[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej równocześnie.
L R
T
- Czy to prawda, że ktoś z rodziny królewskiej ma przybyć na otwarcie i przeciąć wstę-
gÄ™?
- Mam taką nadzieję - odrzekł Josh.
- To cudownie - ucieszyła się Brianna. - Będziesz w telewizji. I będziesz sławny.
- Nie interesuje mnie sława. - Uśmiech znikł z twarzy Josha. - Chcę, żeby o szpitalu było
głośno. I to nie dlatego, że ma najlepszy oddział ratunkowy w hrabstwie, ale ze względu na po-
ziom opieki, jaką mają nasi pacjenci od chwili, gdy przekroczą jego próg.
- Hm... - roześmiała się Brianna. - Może wszyscy staniemy się sławni. - Zwróciła spoj-
rzenie na Megan. - Zostaniesz na uroczystość otwarcia, prawda?
- Myślę, że tak.
Przecież to tylko dwa tygodnie. Nie zamierzała wyjechać przed otwarciem. Prawdę mó-
wiąc, nie miała jeszcze konkretnych planów na najbliższą przyszłość. Dopiero podejmie decy-
zję. A może wykorzystuje swoje obecne obowiązki jako pretekst, by odwlec podjęcie decyzji?
- Mam jeszcze sporo pracy z doprowadzeniem domu do jako takiego stanu - dodała.
- Widziałam te furgonetki parkujące przed twoim domem - zauważyła Brianna. - Wy-
gląda na to, że dałaś zatrudnienie wszystkim fachowcom w mieście. - Spojrzała na kanapki,
które trzymała w ręce. - O rany. Muszę się zabrać do jedzenia, zaraz kończy się przerwa. Miło
cię znowu widzieć, Megan. Wyglądasz o niebo lepiej niż po przyjezdzie. Najwyrazniej powrót
do domu ci służy.
Powrót do domu? To tak widzą jej wizytę koledzy?
Jeśli miałaby być szczera wobec samej siebie, to właśnie tak się czuła. W domu. Co-
dziennie rano oddychała świeżym morskim powietrzem. Pracowała w szpitalu, który był niemal
jej drugim domem. Przebywała wśród ludzi, których dobrze znała, lubiła i szanowała. I blisko
Josha...
Choć chwilami czuła pewien dyskomfort psychiczny spowodowany swoją aktualną sy-
tuacją, to nie mogła zaprzeczyć, że czuła się tutaj swojsko, że tu było jej miejsce. To tu spędziła
dużą część życia i miała poczucie przynależności do tego miejsca. Ponowny wyjazd nie byłby
bezbolesny. Zorientowała się, że Josh ją obserwuje.
- Nie mieszkasz jeszcze u siebie, prawda? - spytał. - Dopóki trwa remont?
- Nie jest tak zle - odrzekła. - Da się lawirować między drabinami i puszkami z farbą.
Mam już prąd i gorącą wodę. Kiedy Luke wrócił z Nowej Zelandii, nie chciałam im robić kło-
potu. Zresztą w ten weekend zamierzam zabrać się do porządkowania ogrodu.
L R
T
Czy powinna dodać, że Charles zapowiedział przyjazd, by jej pomóc? Ale może wtedy
powinna też powiedzieć Joshowi coś więcej o motywach swoich zaręczyn? Tyle że rozmowa
mogłaby potoczyć się w kierunku przeciwnym do zamierzonego.
A gdyby tak się stało, mogłyby zostać spalone mosty, które za sobą wzniosła i które teraz
stanowiły jej polisę ubezpieczeniową. Przecież wybrała najlepsze rozwiązanie. Wezmie ślub i
wyjedzie stąd, kończąc z przeszłością raz na zawsze.
- Miałem ci powiedzieć - westchnął po chwili Josh. - Mama nie da mi żyć, jeśli się nie
zgodzisz.
- Chce ze mną porozmawiać? Pewno chodzi o kwestę dla szpitala w Afryce? Wpadnę do
niej po pracy.
- Nie. - Potrząsnął głową. - Chodzi o sobotę. Blizniaki mają przyjęcie urodzinowe. Zde-
cydowała, że będziesz gościem honorowym.
- Och... Nie sądzę, że to... - Dobry pomysł? Oczywiście, że nie. To uroczystość rodzinna.
Nie dałaby rady w niej uczestniczyć. Tyle że spojrzała w oczy Josha i zorientowała się, że on
dobrze wie, jakie to byłoby trudne dla nich obojga.
- Będzie dużo gości - ciągnął spokojnie. - A zarówno mama, jak i inni wiedzą, że to ty
uratowałaś po urodzeniu życie Maxowi i Brennie. Tuż przed... przed wyjazdem z Penhally. I
uratowałaś życie mojej matce od razu po powrocie. Chcą ci podziękować i uznali, że przyjęcie
urodzinowe będzie do tego doskonałą okazją. Byliby bardzo rozczarowani, gdybyś odmówiła.
Megan przełknęła ślinę, ale milczała.
- Nie musiałabyś długo zostawać - przekonywał. - To będzie lunch. Przyszłabyś na her-
batę czy coś słodkiego. No to jak? Proszę.
Bardzo mu na tym zależy, uznała. Nie chce zawieść matki. Jest gotów zrobić coś, co bę-
dzie dla niego równie krępujące i trudne jak dla niej, dla dobra osoby, która jest mu bliska i o
którą się troszczy. Jak mogłaby się nie zgodzić, skoro właśnie troska o innych była jedną z tych
cech, które najbardziej ujęły ją w tym mężczyznie?
- Dobrze - powiedziała niemal szeptem. - Przyjdę. Porozumiem się z Claire co do godzi-
ny i spraw organizacyjnych.
Jeszcze przez dłuższy czas pamiętała radosny uśmiech, jakim obdarzył ją Josh. Towa-
rzyszył jej, gdy kończyła pracę i wracała po całym dniu do domu.
I wtedy nastąpiło coś, czego się nie spodziewała. Przypadkowe myśli, które pojawiły się
znikąd i krążyły wokół, a potem niczym puzzle ułożyły się w całość, tworząc obraz, który stał
L R
T
się niejako objawieniem. Zjechała z drogi, zatrzymując się na parkingu dla turystów docenia-
jących dzikie fragmenty wybrzeża kornwalijskiego. Nawet w ciemności widok białych grzy-
waczy uderzających o skały robił imponujące wrażenie, a morza szumiało dostatecznie głośno,
by przytłumić myśli. Ale obraz wciąż był.
Josh... niezdolny bronić się przed zrobieniem tego, czego ktoś tak bardzo się od niego
domagał.
Małżeństwo, które legło w gruzach. Związek, z powodu którego Josh miał wyrzuty su-
mienia, bo zawarł go głównie dlatego, że czuł się samotny. Kobieta, która była bardzo rozcza-
rowana, że tak się ono skończyło, i owładnięta obsesją posiadania dziecka.
Mówił, że Rebeka zrobiła to z premedytacją, bo chciała mieć dziecko. To miał być jej
sposób na zatrzymanie go przy sobie. Czy była to ostatnia rozpaczliwa próba ocalenia małżeń-
stwa, czy zajścia w ciążę? Czy Rebeka planowała uwiedzenie Josha, a potem grała na jego po-
czuciu winy? Megan pamiętała, co Tasha próbowała coś wyjaśniać, ale była zbyt nieszczęśliwa,
by jej wysłuchać. Przyjaciółka mówiła, że małżeństwo Josha już od dawna praktycznie nie ist-
nieje. Rebeka zapewne czekała na niego na łóżku w podniecającej bieliznie.
Grała swoją grę. Jeszcze ten jeden raz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl