[ Pobierz całość w formacie PDF ]

byli zbyt zmęczeni, by rozmawiać. Zauważyła jednak, że on wciąż zerka na
nią, marszcząc brwi. Nad czym się tak zastanawia, myślała niespokojnie.
Czyżby zgadł, jak to ze mną jest?
Tego popołudnia zaczęła marznąć. Wkrótce cale ciało trzęsło się z zimna.
Nie pomagało wkładanie dodatkowych ubrań ani siedzenie przy ogniu.
Chłód wgryzał się coraz głębiej w ciało.
- Czy ty jesteś chora? - spytała matka. W jej głosie słychać było niepokój.
Ingebjorg przytaknęła.
- Wczoraj tak strasznie przemokłam i przez całą drogę do domu marzłam.
Powinnam była wziąć ze sobą coś na zmianę.
- No właśnie, powinnaś. A teraz idz i połóż się, my z Gudrun nakarmimy i
wydoimy krowy.
- Cieśla Bergtora też umie doić - wykrztusiła Ingebjorg przez dzwoniące
zęby. - Może go poprosisz?
Rzadko myślała o sobie, ale taka chora jak teraz, to chyba nigdy jeszcze
nie była.
- Sądzę, że twój narzeczony nam pomoże - odparła matka, ujmując
Ingebjorg pod rękę. - Chodz, odprowadzę cię na strych.
- Przecież sama mogę iść - odparła Ingebjorg, wstając, ale zachwiała się i
o mało nie upadła. Matka pomogła jej wyjść z izby i zaprowadziła do
sypialni.
Jak tylko znalazła się pod okryciem, ziąb ustąpił i ogarnęło ją nieznośne
gorąco. Zrzuciła z siebie okrycie, czuła, że pot spływa po plecach, rękach i
brzuchu. Teraz to się stanie, myślała z ulgą. Wywar nareszcie pomógł. Jutro
zacznę krwawić!
Reakcja była dużo silniejsza, niż Ingebjorg oczekiwała. Kręciło jej się w
głowie, czuła się zle, raz po raz ciemniało jej w oczach. Głowa płonęła, w
uszach huczało. Nie była pewna, czy śpi, czy czuwa, widziała jakieś obrazy
jak we śnie, czasem wydawało jej się, że stoi na szczycie wysokiej góry, to
znowu, że została zamknięta w lochu.
Jak przez mgłę przypominała sobie zasłyszaną kiedyś opowieść, coś o
zielu o szarozielonych liściach, którego używają wiedzmy. Palą te liście i
wciągają dym do płuc, a wtedy popadają w rodzaj snu, w którym pojawiają
się obrazy z Bloksbergu, ale potem nie mają pewności, czy naprawdę tam
były, czy nie.
Z jękiem rzucała się na posłaniu. Może Heid dała mi niewłaściwe ziele,
przemknęło jej przez oszołomioną głowę. A tymczasem ona dala czarownicy
złoty łańcuch ojca z dużym relikwiarzem. Gorzko tego żałowała.
Nie zauważyła, że ktoś wszedł na strych, dopóki cienka narzuta nie została
położona na jej nagim ciele. W gorączkowym zamroczeniu popatrzyła przed
siebie prosto w twarz narzeczonego.
- Co się z tobą dzieje, Ingebjorg? - spytał cicho z troską w głosie.
- Strasznie wczoraj zmarzłam - odparła cicho. Przymknęła oczy. - Nie
powinnam była dawać jej łańcucha z relikwiarzem - bąkała półprzytomna.
Rozdział dwunasty.
Wysoka gorączka utrzymywała się przez cały następny dzień. W jednej
chwili Ingebjorg była całkiem przytomna, a w następnej zapadała w
ciemność. Majaczyło jej w głowie, że Bergtor przychodził tu poprzedniego
wieczora, ale nie umiała sobie przypomnieć, co mówił. Raz po raz dostawała
torsji, matka i Gudrun wynosiły to na dwór i stawiały przy łóżku puste
wiadro. Ona sama była zbyt słaba, by pamiętać, dlaczego jej żołądek tak się
burzy, a w krótkich chwilach przytomności myślała, że domownicy uznają to
za wynik choroby.
Następnego dnia czuła się trochę lepiej, oprzytomniała i mogła spokojnie
pomyśleć.
- Bergtor Masson uważa, że powinno się posłać po znachorkę Astę -
oznajmiła matka, kiedy po podobiadku przyszła na strych. - On się obawia,
że to jakaś dziwna zaraza. Nie przypomina to zwyczajnej gorączki.
- Już mi dużo lepiej - wyszeptała Ingebjorg z bladym uśmiechem. - Nie
chcę sprowadzać tu znachorki.
Zaraz potem zapadła w sen i obudziła się dopiero o zmierzchu.
Teraz to już na pewno niedługo zacznę krwawić, pomyślała, i na wszelki
wypadek włożyła dużą szmatę między uda.
Nic się jednak nie stało, a kiedy obudziła się trzeciego dnia rano, była
niemal całkiem zdrowa. Tylko że od dręczącego ją brzemienia nie została
uwolniona.
Trzęsącymi się rękami wkładała ubranie, gorączka tak ją osłabiła, że z
trudem trzymała się na nogach.
Matka wstała już dawno. Ingebjorg, zataczając się, podeszła do drzwi i
uchyliła je leciutko. Na dworze wrześniowe słońce wyzłacało jesienne
drzewa. Spojrzała w górę na czyste niebo i zaczęła się modlić:
- Jezu Chryste, Matko Boża i ty, święty Olafie, pomóżcie mi! Wywar nie
zadziałał. Musiałam dostać nie te zioła!
W tej samej chwili usłyszała jakieś hałasy na dole, a zaraz potem Bergtor
ukazał się na schodach. Ingebjorg cofnęła się, weszła do środka i,
rozdygotana, usiadła na krawędzi łóżka.
Narzeczony zostawił drzwi otwarte tak, by światło dnia rozjaśniło
mroczny strych. Wolno podszedł do niej.
- Czujesz się już lepiej? - spytał.
Ingebjorg miała wrażenie, że głos narzeczonego brzmi obco.
- Sama nie wiem - bąknęła cicho. - Gorączka ustąpiła, ale wciąż kręci mi
się w głowie.
Usiadł przy niej na łóżku, wyciągnął zdzbło słomy spod prześcieradła,
siedział i miażdżył je w szorstkich palcach.
- Byłem tu u ciebie tamtego wieczora, kiedy zachorowałaś - zaczął tym
samym, obcym głosem.
Ingebjorg przeczuwała, że to nie wróży nic dobrego.
- Powiedziałaś coś, czego nie zrozumiałem.
- Byłam nieprzytomna, kiedy doszłam do siebie, nie wiedziałam, gdzie
jestem.
On długo milczał, w końcu jednak rzekł cicho:
- Mówiłaś, że nie powinnaś była dawać jej relikwiarza. Ingebjorg miała
uczucie, że zapada się w otchłań. Wydawało jej się, że traci rozum, znowu
pojawiły się mdłości.
- Tak mówiłam? - spytała szeptem.
Bergtor zwrócił się ku niej i natrętnie przyglądał się jej twarzy.
- Czy to Heid dostała ten relikwiarz?
Ingebjorg nie miała już siły kłamać. Z dziwnym poczuciem, że znajduje
się jakby na zewnątrz, poza swoim ciałem, niedostrzegalnie skinęła głową.
- Nie miałam dość pieniędzy i nie widziałam innego wyjścia - bąkała.
On nadal przyglądał jej się badawczo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl