[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrenice. Nim zdą\yła zamknąć oczy, oślepione blaskiem, zobaczyła wzlatujące w powietrze odłamki
szkła i pociski ze spalonej cegły. Ziemia zadr\ała pod nią, gdy eksplodował antykwariat.
Przera\ona, a zarazem zafascynowana patrzyła, jak śmiercionośny odłamek betonu roztrzaskał się
niespełna metr od jej twarzy.
- Nic ci się nie stało? - zapytał, a poniewa\ nie odpowiadała, cała dr\ąca, ujął dłonią jej twarz i od-
wrócił ku sobie.
- Deborah, nic ci się nie stało?
Musiał dwukrotnie powtórzyć jej imię, zanim jej oczy utraciły ten szklisty wyraz.
- Nic - wykrztusiła. - A tobie?
- Nie czytasz gazet? - Blady cień uśmiechu przemknął przez jego wargi. - Jestem niezniszczalny.
- Racja. - Westchnęła i spróbowała usiąść. Przez chwilę nie ruszał się, tylko pozwolił, by jego ciało
pozostało tam, gdzie było; gdzie chciał, by teraz było. Przytulone do jej ciała. Zaledwie centymetry
dzieliły jego twarz od jej twarzy. Zaczął się zastanawiać, co by się stało, gdyby pokonał ten dystans i
pozwolił ustom napotkać jej wargi.
Deborah uświadomiła sobie, \e chce ją pocałować, i zamarła. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Nie
gniew jednak, jak się mogła spodziewać, lecz podniecenie - instynktowne i dzikie. Przepływało przez
nią potę\ną falą, blokując inne odczucia. Z cichym pomrukiem przyzwolenia uniosła rękę do jego
policzka.
Palce musnęły jego maskę. śachnął się, jakby dała mu w twarz. A potem nagle podniósł się i
pomógł jej wstać. Walcząc z druzgocącą kombinacją upokorzenia i furii, okrą\yła mur i poszła obejrzeć
tyły antykwariatu.
Trzeba przyznać, \e niewiele z niego zostało. Potrzaskane cegły, szkło i beton. Wewnątrz
okaleczonego budynku szalał po\ar. Dach zapadł się z przeciągłym hukiem.
17
- Tym razem cię pokonali - powiedział.- Nic ju\ nie znajdziesz - \adnych papierów, narkotyków,
\adnych dowodów.
- Zniszczyli tylko budynek - rzuciła przez zaciśnięte zęby. Nie chciała, \eby ją pocałował. Była
wstrząśnięta i oszołomiona. Widocznie padła ofiarą chwilowego zaćmienia umysłu. - Ale ktoś jest jego
właścicielem, i dowiem się, kto to.
- To miało być ostrze\enie, panno O'Roarke. Mo\e wzięłabyś to pod uwagę.
- Nie dam się zastraszyć. Ani przez wybuchające budynki, ani przez ciebie. - Odwróciła się i bez
zdumienia skonstatowała, \e zniknął.
ROZDZIAA TRZECI
Było ju\ dobrze po pierwszej w nocy, gdy Deborah dowlokła się wreszcie do drzwi swojego
mieszkania. Większą część minionych dwóch godzin spędziła, odpowiadając na pytania, składając
zeznania i unikając reporterów. Jednak na dnie potwornego zmęczenia wcią\ tliło się uczucie złości na
człowieka, którego nazywano Nemezis.
Praktycznie rzecz biorąc, po raz kolejny ocalił jej \ycie. Gdyby w odpowiednim momencie nie
odciągnął jej na bezpieczną odległości od sklepu, zginęłaby. Potem jednak zostawił jej na głowie cały
ten bałagan, który musiała sama uporządkować przed policją.
Na domiar wszystkiego podczas ich krótkiej rozmowy dał jej wyraznie do zrozumienia, \e nie
wierzy w skuteczność działalności oficjalnych przedstawicieli prawa. A przecie\, odkąd skończyła
osiemnaście lat, studiowała i pracowała, mając przed oczyma jeden cel - chciała zostać prokuratorem.
On tymczasem wzruszeniem ramion skwitował te wszystkie lata jako zmarnowane.
Tymczasem on, myślała, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczy, on woli przemykać ulicami,
wymierzając sprawiedliwość wedle własnych, osobistych kryteriów. Nie da się na to złapać. Zanim ta
sprawa zostanie zamknięta, udowodni mu, \e system prawny działa i jest skuteczny.
Natomiast sobie samej udowodni, \e jego osoba ani trochÄ™ jej nie interesuje.
- Wyglądasz, jakbyś miała cię\ką noc.
Odwróciła się, trzymając klucze w ręce. Sąsiadka z przeciwka, pani Greenbaum, stała w otwartych
drzwiach i patrzyła na nią przez okulary w czerwonych oprawkach.
- Jeszcze pani nie śpi, pani Greenbaum?
- Właśnie skończyłam oglądać program Davida Lettermana. Ten chłopak mnie rajcuje. - Lil Green-
baum, lat siedemdziesiąt, z niezłą emeryturą, chroniącą ją jak bufor przed kataklizmami losu, \yła
wedle własnego zegara oraz własnego widzimisię. W tym momencie miała na sobie stary frotowy
szlafrok, papucie z wizerunkami księcia Karola i Lady Di oraz jaskraworó\ową kokardę zdobiącą
farbowane henną włosy. - Mo\e drinka? To ci dobrze zrobi. Co powiesz na gorącą herbatę z whisky?
Deborah ju\ miała odmówić, kiedy sobie uświadomiła, \e herbata z whisky to jest dokładnie to, o
co jej chodzi. Uśmiechnęła się, wrzuciła klucze do kieszeni \akietu i przeszła na drugą stronę korytarza.
- Mo\e być podwójna.
- Ju\ nastawiłam wodę. Usiądz i zdejmij buty. - Pani Greenbaum poklepała ją po ręce, a potem po-
spieszyła do kuchni.
Deborah, przepełniona wdzięcznością, zatonęła w grubych poduchach sofy. Telewizor nadal był
włączony, a na ekranie migotał czarno-biały obraz. Deborah rozpoznała młodego Cary Granta, ale nie
film. Pani Greenbaum będzie wiedziała, pomyślała. Lil Greenbaum wiedziała wszystko.
Mieszkanie pani Greenbaum, z gościnną sypialnią zawsze gotową dla któregoś z jej licznych
wnuków, było zagracone, ale schludne i czyste. Stoły były zastawione licznymi fotografiami i
bibelotami. Na telewizorze królowała lampa z wulkanicznej lawy, z olbrzymim symbolem pokoju,
wykonanym z mosiądzu, przytwierdzonym do podstawy. Lil była bardzo dumna z tego, \e w latach
sześćdziesiątych brała udział w marszach przeciwko establishmentowi. Protestowała tak\e przeciwko
reaktorom nuklearnym, wypalaniu tropikalnych lasów oraz wzrostowi kosztów opieki medycznej.
Jak często mówiła do Deborah, lubiła protestować. Bo jeśli potrafisz sprzeciwiać się systemowi, to
znaczy, \e jeszcze \yjesz i siÄ™ nie poddajesz.
- Masz. - Lil przyniosła dwa lekko wyszczerbione ceramiczne kubki, wykonane przez któreś z jej
młodszych dzieci. Zerknęła na ekran telewizora. - Penny Serenade , tysiąc dziewięćset czterdziesty
pierwszy. Czy to nie był przypadkiem Cary Grant? - Postawiła kubki, wzięła pilota i wyłączyła telewi-
zję. - A teraz mów, w co się znowu wpakowałaś?
- Czy to a\ tak widać?
Pani Greenbaum upiła spory łyk herbaty doprawionej whisky.
18
- Ubranie w kompletnym nieładzie. - Przysunęła się bli\ej i pociągnęła nosem. - Pachnie dymem.
Na policzku masz smugę sadzy, oczko w pończosze i pasję w oczach. Sądząc po ich spojrzeniu, w grę
musi wchodzić jakiś mę\czyzna.
- Wydział śledczy mógłby panią zatrudnić, pani Greenbaum. - Deborah sączyła herbatę,
rozkoszując się jej smakiem. - Trochę się nachodziłam. Budynek, który chciałam sprawdzić, wyleciał w
powietrze.
śywe zainteresowanie, widniejące w oczach pani Greenbaum, przerodziło się natychmiast w
niekłamaną troskę.
- Nic ci się nie stało?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]