[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naprawdę jest ten człowiek. Utyka na lewą nogę, a w walizce nosi peruki.
- Nie słyszałam o żadnym Wunderalpie - zdziwiła się.
Opowiedziałem jej o przygodzie pana Tomasza na transatlantyku i perypetiach z
Wunderalpem. Nadmieniłem także, że prosto z Wiednia zamierzam pojechać do
Rovinja w Chorwacji, gdzie szef dokonał już rezerwacji hotelowej.
- Jadę z tobą! - krzyknęła entuzjastycznie.
***
Do Rovinja jechaliśmy dziesięć godzin, więc kiedy dotarliśmy na miejsce, było
ciemno.
Jakieś dwieście metrów na zachód widziałem odbijające się w tafli spokojnego
Adriatyku światła lamp oświetlających betonowe schody wyspy Sveta Katarina
prowadzące z przystani ku pałacowi. Wyspa, częściowo zanurzona w ciemności,
zasłaniała sobą kawałek morza. Byłem święcie przekonany, że za dnia jest to widok
niezwykły i zapierający dech w piersiach.
W hotelu  Rovinj usytuowanym na zachodnim stoku wzgórza pod kościołem
Zwiętej Eufemii znalezliśmy szczęśliwie  jedynkę dla Kingi.
- Akurat zwolniły się dwie jedynki - poinformowała mnie recepcjonistka i przeniosła
spojrzenie na starszego człowieka o nobliwym wyglądzie. - Profesorze Prochvaltz, to
pański klucz do pokoju numer 18. A dla pani pokój numer 15.
Zadowolona Kinga wzięła klucz i zaczęła szukać paszportu. Zostawiłem na ladzie
swój dokument i wyjęty z aparatu film, prosząc o wywołanie go. Byłem tak zmęczony,
że pożegnałem się z młodą Niemką i natychmiast udałem się do zarezerwowanego
przez pana Tomasza pokoju.
Kiedy kąpałem się, odezwał się telefon komórkowy. Dzwonił pan Tomasz z Wenecji.
Następnego ranka miał odpłynąć promem do Puli, a więc najpózniej w południe
mieliśmy się spotkać.
- Czekam na pana w pokoju numer 11 - rzekłem na koniec krótkiej rozmowy. - Hotel
znajdzie pan na wzgórzu Monte Rosso dosłownie na skarpie pod kościołem Zwiętej
Eufemii. Trafi pan bez problemu. Obok hotelu zaparkowałem nasz wehikuł.
- Do jutra, Pawle.
44
Spałem dobrze, tak dobrze, że nie słyszałem wtargnięcia do pokoju intruza. Obudziło
mnie dopiero nieprzyjemne ukłucie w przedramię. Ktoś zrobił mi zastrzyk. A kiedy
próbowałem poruszyć się, czyjeś ramię skutecznie mnie powstrzymało. Niepotrzebnie.
Byłem ospały i słaby, a zalegająca w pokoju ciemność utrudniała orientację. Zdaje się,
że słyszałem czyjś głos, ale niewykluczone, że dobiegał on z sąsiedniego pokoju, gdzie
- jak sobie przypomniałem - hucznie balowano. Podniosłem się w heroicznym
uniesieniu z łóżka i natychmiast zwaliłem w kierunku tarasu, pociągając w dół zasłonę.
Poczułem, że karnisz spada mi na głowę, a ja odpływam w jakąś cudownie spokojną
krainÄ™.
45
ROZDZIAA PITY
ZABAWA W KOTKA I MYSZK NA LONDYCSKICH ULICACH * PRZEGRYWAM
 ANGIELSK RUND * CZY LUBI BRYTYJSKI FOOTBALL? * SZUKAM PAMELI
W  SIECI * MANDAT * W TOALECIE SCOTLAND YARDU * CZY STEINBECK
%7Å‚YJE? * DAUGA PODRÓ%7Å‚ DO CHORWACJI * ADRIATYK * NARESZCIE W
ROVINJU * GDZIE PODZIALI SI PAWEA l KINGA POLLOCK? * ZDJCIE Z
WIEDECSKIEGO CMENTARZA
Londyn nie przywitał mnie mgłą, a ciepłym i pochmurnym południem.
Jechałem cały czas za mercedesem. Wolno - z powodu zatłoczenia. Jakąś pokrętną
drogÄ… - najpierw prowadzÄ…cÄ… przez dzielnicÄ™ Chelsea, a potem South Kensington -
dotarłem wreszcie na południowy kraniec Hyde Parku. O ile mnie pamięć nie myli,
było to w pobliżu stacji metra Knightsbridge na ulicy o tej samej nazwie. Nie znałem
Londynu, więc jechałem za mercedesem, nie kryjąc się już wcale z tym, że go śledzę.
 Wunderalp i tak wcześniej czy pózniej trafi na Istrię - myślałem prowadząc forda
lewą stroną ulicy.  A jadący przede mną mercedesem mężczyzna w zamszowej
marynarce może mnie naprowadzić na trop Pameli. Chociaż może o to mu chodziło,
aby odciągnąć mnie od Southampton? .
Ale oto znalezliśmy się na terenie Green Parku, gdzie mercedes skręcił w ulicę
Piccadilly. Byłem pewny, że zmierza do słynnego Piccadilly Circus, centralnego punktu
londyńskiego West Endu, ale jego kierowca w momencie zmiany świateł odbił
niespodziewanie z piskiem opon w uliczkę naprzeciwko budynku Królewskiej
Akademii Sztuki. Skręciłem za nim w ostatniej chwili. Ale zaraz zaczęliśmy jechać
bardzo wolno za innymi pojazdami. Zrobił się prawdziwy korek. Kluczyliśmy
mniejszymi uliczkami, przeważnie jednokierunkowymi, mijaliśmy wytworne sklepy,
kluby i galerie, mniejsze rezydencje i hotele - kierując się na południe. I wreszcie
ujrzałem wspaniałą rezydencję brytyjskich monarchów, słynny Pałac Buckingham
otoczony zielenią nienagannie przystrzyżonych trawników.
Mercedes niespodziewanie zawrócił, klucząc tymi samymi uliczkami, którymi
jechaliśmy nie tak dawno. To była zabawa w kotka i myszkę.
Na Trafalgar Square zgubiłem mercedesa. Stało się to na światłach, gdy nie mogłem
się oprzeć pokusie popatrzenia na szeroką fasadę Galerii Narodowej, na ludzi
karmiących gołębie na samym placu i posąg admirała Nelsona wieńczący wysoką
kolumnę. Zamyśliłem się i zapomniałem, że jestem tutaj wyłącznie w charakterze
detektywa. W tym czasie mercedes bez oporów złamał przepisy i skręcił na południe w
ulicę Whitehall, biegnącą wzdłuż wschodniego boku olbrzymiego budynku Admiralicji.
Majestat tej okolicy kazał mi czekać na zmianę świateł, poza tym byłem kierowcą
bezwzględnie przestrzegającym przepisów i jeśli je łamałem, to wyłącznie
nieświadomie. Kiedy patrzyło się na trójarkadowy Auk Admiralicji - zamykający
główną aleję reprezentacyjną (The Mall) prowadzącą do samego Pałacu Buckingham -
trudno było o pełną koncentrację.
Po chwili po mojej lewej ręce ukazała się szara Tamiza, którą przecinał w kierunku
wschodnim most Westminsterski; naprzeciwko mnie wyrósł ogromny gmach
46
Parlamentu z Big Benem i nieco na prawo schowane jeszcze za rogiem murów Skarbca
cudowne opactwo westminsterskie z przyległym kościółkiem Zwiętej Małgorzaty.
Do niewielkiego Parliament Square dotarłem po kilku minutach z uwagi na mały
korek uliczny w tej części miasta. Na szczęście udało mi się zaparkować na
zwalnianym stanowisku za placem, jakieś sto pięćdziesiąt metrów za Dean s Yard, już
na Victoria Street. Wyszedłem z samochodu rozprostować kości i nie czułem złości, a
jedynie znużenie. Cofnąłem się z powrotem bliżej placu i stanąłem naprzeciwko
cudownych wież zachodniej fasady opactwa. To tutaj spoczywali angielscy władcy, to
tutaj odbywały się ceremonie koronacyjne, to tutaj wreszcie znajdowało się wiele
kaplic z licznymi grobowcami. Istny raj dla historyka sztuki. Ale nie mogłem spokojnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl