[ Pobierz całość w formacie PDF ]
*
* *
Skończywszy czytanie, Marlena długo jeszcze spoglądała na list.
Zapomniała o własnym smutku, doznawszy bolesnej pewności, że
Harald nie jest szczęśliwy i nie kocha swej narzeczonej. Kto wie, może
już dziś żałował swego kroku. Zamierzał widocznie zawrzeć małżeństwo
z rozsądku, a przekonał się przed czasem, że popełnił wielką omyłkę.
Nie wierzył w miłość, w głęboką, potężną miłość, której nic zniszczyć
nie zdoła, która nie cofnie się przed żadną ofiarą. Biedny Harald!
Gdyby jego list tchnął ogromnym, promiennym szczęściem, Marle
na byłaby cichutko usunęła się z jego życia, nie czułaby się zdolna
przebywać w jego domu. Po tym, co jej napisał, nie mogła go opuścić, nie
mogła ratować się ucieczką. Obdarzył ją zaufaniem, prosił, aby zastąpiła
zmarłą matkę, aby zamiast niej zajęła się jego żoną. Postanowiła tedy nie
myśleć o niczym, lecz uczynić to, co uczyniłaby w tym wypadku matka
Haralda. Spełni jego prośbę, aby nie zawieść pokładanego w niej
zaufania.
Znużonym ruchem podniosła się z fotela i zasiadła przy swoim
biurku. Dziś jednak nie pracowała ze zwykłym zapałem, nie potrafiła
zebrać myśli. Uciekały w nieznaną dal, biegły na pokład statku
Kolumbia", który wiózł Haralda do ojczyzny.
Ach, jak to dobrze, że pana Zeidlera dziś nie ma, że nie trzeba z nim
mówić na ten temat. Czuła, że nie potrafiłaby zachować spokoju.
Postanowiła, iż nie powie również pani Darlag, że Harald ożenił się
i powraca do kraju. Dziś nie czuje się na siłach, jutro dopiero zawiadomi
o tym starą gospodynię. Jutro, gdy opanuje się i uspokoi... Wyobrażała
sobie rozmowę z panią Darlag. Staruszka ucieszy się, ona zaś będzie
musiała także udawać wielką radość...
Dzień ten minął Marlenie, jak wszystkie ciężkie dni w ludzkim życiu.
Godziny upływały powoli, ciągnęły się w nieskończoność. Marlena rada
80
była, gdy wreszcie nadszedł wieczór. Mogła schronić się w swoim
pokoiku, gdzie nie miała potrzeby z nikim rozmawiać. Zmęczyły ją
pytania pani Darlag, która była bardzo zaniepokojona jej bladością
i mizernym wyglÄ…dem.
Tej nocy mało spała. Płonącymi oczyma wpatrywała się w mrok,
serce jej biło, sen uciekał z powiek. Wstała nazajutrz o zwykłej porze,
blada i znużona. Pani Darlag łajała ją przy śniadaniu, gdyż nie miała
apetytu. Marlena zbyła staruszkę jakimś żartem, pożegnała się i po
dążyła do biura.
W chwilę po niej nadszedł pan Zeidler i opowiedział o dobrym
wyniku swej podróży. Potem rzucił wzrokiem na list leżący na jego
biurku.
Marlena, starając się opanować, zdobyła się z wysiłkiem na uśmiech.
Ja także otrzymałam wczoraj list od Haralda. Nie powiem
jednak ani słówka, niech pan przeczyta, list zawiera wielką nowinę
odezwała się na pozór wesoło.
Czy nareszcie przyjeżdża? zapytał prokurent, rozcinając
kopertÄ™.
Nic nie powiem powtórzyła niech pan czyta.
Zeidler przebiegł oczyma list, po czym zawołał:
Panno Marleno, nasz szef ożenił się, a myśmy nic nie wiedzieli
o tym! Teraz już za pózno, żeby mu posłać depeszę z życzeniami, gdyż
z pewnością jest już w drodze do kraju. Co pani na to?
%7łałuję również, iż dowiedzieliśmy się o tym zbyt pózno, teraz
jednak nie ma na to rady. Złożymy po powrocie serdeczne życzenia
młodej parze.
Tak, nie pozostaje nam nic innego. Co mówi pani Darlag?
Nie wie nic jeszcze, nie chciałam, aby dowiedziała się przed
panem. Wiem, że się zdenerwuje, zabierze się gorączkowo do przygo
towań na przyjęcie nowożeńców, zarządzi gruntowne porządki. Wola
łam, aby jeszcze przez jeden dzień wypoczęła.
Staruszek wybuchnął śmiechem.
To prawda, pani Darlag postawi cały dom na głowie. Kolum
bia" zawinie tu około 25 maja, mamy więc dość czasu na przygotowa
nia. Naturalnie, że musimy urządzić wszystko bardzo uroczyście, gdyż
chodzi nie tylko o uczczenie powrotu pana Forsta, lecz także o przyjęcie
81
6 Tajemnicza miłość Marleny
córki pana Vanderheydena. Nie miałem pojęcia, że ma córkę w tym
wieku, byłbym może sam pomyślał o skojarzeniu tych dwojga. Udało się
to jednak beze mnie, tym lepiej. Trudno było o bardziej odpowiednią
partię dla Haralda, teraz przecież cała firma przejdzie w jego ręce. To
świetnie! Cieszę się bardzo, panno Marleno.
Oby tylko Harald zaznał szczęścia w tym małżeństwie odparła
dziewczyna.
Tak, oby Bóg dał! potwierdził pan Zeidler.
*
* *
Tymczasem w Kota Radża zajęto się przygotowaniami do ślubu,
który miał się odbyć 18 kwietnia. Mijnheer Vanderheyden pragnął z
okazji wesela córki wyprawić wielką uroczystość. Rozesłano zapro
szenia do wszystkich prawie rodzin europejskich, zamieszkałych w Kota
Radża. Urzędnicy państwowi, plantatorzy i kupcy wszyscy ze swymi
paniami oraz kilku kapitanów statków i oficerów załogi miało
przybyć na wesele.
Katie miała mnóstwo roboty, choć większą część wyprawy postano
wiła zakupić w Europie. Była bardzo zdenerwowana, poganiała służbę,
nie obeszło się bez krzyku, wymysłów i szturchańców. Rozmaite
przedmioty fruwały w powietrzu nie wyrządzając na szczęście większych
szkód. Raz tylko została rozbita kosztowna waza; Katie rzuciła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]