[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W księgach było wszystko. Plany ulic z naniesionymi budynkami, nazwiska właścicieli, opisy
działek.
- Nie chciała nam udostępnić ksiąg meldunkowych, a my weszliśmy jakby tylnymi
drzwiami - podsumowałem sytuację. - Wiele rzeczy jest z punktu widzenia prawa
zakazanych, ale jednocześnie nic nie jest tak do końca niemożliwe...
Wertowaliśmy księgi ponad godzinę.
- Niestety - powiedziałem, zatrzaskując moją. - %7ładnych Oxenstiernów.
- U mnie też nic - przewrócił ostatnią stronę. - Czego więc szukają nasi przeciwnicy?
Pożegnaliśmy urzędniczkę i poszliśmy z powrotem do parku. Po drodze podczepiłem pod
samochód wrogów  pluskwę .
- Przecież mamy satelity do śledzenia? - zdziwił się szef.
- Wierzę w nowoczesną technikę, ale lepiej się zabezpieczyć - wyjaśniłem.
Pokraśniał z dumy.
- Brawo, moja szkoła.
Nasi pomocnicy ciÄ…gle tkwili na swoim posterunku i obserwowali cmentarz. Nudzili siÄ™ jak mopsy.
- Już chyba kończą - powiedział Piotrek.
Faktycznie, Szwedka i Jerzy snuli się oraz bardziej apatycznie. Nam pod drzewami nie dokuczało
słońce, które na nekropolii operowało całą siłą. Jerzy miał na koszuli ciemne plamy potu. Wreszcie
powlekli siÄ™ do samochodu i pojechali.
- Co robimy? - zainteresowała się Malwina. - Będziemy chodzić po cmentarzu i badać
nagrobki?
- Przecież oni nic nie znalezli - zauważyłem.
- Oni nie, ale może coś przegapili - w oczach Piotrka zabłysły ogniki.
- Zwróć uwagę, jak chodzili. Najpierw jedna osoba, a kilka metrów za nią, tą samą alejką,
druga. Na wypadek, gdyby ta pierwsza coś przegapiła... Nie, zbadali tak dokładnie, jak tylko
się da. Też niczego nie znajdziemy...
- A może znalezli, ale zauważyli, że ich śledzimy i dlatego nie dali po sobie poznać? -
zastanawiała się dziewczynka.
- Nie popadajmy w paranoję - skarcił ją pan Tomasz. - Proponuję coś zjeść, a potem
sprawdzimy, dokÄ…d pojechali. Strasznie wygodne to satelitarne naprowadzanie...
Rejowiec posiada nieduży zadrzewiony ryneczek. Otaczają go kamieniczki, pochodzące głównie z
XIX wieku, o murowanych parterach i piętrach przeważnie nadbudowanych z drewna. Większość
domów jest mocno zaniedbana. Także ulica, obiegająca rynek dookoła, pełna jest dziur i wybojów.
Pośrodku, pomiędzy drzewami stoi dziwny, niski budynek, wzniesiony na planie wydłużonego
prostokąta. Jego białe, widocznie niedawno odnowione ściany prześwitywały pomiędzy drzewami.
- Tu się pożywimy - szef wskazał szyld od północnego końca tajemniczej budowli.
Weszliśmy do niedużej sali wewnątrz. Zamówiliśmy pizzę dla młodzieży i golonkę z frytkami dla
nas.
- Ciekawe - Piotrek wodził wzrokiem po grubych ścianach. Oglądał ciężki, przesklepiony
sufit.
- To chyba stary budynek? - zapytała Malwina.
- Owszem, pochodzi z XVIII stulecia - wyjaśniłem. - Nazywany jest przez miejscowych
domem Reja.
Nagle Piotrek znieruchomiał z kawałkiem ciasta na widelcu.
- Jak to dom Reja? - zdumiał się. - Skoro to budynek z XVIII wieku, a Mikołaj Rej zmarł
przecież w 1596 roku! Tę budowlę wzniesiono ze 130 lat po jego śmierci.
- Poza tym Rej pewnie mieszkał w pałacu, a nie w takim ciasnym domku... - dodała
Malwina.
- Ale wieżę w Krynicy nazywa się grobowcem Reja - uśmiechnąłem się. - Sam
opowiadałeś... Ten dom, to po prostu jeszcze jedna legenda...
Piotrek spojrzał pytająco na pana Tomasza, jakby szukając potwierdzenia moich słów.
- Jak się przypuszcza, ta budowla to resztki miejskiego ratusza - wyjaśnił Pan
Samochodzik. - A co do nazwy, Mikołaj Rej był oczywiście najsławniejszym
przedstawicielem swojego rodu, ale jego potomkowie żyli tu przez całe stulecia. Któryś z
nich mógł zostać burmistrzem, ostatecznie Rejowiec był miastem prywatnym, stanowił
własność rodziny. Będąc burmistrzem, musiał oczywiście urzędować w ratuszu. Potem
ludność z pokolenia na pokolenie przekazywała sobie tę informację, aż postaci sławnego
pisarza i jego potomka burmistrza zlały się w jedną...
- Nawiasem mówiąc, członkowie tego rodu żyją nadal - dodałem. - Jeden z nich zdaje się
pracuje jako nauczyciel w Zamościu. Kilku żyje w USA...
- Ano, podjedliśmy, pora wracać do obowiązków - zadecydował pan Tomasz. - Możesz
ustalić, gdzie są?
Wyszliśmy z jadłodajni. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy był szary volkswagen
zaparkowany w cieniu na kraju rynku. Samochód był pusty, ale czułem na sobie czyjś wzrok. A
więc nadal ciągnęliśmy za sobą ogon... Znalezliśmy budkę telefoniczną. Po kilku minutach
dziewczyna podała nam współrzędne geograficzne.
- To mi wygląda na wieś Krupe - zauważył Pan Samochodzik, wertując mapę.
- Przejeżdżaliśmy przez nią w drodze z Krasnegostawu do Krynicy - zauważyłem.
ROZDZIAA SZÓSTY
WIEZ KRUPE " BUSZUJEMY NA ZAMKU " SYGNAAY  PLUSKWY " WYKIWANI "
PRZECITA OZ " DZIEJE ZAMKU " CZY OPAACA SI ESKALACJA PRZEMOCY? " SIA
TO NIE SZTUKA!
Wieś Krupe była typową ulicówką. Rozciągała się po obu stronach szosy na przestrzeni dwóch
kilometrów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl