[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chciałem, lecz nim znalazłem odpowiednie słowa, dowie-
działem się, że jestem dla ciebie przelotną, romantyczną miłost-
ką, o której z przyjemnością wspomina się na starość - dodał z
goryczÄ….
157
S
R
- Rohan, ja... - zaczęła niepewnie Sabine.
- Wiem, wiem, byłaś wytrącona z równowagi - ciągnął, nie
pozwalając jej dojść do głosu. - Spodziewałem się tego, myślałem
jednak, że u mnie będziesz szukać pomocy i wsparcia. Miałem
nadzieję, że kiedy wyjedziemy razem do Arrancay, spokojnie
wszystko omówimy i razem zdecydujemy, jakie wyjście byłoby
najlepsze dla naszej przyszłości. To była najgorsza chwila w mo-
im życiu.
- Mnie też wtedy nie było lekko - powiedziała cicho Sabine. -
Jednego byłam pewna: zakochałam się w tobie bez pamięci.
- Wiedziałem, że bardzo cierpisz - odparł ponuro. - Po co o
tym rozmawiamy? Przecież to koniec. Nigdy więcej nie popeł-
nię takiego błędu.
Ostatni promyk nadziei wypalił się w jej sercu. W tej samej
chwili światła w salonie przygasły.
- Co się stało? - wypytywała Sabine. - Zabrakło prądu?
- Tak, ale to zaplanowana awaria. Dzięki temu państwo mło-
dzi będą mogli wymknąć się niepostrzeżenie i pognać do swo-
jej kryjówki, aby przeżyć upojne sam na sam. Lecz goście i
tak pewnie ich znajdÄ….
- Zawsze im siÄ™ to udaje?
- Różnie bywa.
Po chwili światło się zapaliło i roześmiani weselnicy ruszyli
w kierunku drzwi.
- Chodzcie! - krzyknÄ…Å‚ jeden z nich. - Na pewno sÄ… na far-
mie brata Jacques'a. - Sabine szła z innymi, popychana przez
Rohana. Próbowała się odsunąć, ale jego ramię było jak stalowy
158
S
R
pas zaciśnięty wokół talii. Prawie niósł ją ku drzwiom.
- Wcale nie chcę ich szukać! - zaprotestowała. - Powinniśmy
dać im trochę spokoju.
- Oczywiście - zgodził się Rohan.
Goście przebiegali obok nich i pośpiesznie wsiadali samo-
chodów zaparkowanych przed główną bramą. Nocne powietrze
wypełniło się dzwiękiem klaksonów.
- Myślę, że my też powinniśmy zostać sami.
Otworzył drzwi swojego auta i posadził Sabine na fotelu pa-
sażera. Nim zdążyła usiąść wygodnie i odgarnąć potargane wło-
sy, siedział już za kierownicą.
- Co robiłaś w Anglii? - zapytał. - Głodowałaś z braku do-
brego jedzenia i wina? Można policzyć na tobie wszystkie ko-
ści, taka jesteś chuda.
- Nie twój interes! - odparła podniesionym głosem.
- Bzdura! - mruknął. - Zdrowie i samopoczucie mojej żony
to jedna z najważniejszych rzeczy na świecie.
- Myślałam, że nie popełniasz dwa razy tego samego błędu.
- Oczywiście. Zanim wezmiemy ślub, musimy się lepiej po-
znać. Nie będzie miejsca na wątpliwości albo nieufność. Zgoda?
- No pewnie - wyszeptała, płacząc z radości. - Rohan, gdzie
my właściwie jedziemy? - zreflektowała się nagle. - Chyba nie
do Les Hiboux?!
- Ach, to u ciebie nowożeńcy znalezli swój azyl! -
Wybuchnął serdecznym śmiechem. - Oczywiście, przecież
159
S
R
nikt nie wpadnie na to, by ich tam szukać. Nawet mnie taka
myśl nie przyszła do głowy. %7łyczę im wspaniałej nocy, takiej
jak nasza, mon amour. Zabieram cię do Arrancay, jak wcześniej
planowałem. Mój dziadek wciąż cierpliwie na ciebie czeka.
- Tak nagle zniknęliśmy. Musimy zostawić wiadomość. Mój
ojciec...
- Gaston wie, dokąd się wybieramy - uspokoił ją Rohan. -
Zadzwonił do mnie wczoraj, prosząc, żebym przyjechał na we-
sele. Był niesłychanie przekonujący.
- Aha! Nadal manipulujesz ludzmi. Co ci powiedział?
- Twierdził, że wyglądasz jak swój własny cień i za wszelką
cenę starasz się nie wymawiać mojego imienia. Uznał, że jak tak
dalej pójdzie, zupełnie opadniesz z sił i wyschniesz na wiór.
Znalazł jednak lekarstwo na twoje dolegliwości: mam cię zabrać
do siebie i wyznać, że kocham cię nad życie. - Zjechał na pobo-
cze i wyłączył silnik. - Chyba zacznę od razu. Najpierw pocału-
nek. - OdpiÄ…Å‚ pas i wziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona.
- Tak, kochany - wyszeptała żarliwie, gdy przysunął się bli-
żej. - Dobrze to sobie wymyśliłeś.
W chwilę pózniej nie potrzebowali już żadnych słów.
160
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]