[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Większość kobiet, które znam, wcale nie jest ani szczera, ani uczciwa.
- W takim razie musiałeś być związany z niewłaściwymi - wypaliła i zaraz
pożałowała tych słów.
- Matka też mnie ostrzegała! - Skrzywił się błazeńsko.
Sophia nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Niezwykłe zjawisko! Mężczyzna z poczuciem humoru.
Motorówka zwolniła.
- Zbliżamy się do Palazzo del Fortuna. - Stephen wskazał zdobiony gotycki
29
S
R
fronton na wprost, przy rozwidleniu Canale Grande. Węższy kanał biegł w prawo
wzdłuż ściany pałacu.
Fasadę budynku zdobiły balkony, lekkie niczym z koronki, i delikatne
marmurowe łuki łączące kolumny. Był to jeden z najpiękniejszych budynków, jakie
Sophia tu widziała.
- Podoba ci siÄ™?
- Jest przepiękny - odparła z zachwytem. - Ile ma lat?
Stephen wyglądał na bardzo zadowolonego.
- Został wybudowany dla Giovanniego Fortuny - powiedział z nutą dumy w
głosie - na początku piętnastego wieku. Budowniczowie pochodzili z Mediolanu.
Potem w ciągu wieków robiono różne przebudowy, ale fasada pozostała oryginalna.
Jedna z najwspanialszych w Wenecji. Główne wejście jest szczególnie piękne...
Kilka marmurowych stopni prowadziło od kamiennego pomostu do drzwi, które
zdobił misterny i bogaty marmurowy portal.
- Niestety jest rzadko używane, ale w przyszłości planuję częściej je otwierać.
Nad drzwiami znajdował się herb rodowy. Złoty lew i biały jednorożec na
niebieskim polu. Nad nimi jedno słowo: Fortuna.
Sophia miała dziwne uczucie, że już to gdzieś widziała. Przeszedł ją dreszcz
podniecenia.
- Coś nie tak? - spytał Stephen.
- Nie... Nie... Tylko... ten herb wydaje mi się dziwnie znajomy... Myślę, że już go
widziałam, że go znam.
- Mogłaś go widzieć na fotografiach albo na obrazach. Albo w czasopiśmie.
Jedno z nich przed laty opisywało pałac.
- Możliwe.
Jednak to, co czuła, było raczej jak... wspomnienie. Widziała ten herb z łódki, w
podobnych okolicznościach, co znaczyłoby, że już tu kiedyś była.
Ale przecież nie mogła tu być.
Stephen włączył silnik i skierowali się do bocznego kanału.
W ścianie pałacu, około półtora metra nad poziomem wody, znajdowały się
wysokie okna zdobione łukami, a na piętrze cofnięty balkon z cienkimi kolumienkami.
- Trochę dalej, tam gdzie widać fondamenta, jest południowe wejście. - Wskazał
Stephen dłonią.
- Ile tu jest wejść? - zapytała, gdy wpłynęli pomiędzy otwarte drewniane wrota
do przystani. Zwiatło zachodzącego słońca już tu nie sięgało, woda miała kolor czarnej
30
S
R
kawy.
- Pięć, jeśli liczyć drzwi do ogrodu. Jednak zwykle przemieszczamy się łodziami,
więc to jest najczęściej używane.
Zacumował motorówkę i wyskoczył na kamienny pomost. Wyciągnął rękę, by
pomóc Sophii. Gdy tylko dotknęła jego dłoni, jej serce momentalnie przyspieszyło.
Z kamiennego pomostu kilka stopni prowadziło do czarnych drzwi z dużym
zdobionym zamkiem i staroświeckim żelaznym dzwonkiem.
Z prawej strony znajdowały się mniejsze drzwi, z nowszym zamkiem typu Yale.
Otworzyły się, gdy podeszli.
W drzwiach pojawił się niski korpulentny mężczyzna w czarnych spodniach i
koszulce. Miał gęste siwe włosy i grube czarne brwi. Sophia przypomniała sobie opis
pani Caldwell.
- Ciao, Roberto - przywitał się Stephen. - To signorina Jordan.
W odpowiedzi na uśmiech Sophii Roberto skłonił się z uszanowaniem.
Stephen wprowadził ją do dużej sali, gdzie znajdował się wielki kamienny
kominek. Stał tam długi stół z ławami i ciężkie stare kredensy.
- Jak się domyślasz, jesteśmy teraz w skrzydle dla służby - powiedział. - Kiedyś
żyła tu mała armia domowników, ale ostatnio świta liczy nie więcej niż dwanaście
osób.
Przeszli do następnego pomieszczenia. Z jednej strony znajdowały się kamienne
schody na wyższe piętro, a z drugiej - kilka korytarzy pod łukami, biegnących w różne
strony.
- Korytarz, którym teraz pójdziemy, prowadzi do południowego wejścia -
wyjaśnił. - Tam znajduje się również główny hol.
Hol był wspaniały. Bogato zdobiony marmurowy portal wspierał się na
kolumnach. Kryształowe żyrandole wisiały na złoconych łańcuchach. Wielkie lustra na
ścianach odbijały światło, optycznie powiększając i rozjaśniając pomieszczenie. Na
środku znajdowały się schody wiodące na piętro.
Kolejny raz Sophia miała wrażenie, że już to widziała. %7łe już tu wcześniej była.
- A to sala balowa.
- Nie spodziewałam się czegoś tak fantastycznego - powiedziała zachwycona.
- Powinnaś ją zobaczyć wieczorem, przed balem.
- A ty ją widziałeś podczas balu? - zapytała, gdy wrócili do holu.
- Tak, dwa razy. Pierwszy raz jako dziecko, gdy cichaczem wyszedłem z pokoju,
żeby popatrzeć na gości, a drugi raz gdy miałem dwadzieścia jeden lat i ciocia Fran
31
S
R
urządziła bal z okazji moich urodzin. Pałac był pełen światła, kolorów, muzyki i ruchu.
Wszystko jakby ożyło. Można było sobie łatwo wyobrazić, jak wyglądało życie
arystokratów weneckich w czasach ich świetności.
- To musiało być niezwykłe. Chciałabym coś takiego przeżyć.
- Możesz. Na początku marca wypada rocznica urodzin ciotki. Będzie wtedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]