[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaków, rozkaza³: Aresztowaæ tego cz³owieka! Odstawiæ do s¹du!
Kozacy otoczyli Lenina.
W³odzimierz obejrza³ siê i skrzywi³ usta.
Spostrzeg³ w³Ã³cz¹cych siê po ulicy ¿o³nierzy.
Byli to ci, którzy przed dwoma miesi¹cami mordowali swoich oficerów.
Pijani, w rozpiêtych p³aszczach, rozche³stanych bluzach i w czapkach, zsuniêtych na ty³
g³owy, Spiewali, klêli i gryxli ziarna s³onecznikowe, przezwane orzechami rewolucji .
Niewielka grupa ¿o³nierzy sta³a, przygl¹daj¹c siê zajSciu.
Lenin nagle podniós³ rêkê i krzykn¹³:
Towarzysze! Ten bur¿uj pu³kownik, ten ¿³opacz krwi ¿o³nierskiej, siedzia³ w sztabie
bezpiecznie, a nas gna³ na Smieræ! Teraz aresztowa³ mnie za to, ¿e nie chcia³em mu powie-
dzieæ, gdzie siê ukrywa nasz Iljicz, nasz Lenin!
W jednej chwili t³umy ¿o³nierzy sypnê³y siê ze wszystkich stron. Wylêkli kozacy uciekli.
Pu³kownik, widz¹c to, chcia³ wyci¹gn¹æ rewolwer z pochwy. Nie zd¹¿y³. Jeden z nadbiegaj¹-
cych ¿o³nierzy uderzy³ go kamieniem w g³owê. Upad³, a w tej samej chwili zaczê³y siê nad
nim podnosiæ piêSci i ciê¿kie buty ¿o³dactwa, rycz¹cego wSciekle i miotaj¹cego bluxniercze
przekleñstwa.
Lenin zdaleka obejrza³ siê.
Na bruku le¿a³y jakieS skrwawione szmaty.
USmiechn¹³ siê ³agodnie i rzek³ na g³os:
Rodzona matka nie pozna³aby teraz czcigodnego pu³kownika! Tak go urz¹dzili ¿o³nie-
rze wielkiej rewolucji rosyjskiej! Hm... hm...
139
Zapomnia³ o nim po chwili.
MySla³ teraz, ¿e trzeba wys³aæ listy do Piotrogrodu, z napomnieniem surowem, aby towa-
rzysze nie bawili siê w narady, posiedzenia, kongresy i ró¿ne inne gadania.
Rewolucja ¿¹da tylko jednego zbroiæ siê, zbroiæ! szepta³, szybko id¹c ku domowi.
GdzieS na bocznej ulicy rozleg³ siê strza³ i wSciek³e krzyki t³umu. Zajrza³, ostro¿nie wy-
chylaj¹c g³owê z poza progu domu.
JacyS ludzie bili kogoS, wlok¹c go po kamieniach bruku co chwila wybuchaj¹c bezmySl-
nym Smiechem.
G³owa bitego cz³owieka t³uk³a siê i podskakiwa³a po kamieniach, a za ni¹ ci¹gn¹³ siê krwa-
wy Slad.
Rwiêty gniew ludu budzi siê... pomySla³ Lenin i uSmiechn¹³ siê zagadkowo.
Nie s¹dxcie...! wyp³yn¹³ z tajników wspomnieñ gor¹cy szept.
Ujrza³ Lenin celê wiêzienia austrjackiego, i klêcz¹c na pryczy dziwnego ch³opa skazañ-
ca, bij¹cego pok³ony i zamaszyScie kreSl¹cego nad sob¹ znak krzy¿a.
Nie! szepn¹³ z gniewem. Oskar¿ajcie, s¹dxcie i kar¹ wymierzajcie sami! Nasta³ czas
zemsty za wieki jarzma i udrêki. Wrogowie wasi musz¹ polec, a ich groby chwastami zapo-
mnienia porosn¹æ! S¹dxcie, bracia, towarzysze!
T³um przebiega³ z rykiem, Swistem, tupotem nóg. Wlók³ po jezdni m³odego oficera, bi³
go, tratowa³, szarpa³.
Niech ¿yje socjalna rewolucja! krzykn¹³ Lenin. Niech ¿yje w³adza Rad robotników,
¿o³nierzy, wieSniaków!
Ho! Ho! Ho! odpowiedzia³ mu t³um i bieg³ dalej, znêcaj¹c siê nad zabitym.
Lenin odprowadza³ oddalaj¹cych siê morderców dobrotliwem wejrzeniem czarnych oczu
i szepta³:
Jeden z moich atutów! Rzucê go, rzucê...
Na wie¿y pobliskiej uderzy³ dzwon na nabo¿eñstwo wieczorne.
Zachodz¹ce s³oñce zapali³o ognie i blaski na z³otym krzy¿u, godle mêki.
Lenin przyjrza³ siê zmru¿onemi oczami i rzek³ wyzywaj¹co:
No, i có¿? Gdzie¿ potêga Twoja i Twoja nauka mi³oSci? Milczysz i nie sprzeciwiasz siê?
I bêdziesz milcza³, bo to my zatwierdzamy prawdê!
140
ROZDZIA£ XVII.
