[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydaje się, że coś jest, ale w rzeczywistości tego nie ma.
- Jak miraż.
- Jak miraż albo jak duch.
- Złudne też może być coś, co się nagle ukaże, a czego wcześniej nie
było.
Siedzieli w milczeniu, zadumani.
Nagle Maruk spytała:
- Ale jeśli nie ma drzwi, to po co klucz?
- Nie ma drzwi, a jest klucz... który na dodatek dzwięczy...
- Dzwięczący klucz oznacza jakiś brzęk.
- Albo muzykÄ™.
- Może to jest rodzaj klucza wiolinowego! - zaproponował Jason.
- Szkoda, że nuty, pięciolinia i klucz wiolinowy zostały wynalezione
pózniej... Nie, dzwięczący klucz musi być kluczem rzeczywistym i
prawdziwym.
- Wygląda na to, że wciąż szukamy kluczy i drzwi... - uśmiechnął
siÄ™ Jason do Ricka.
Ol h- HJt»-l HIOLarfs-K)m-nt- O 194 O' -rf
>)QL=l=JUUL=fa£300( -»- »1
f>
»x=i=» CiÄ™ty JÄ™zyk i Mężne Serce
30 " '» %i KÅ‚UC5
Po wielu różnych próbach odczytania tekstu, Maruk podniosła się i
przeciągnęła.
- Chłopcy, dość mam już tego myślenia! Proponuję zrobić przerwę.
Także dlatego, że za chwilę zajdzie słońce i zrobi się zimno.
- Co powiedziałaś? - spytał nagle Jason.
- Ze za chwilę zrobi się zimno - wtrącił się Rick. - Na pustyni jest
ogromna różnica między temperaturą dnia i nocy.
- Oto, co znaczy godzina połączenia. MAM! - wykrzyknął Jason. -
Jak mogliśmy o tym wcześniej nie pomyśleć!
Rick i Maruk popatrzyli na siebie ze zdziwieniem.
- Zechciałbyś nam to wytłumaczyć?
- To jasne! My nieustannie myśleliśmy o dwojgu zakochanych jako
o mężczyznie i kobiecie. Ale spróbujcie wyjąć zdanie z kontekstu. Nie
myślcie o nich jak o dwojgu kochankach z krwi i kości, lecz... inaczej.
Na przykład... słońce i księżyc, albo słońce i ziemia.
Rick znieruchomiał, jakby rażony piorunem.
- Dwaj wieczni kochankowie, którzy nigdy nie mogą się spotkać.
Który kocha i podąża wiecznie.
- To nie jest słońce i księżyc, bo wtedy są to bogowie Amon-Ra i
Thot. Ani też słońce i ziemia, bo ziemia to bóstwo Geb... - szepnęła
Maruk. - Ale dwoje zakochanych to mogą być ci właśnie, Geb - ziemia i
Nut - niebo.
m Å‚ » im l » im l » Im I 11 195 * ' " *
' " ' »wy » » l
- A jeśli tak - mruknął Jason - to jaka będzie godzina ich połączenia?
Ta, w której możemy odnalezć Komnatę, której nie ma?
- Wschód! - wykrzyknęła Maruk.
- Albo zachód - uściślił Rick. - Zwrotka nic o tym nie mówi, ale
powiedział to stary z Antykwariatu ze starymi mapami". Przypominasz
sobie jego opowieść, Jasonie? Powiedział, że spał w Domu %7łycia i
poruszył lustrami.
- O świcie... - szepnął Jason.
- Myślał, że o świcie znajdzie próg świetlny, ale się pomylił. Zwiatło
słoneczne podpaliło papirusy i wywołało pożar Archiwum. A zatem
godziną połączenia nie jest wschód, lecz zachód słońca. Albo... zaraz!
- Zaraz... gdzie? - spytała Maruk.
- Jest jedno miejsce, w którym trzeba szukać Nieistniejącej
Komnaty: to samo, w którym szukał jej bezskutecznie właściciel
Antykwariatu ze starymi mapami"... Opuszczone Korytarze!
Jason i Rick obrócili się raptownie w stronę Maruk. Tylko ona mogła ich
tam zaprowadzić.
a -ri mrujcfag-n
196
Jf /
rzwi do Opuszczonych Korytarzy otwarły się t I z głuchym łoskotem,
który niósł się echem po wielkiej, pustej sali. Powietrze było tu ostre i
panował mrok.
- Od lat nikt tu nie wchodził - powiedziała Maruk, zatrzymując się w
progu. - Właściwie od czasu pożaru...
Ogarnęła ich grozna cisza. Chłopcy zrobili nieśmiało kilka kroków.
Czuli się przygnieceni nieszczęściem rzeczy martwych i zapomnianych,
przysypanych popiołem, które zdawały się być przepełnione bólem.
Czarne smugi na ścianach i sklepieniach przypominały gigantyczne,
powyginane w dramatycznych gestach dłonie. Posągi bóstw, które
niegdyś zdobiły salę, przekształciły się w grozne, wykrzywione cienie, a
ich zwierzęce oblicza, dawniej dumne i wyniosłe, teraz były smutne i
przygnębiające. Nawet wielkie okno, wychodzące na wewnętrzny
dziedziniec Domu %7łycia, nie ratowało sytuacji: powietrze stało
nieruchome, jakby niezdolne do przeniknięcia na zewnątrz.
Rick otworzył Słownik języków zapomnianych, podczas gdy Jason
zapalił lampę oliwną i zaczął nią oświetlać przyległe korytarze. Szeregi
czarnych nisz po obu ich stronach wyglądały przerażająco.
- Przypomina podziemny cmentarz albo katakumby... - powiedział,
usiłując nie myśleć o komiksach,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]