[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żywo! Panie Lawson, proszę przygotować dla lorda Richarda
jedną z komnat. Nikt nie zostanie ukarany za to zajście, ale
powtarzam: nie ważcie się nastawać na jego życie!
Bez szemrania spełnili jej rozkaz. Podnieśli nieruchome
ciało z ziemi i ponieśli do dworu. Za nimi podążała dostojna
pani Great Houghtom Hall, ale w środku - rozdygotana
kobieta, przerażona, że nieszczęście było już w zasięgu ręki.
On żyje. Musi żyć. Nie pozwolę, by umarł.
Na polecenie Lawsona szybko przygotowano jednÄ… z
komnat i do niej wniesiono nieruchome ciało lorda Richarda.
Ochmistrz, choć pilnie spełniający polecenia swej pani, nie
krył oburzenia. Bo i jak to tak? Czy wzięcie odwetu za śmierć
pana nie jest czynem sprawiedliwym? Ale lady Beatrice nie
życzyła sobie ani odwetu, ani sprawiedliwości. Dwóm
służkom kazała biec po wodę, czyste płótno i maści z ziół, a
Lawson miał natychmiast zdjąć z lorda porwany płaszcz i
jopulę. I kiedy on ciął i rozrywał pobrudzone krwią odzienie,
pani śledziła bacznym wzrokiem każdy jego ruch.
Potem niespokojny wzrok Beatrice spoczął na obnażonym,
muskularnym ciele rycerza, na którym widniało wiele śladów
walki, nie wszystkie jednak były dziełem zbrojnych z Great
Houghton. Wiele ran było to krwawe żniwo bitwy pod
Northampton. Jedno ramię, bok i zewnętrzną stronę uda
pokrywały rozległe siniaki, zmieniające już barwę i blednące.
Niewątpliwie to ślad po upadku z konia podczas bitwy. Liczne
rany, powierzchowne i częściowo zagojone, zadały miecze
stronników Yorków. A znikające już zaczerwienienie na szyi i
ramionach to ślad po ciężkiej zbroi.
Niestety, bystre oko Beatrice dojrzało wiele świeżych ran,
odniesionych w ostatniej potyczce z jej czeladziÄ…. Na
szczęście żadna z nich nie zagrażała życiu. Ale draśnięcie na
ramieniu ostrzem miecza było głębokie, krew płynęła z niego
obficie. Ciemne wybroczyny na torsie to zapewne ślady po
trzewikach czeladzi. Mogli połamać mu żebra. Najgrozniejsza
była jednak rana nad skronią, tu, gdzie włosy posklejane są
krwią. Ten cios pozbawił Richarda przytomności. W tym
miejscu pozostanie zapewne blizna. Oby tylko na niej siÄ™
skończyło, wiadomo przecież, jak niebezpieczne są uderzenia
w głowę...
Jeszcze raz przemknęła wzrokiem po wszystkich ranach i
spojrzała na Lawsona. Ochmistrz spuścił głowę.
- Wybacz, pani. Może my nie powinniśmy...
- Nie, nie powinniście, Lawsonie. To był błąd.
- Myślałem...
- Wiem dobrze, że do walki skłoniły was moje słowa,
które usłyszałeś przypadkiem. Ale lord Richard z pewnością
nie zasłużył na śmierć z naszych rąk.
- Milady... - Lawson, zdumiony, poderwał głowę. -
Przecież oskarżałaś go o śmierć sir Williama! A on niczemu
nie zaprzeczał! On...
- Lawsonie! Nie poznałeś całej prawdy, dlatego
powtarzam: to, co uczyniliście, było wielkim błędem. A winą
należy obarczyć przede wszystkim mnie...
Czuła narastający lęk. już nie lęk, a przerażenie. Jeśli lord
Richard umrze - Panie Boże spraw, aby tak się nie stało - ona
nigdy sobie tego nie wybaczy. Ta śmierć będzie ciążyć na jej
sumieniu do końca jej dni...
- Teraz trzeba dołożyć wszelkich starań, żeby lord
wydobrzał.
Do komnaty weszły służące, niosąc czyste płótno, miskę i
dzban z wodą. W ciągu godziny lord Richard został obmyty,
rany owinięte czystym płótnem, na poobijane miejsca
nałożono kojącą maść. I przez cały czas podczas tych
zabiegów lady Beatrice, kiedy nachylała się nad nieruchomym
ciałem, nie ustawała w cichej, błagalnej modlitwie. Nie
wyobrażała sobie, żeby Richard z tego stanu nieprzytomności
odszedł w śmierć, nie zamieniwszy z nią już ani słowa...
Jednej ze służek kazała czuwać przy lordzie. Nie
odstępować go na krok, przecież lord w każdej chwili może
się ocknąć. Sama podążyła do swojej komnaty, żeby oczyścić
suknię ze śladów krwi. Nadal obwiniała się za swoje
porywcze słowa, które rzuciła w twarz ukochanemu
mężczyznie. Kochała go przecież, jej miłości nic nie było w
stanie zniszczyć. Ale Pana Boga prosiła teraz tylko o jedno -
żeby Richard żył, o nic więcej.
Jeśli Bóg będzie łaskawy, Richard, kiedy dojdzie do sił,
wyjedzie stąd, inaczej przecież być nie może. Ciężki grzech
splamił ich dusze i rozdzielił. Ale Beatrice pogodzi się z
rozłąką, pogodzi się ze wszystkim, byle tylko Richard był
żyw...
Wróciła do komnaty o zmierzchu, kiedy zapadała ciepła
letnia noc.
- Jak miewa siÄ™ lord Richard?
Służąca na widok pani poderwała się z krzesła.
- Nic się nie zmieniło, milady.
Beatrice szybkim krokiem podeszła do łoża i położyła
dłoń na czole Richarda. Chwała Bogu, nie było rozpalone. Nie
ma gorączki, nie ma więc powodu do jeszcze większego
niepokoju.
- Idz i zjedz coś - poleciła służącej. - Ja teraz będę przy
nim czuwać.
Usiadła na krześle z wysokim oparciem i zapatrzyła się w
nieruchomą twarz lorda. Długie, czarne rzęsy rzucały cienie
na policzki. Ogorzała twarz na tle białego płótna wydawała się
bardzo ciemna. Ręce spokojne, wyciągnięte wzdłuż boków.
Oddech głęboki, miarowy. Ale oczy nadal zamknięte.
Wszystko, co mogła teraz uczynić, to tylko czekać i mieć
nadzieję. I prosić w duchu o przebaczenie...
Pochyliła się, przykryła dłonią zimną dłoń lorda. Ileż siły
w tym ręku. Czy wystarczająco dużo, aby dokonać
nikczemnego zabójstwa? Och, nie! Jej serce natychmiast się
zbuntowało. Lord Richard nie uczynił tego, jest rycerzem, dla
niego honor to święta rzecz. Ale i tak między nimi wszystko
skończone. Tak musi być.
Już chciała cofnąć dłoń, kiedy nagle Richard poruszył się
niespokojnie, rzucił głową. Wtedy mocno zacisnęła palce na
jego zimnych palcach, jakby pragnąc osadzić go znowu w
rzeczywistości. Wśród żywych.
Richard znów znieruchomiał. A ona, piastując w swej
dłoni jego dłoń, siedziała cicha, zatopiona we wspomnieniach
o tamtym dniu, kiedy Richard zjawił się w komnatach
westminsterskich, zajmowanych przez Hattonów, by prosić o
rękę Beatrice. Odziany był w drogie szaty z zielonego i
czarnego wzorzystego aksamitu. Szaty dworzanina, ale u boku
Richarda zwisał miecz, przypięty do pasa z wytłaczanej skóry.
Zapamiętała doskonale wyjątkowo piękny, niespotykany
kształt rękojeści i pierścień z pysznym rubinem, połyskujący
na palcu Richarda.
Musnęła pieszczotliwie zimną dłoń, dziś bez żadnej
ozdoby, ponieważ każdy człowiek o zdrowych zmysłach nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]