[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niczym się nie przejmował, i żył z dnia na dzień. Jego skłonność do ryzykanctwa i
granicząca z brawurą odwaga robiły na Stevenie wielkie wrażenie.
Kiedy był z Zekiem, wiedział, że wszystko może się zdarzyć; świat nagle
rozszerzał swoje granice, znikały reguły, niepodzielnie zaczynało panować
wyzwanie. Poczucie, że wszystko jest możliwe, przynosiło mu pewną ulgę i
łagodziło ból, który od pewnego czasu stale mu towarzyszył.
– To straszny kawał drogi. Po co mamy tyle biegać? – zapytał płaczliwym
głosem Szybkostrzelny, gruby nastolatek, o okrągłej twarzy i złamanym nosie.
Był powolny, rozlazły i starannie unikał fizycznego wysiłku; dlatego właśnie
nazywali go Szybkostrzelnym.
Zeke czknął i zrobił oko do Howiego, siedzącego na ławie obok Stevena.
Howie był najmłodszy w grupie. Drobny, chudy, rudowłosy, przypominał małego
demona. Był o kilka miesięcy młodszy od Stevena; słynął ze stalowych nerwów i
bezinteresownego okrucieństwa. Steven czuł do niego coś w rodzaju odrazy i
właściwie się go bał.
123
anula - emalutka
Howie był typem zdolnym z zimną krwią zamordować kota lub psa – tak po
prostu, dla zabawy, kiedy nikt nie patrzył. Przedłużanie męki zwierzęcia sprawiało
mu dodatkową przyjemność, której najczęściej nie potrafił sobie odmówić.
Steven nieraz próbował o nim rozmawiać z Zekiem. Szef grupy wyśmiał jego
zastrzeżenia.
–
Howie to pistolet – powiedział. – Napluje glinie w twarz i nawet oka nie
zmruży. Potrzebny nam taki facet jak on. A ty taki nie jesteś – dodał i spojrzał na
niego ironicznie. – Ty jesteś taki grzeczniutki, że można się porzygać. Jak Howie ci
przeszkadza, to spadaj.
Steven nie chciał spadać. Był wprowadzony w ich plan, akceptował go i chciał
wziąć udział w akcji. Zachował obawy dla siebie i w milczeniu podporządkował się
poleceniom Zeke'a,
Teraz pochylił się nad stołem i spojrzał na rysunek.
- Gdzie mam na was czekać, jak tam pójdziecie?
- Staniesz sobie za rogiem na Dwunastej Alei obok przejazdu. Po skończonej
robocie walimy do ciebie, wskakujemy do gabloty i rozpływamy się w powietrzu.
- A co będzie, jeśli ktoś mnie zauważy, zapamięta numer rejestracyjny i gliny za
nami pojadą?
Zeke niedbale machnął ręką.
–
Jak wszystko dobrze zrobisz, to nikt cię nie przyuważy. Będzie ciemno i
dobrze się przyczaisz. A co? Masz cykora? Nerwy puściły nadzianemu
chłopaczkowi?
Wszyscy na niego spojrzeli i Steven się zmieszał.
- Nerwy mam tak samo dobre jak wy – rzekł opanowanym głosem. – Po prostu
chcę wiedzieć, co i jak. Muszę znać wszystkie szczegóły akcji.
- O to się nie martw, nie twoja głowa. – Howie spojrzał na niego spod oka. – Im
mniej wiesz, tym lepiej. Zeke myśli o wszystkim. Ty masz tylko podstawić swój
wózek i spokojnie czekać, nadziany chłopaczku.
Steven nie zwrócił na niego uwagi.
124
anula - emalutka
–
Musicie mi przyrzec, że nie zatrzymacie tych pieniędzy dla siebie – zwrócił
się do Zeke'a. – W przeciwnym razie wycofuję się; mówiłem wam już.
Howie i Szybkostrzelny wymienili błyskawiczne spojrzenia. Zeke spojrzał na
Stevena; w jego oczach malowała się cała niewinność świata.
