pani Carstairs, dodała z
naciskiem:
- 31 -
S
R
- Alan miał przecież wyjechać na cały weekend do Melbourne!
Zakłopotana Deirdre oblała się rumieńcem i zaczęła się wyraznie plątać w
wyjaśnieniach:
- No tak, kochanie, miał wyjechać do Melbourne, ale widzisz, w ostatniej
chwili, to znaczy... O Boże, ja jednak nie umiem kłamać! - poddała się w końcu.
- Słusznie się bałam, że nic z tego nie wyjdzie...
- Ależ wyszło, mamo, przecież coś już z tego wyszło! - odezwał się Alan,
który również pojawił się w hallu. - Przynajmniej to, że Ebony weszła w go-
ścinne progi naszego domu.
- Ale wcale nie wygląda na uszczęśliwioną z tego powodu - stwierdziła z
rezygnacją pani Carstairs. - Tylko na nią spójrz!
Ebony istotnie straciła cały kontenans, poczuła się jak osaczona i,
szczerze mówiąc, miała ochotę się rozpłakać. Kiedy jednak ujrzała na twarzy
Alana zuchwały impertynencki uśmieszek, pod wpływem irytacji opanowała się
błyskawicznie i zaszczebiotała modulowanym tonem udawanego współczucia:
- Biedny Alan, chyba sobie myślał, że ja wciąż jestem małą dziewczynką i
lubię się bawić w podchody. A przecież ja już z takich dziecięcych zabaw
dawno temu wyrosłam. Mógł się śmiało przyznać, że będzie dzisiaj w domu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]