Ciemna noc listopadowa wisia³a nad Piotrogrodem. W ³o¿yskach ulic warstwi³ siê mrok,
ciê¿ki, mroxny. Rzadkie latarnie, pozosta³e po krwawych dniach lipcowych i nieustaj¹cych
walkach, oSwietla³y s³abo wyboist¹ jezdniê Newskiego Prospektu, mêtne, ciemne okna do-
mów i wystawy sklepowe, zabite deskami.
Prószy³ Snieg.
Tu i ówdzie z wnêk bram wygl¹da³y blade twarze ¿o³nierzy i czarne czapki poli-
cjantów. G³ucho szczêka³y opierane o chodniki kolby karabinów. B³yska³y ostrza ba-
gnetów.
Ulica by³a pusta. Cisza czai³a siê wszêdzie, groxna, pe³na naprê¿onej. czujnej trwogi.
Nagle od wybrze¿a kana³u Mojki rozleg³ siê ³oskot otwieranej bramy i drugi g³oSniejszy
zatrzaskiwanej, ciê¿kiej furty.
Szybkie kroki id¹cego cz³owieka odezwa³y siê trwo¿nem echem, odbijaj¹cem siê od do-
mów opustosza³ej ulicy.
Przechodzieñ, nasun¹wszy czapkê z daszkiem na oczy i podniós³szy ko³nierz, wyszed³ na
Newski Prospekt i skrêci³ ulic¹ Morsk¹ ku ³ukowi, prowadz¹cemu na plac Zimowy.
Pod olbrzymi¹ ark¹ kroki rozlega³y siê jeszcze donoSniej, hucza³y niby warkot bêbna.
Id¹cy ju¿ widzia³ przed sob¹ ciemne kontury pa³acu Zimowego i wysmuk³¹ sylwetkê ko-
lumny aleksandrowskiej; zamierza³ przeci¹æ plac, kieruj¹c siê ku wyspie Bazylijskiej, gdy od
strony bia³ego gmachu Admiralicji gruchnê³o kilka strza³Ã³w.
Kule z lekkiem klaskaniem uderzy³y w mur i od³upa³y tynk, z szelestem spadaj¹cy na przy-
sypany Sniegiem chodnik.
Przechodzieñ potkn¹³ siê i run¹³ na jezdniê.
Cha! Cha! zasycza³ z poza grubych bloków granitowej podstawy ³uku Smiech. Szcze-
kacz Kierenskij boi siê o swoj¹ skórê. KtoS jeszcze broni pa³acu i osoby kuglarza rewolucji!
Jak mySlicie, towarzyszu Antonow-Owsienko, co bêdzie jutro?
Mówi³ to cz³owiek ma³ego wzrostu, o szerokich barach i du¿ej g³owie, ton¹cej w starej
czapce robotniczej.
Jego towarzysz blady, chudy, odziany w p³aszcz ¿o³nierski, wzruszy³ ramionami i, zdej-
muj¹c okulary, odpar³:
W³odzimierzu Iljiczu, ja ju¿ swoje s³owo powiedzia³em. Stolica jutro do wieczora zo-
stanie zdobyta... Dwa dni biegam po wszystkich fabrykach i koszarach. CzterdzieSci tysiêcy
uzbrojonych robotników, pu³ki Paw³owski i Preobra¿eñski na pierwszy rozkaz Lenina wyjd¹
z broni¹ na ulicê. Od was teraz wszystko zale¿y...
Jam gotów! sykn¹³ Lenin.
141
Mongolska twarz skurczy³a siê, przez w¹skie szparki zmru¿onych, skoSnych oczu po³y-
skiwa³y czarne xrenice, oSwietlone latarni¹ elektryczn¹.
Jam gotów! powtórzy³. Tylko oni jeszcze siê wahaj¹...
Kto? zapyta³ Antonow. Zinowjew, Kamieniew?
Tak! Oni, a i inni, oprócz m³odzie¿y, nie s¹ pewni zwyciêstwa. Muszê ich przekonaæ, bo
zaczynaæ bez wiary w triumf by³oby zbrodni¹ przed proletarjatem!
Cofaæ siê ju¿ nie mo¿ecie! zawo³a³ Antonow. W swoim artykule zapowiedzieliScie
stanowczo termin walki o w³adzê komunistów. Cofaæ siê za póxno!
Ja siê nie cofam! zaSmia³ siê Lenin. Ja tylko d¹¿ê do osi¹gniêcia ogólnego porywu
i wysi³ku najwiêkszego.
Rzeknijcie s³owo, W³odzimierzu Iljiczu, a za godzinê nie bêdzie opornych... mrukn¹³
Antonow i ponuro spojrza³ na Lenina. Wyr¿nê chocia¿by ca³y centralny komitet partji i ca³¹
Radê robotniczych i ¿o³nierskich deputatów!
Trzeci, ukryty w ciemnem za³amaniu muru, zgrzytn¹³ zêbami.
Co wam jest, towarzyszu Chalajnen? spyta³ Lenin.
£aman¹ mow¹ odpowiedzia³:
Znacie fiñskich rewolucjonistów, ochraniaj¹cych was? Powiedxcie, a my zrobimy porz¹-
dek... Nikt ju¿ nie bêdzie mia³ odwagi sprzeciwiaæ siê wam...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]