- O co ci chodzi? Przerabialiśmy to przecież ze sto razy. Cała forsa z roboty idzie
na bezdomne dzieciaki. Zatrzymujemy tylko tyle, żeby pokryć wydatki. To wszystko.
- Musicie mi przysiąc – powtórzył Steven z uporem w głosie – musicie mi
wszyscy przyrzec, że całą forsę zaraz oddajemy potrzebującym. Dajcie słowo.
Zeke rozejrzał się po kompanach.
- Słyszycie, chłopaki? Dajcie mu słowo, że żaden nie tknie tej forsy.
- Forsa idzie na dzieciaki z ulicy, żeby sobie mogły kupić żarcie i łachy –
oświadczył uroczyście Szybkostrzelny. – No nie, Howie?
Howie nie podniósł głowy; kreślił paluchem jakieś wzory na blacie brudnego
stolika.
–
Jasne – mruknął – kto by brał te forse. Bendziemy jak te Robin Hoody.
Zabierzemy bogatym i damy biednym.
Steven skinął głową. Wiedział, że się z niego nabijają, ale próbował im wierzyć.
Przecież dali słowo... Wypad, którego mieli dokonać, stanowił dla niego początek
drogi, pierwszy krok do sprawiedliwego rozdziału dóbr, o którym tyle pisali Marks i
Engels.
Wstał od stolika.
–
Muszę iść, zobaczymy się później.
Zeke rozejrzał się i szeptem wydał ostatnie polecenia.
–
Spotykamy się za dwa tygodnie. Robotę odwalamy o północy, kiedy
przychodzi nowa dostawa, a kasjer robi kasę. Reszta jest wtedy na zapleczu,
rozpakowują skrzynie. Nie zapomnij, Steve.
–
Nie zapomnę.
Czuł się silny i ważny. Nareszcie miał zrobić coś konkretnego. Jego plany
dotyczące naprawy świata zaczynały się urzeczywistniać.
125
anula - emalutka
Wyszedł z restauracji, wsiadł do swego żółtego mustanga i skierował się w stronę
kampusu. Jest jeszcze wcześnie, zdąży wziąć książki z biblioteki,..
Prowadząc samochód, zastanawiał się nad ironią losu.
Jest buntownikiem, człowiekiem wyjętym spod prawa, rewolucjonistą. Za dwa
tygodnie ma wziąć udział w pierwszej prawdziwej akcji, A jednocześnie gra rolę
posłusznego synka, pilnego studenta, który o zmroku jedzie na uniwersytet, bo musi
jeszcze wypożyczyć kilka książek. Wszystko po to, żeby tatuś był zadowolony.
Zacisnął dłonie na kierownicy, aż pobielały palce.
Myśl o ojcu sprawiła mu przykrość. Widział przed sobą jego przenikliwe,
niebieskie oczy, czuł dotyk silnych rąk.
Jon Campbell nigdy nie zrozumie, co zamierza zrobić jego syn.
Wszystko dlatego, że Jon Campbell nigdy nie zaznał nędzy. Nie ma pojęcia, jak
cierpią bezdomni, i jak bardzo potrzebują pomocy dzieci, które nie mają domu. Tacy
ludzie jak on całe życie spędzają w dobrobycie, o nic nie muszą się martwic, dlatego
nie rozumieją problemów, jakie dzielą świat.
Przypomniał sobie przezwisko, którym obdarzają, go koledzy: „nadziany
chłopaczek”. Myślą, że jest taki sam jak cała jego rodzina. Dobrze, już niedługo
przekonają się, jak bardzo się mylili.
Zaparkował na parkingu dla studentów i poszedł do biblioteki. Powoli wszedł
między półki z książkami i wybrał kilka tomów; zajrzy do nich w domu. Potem pod-
szedł do katalogu, żeby odszukać kilka tytułów z literatury angielskiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]