[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przybyłą.
Nic z tego. I tak zwracała na siebie uwagę. Każdy mężczyzna
będzie podziwiał jej widok, jej ruchy, jej ciało, poruszające się z
prawdziwą gracją. Wyglądała na dziewczynę z rancza. Ale była zbyt
piękna, żeby się za nią nie oglądać.
Jefferson ściskał kierownicę, tłumiąc w sobie pożądanie.
Zmuszał się do myślenia o drodze. Jechał do domu.
Dom. Po czterech latach przeżytych w Arizonie czuł się w
Broken Spur u siebie w domu. Cieszył się, że wraca do kanionu i że
znowu zobaczy Szatana.
Jego podróż trwała długo. Najpierw, z przesiadkami w dziwnych
miejscach, przedostał się z górskiej doliny, gdzie stał dom
McKenziego, do Belle Terre. Pózniej odbył lot zwykłym, pasażerskim
samolotem. Simon postanowił wykorzystać bilet, który kupił Cade.
Gdyby ktoś zwrócił uwagę na jego nieobecność i powrót, i chciałby
sprawdzić, gdzie Jefferson był, stwierdzi, że odwiedzał on swoich
najbliższych w Południowej Karolinie.
Po odlocie Cade'a z kanionu, Billy Blaekhawk pojechał jego
samochodem do Phoenix i zostawił go na lotniskowym parkingu.
Półciężarówka stałaby tam, gdyby Jefferson normalnie poleciał do
Belle Terre. Kiedy wylądował w Phoenix, wziął samochód i, zgodnie
z instrukcjami Simona, okrężną drogą pojechał na małe, prywatne
lotnisko, gdzie spotkali siÄ™ z Marissa. Dopiero teraz jechali razem. Do
domu.
- Jesteś zmęczona? - spytał, kiedy Marissa westchnęła.
53
RS
- Może trochę. - Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Trudno, żebyś nie była. I chyba więcej niż trochę. Ale
niebawem dojedziemy. - Jefferson wyciągnął rękę i musnął jej
nadgarstek.
Znów poczuła silnie, że pragnie poddać się dotykowi jego
delikatnych, a jednocześnie męskich i silnych dłoni. Dłoni, które
wiedziały, jak pieścić, żeby wzmagać pożądanie i rozkosz.
Nikt nigdy nie dotykał jej tak jak Jefferson. Kiedyś uważała, że
to bez znaczenia. %7łycie, jakie zapewnił jej Paulo, było dobre. Nie
ograniczał jej swobody, pozwalał jej rozwijać zainteresowania, był dla
niej dobry. Jednak nie pociągał jej; ich życie seksualne po prostu nie
istniało. Dopiero teraz, kiedy po latach znowu spotkała Jeffersona,
widziała jasno, czego jej brakowało.
Patrzyła na jego piękne, silne, męskie ręce, zręcznie prowadzące
półciężarówkę. Ręce, które potrafiły okiełznać i głaskać najdziksze
konie. I dotykać tak wspaniale jej, Marissy; uczyć ją, nie tkniętą przez
nikogo, erotycznych pieszczot.
- Hej, ślicznotko! Powiedz, o czym myślisz - odezwał się Cade.
Przeraziła się, że odczytał jej myśli. Zaczerwieniła się. Spojrzała
na niego i poczuła się winna, że śmie rozważać braki jej wspólnego
życia z Paulem, który dopiero co zginął w katastrofie. Poczuła się
samolubna, okrutna i niewierna. Pociągał ją siedzący koło niej
mężczyzna, podczas gdy jej dobry mąż został zabity zaledwie przed
sześcioma tygodniami!
Jefferson, pomimo wyboistej drogi, zaryzykował i wyciągnął na
chwilę rękę, żeby pogłaskać Marissę wierzchem dłoni po policzku.
54
RS
- Nie chciałem cię zasmucić, malutka. Nie wiem, czy zrobiłem
albo powiedziałem coś nie tak, ale przepraszam.
- Nie rób tego! Przestań! Proszę cię. - Marissa cofnęła się w kąt,
żeby Cade nie mógł jej dotknąć. Oddychała z wysiłkiem, przyciśnięta
do drzwi. W końcu, po dłuższej chwili, uspokoiła się.
- Nie przepraszaj mnie, Jeffersonie - powiedziała ze smutkiem. -
Nie masz za co. Ale, bardzo ciÄ™ proszÄ™, nie dotykaj mnie.
Słońce schowało się za góry. Teraz twarz Marissy kryła się w
mroku, ale Cade wpatrywał się w nią. Nawet w ciemności widział jej
sztywną postać i bezbarwne spojrzenie.
- Marisso, kochanie...
Skrzywiła się. Zacisnął zęby, żeby powstrzymać cisnące mu się
na usta pytania, ścisnął kierownicę jeszcze mocniej i wyjrzał przez
zakurzoną szybę. Zastanawiał się, jak potoczy się dalej jej i jego
życie.
Chciał przeprosić ją za wszystko, co zrobił złego, ale wiedział,
że nie będzie chciała tego słuchać. Miał ochotę zatrzymać samochód,
wziąć Marissę w objęcia i zacząć ją całować, żeby zapomniała o bólu,
żałobie i strachu.
Ale ona tego nie chciała. Powiedziała, żeby jej nie dotykał i
sprawiło jej ból, kiedy użył słowa  kochanie".
Choć przecież tam, w Argentynie, pozwoliła mu się dotknąć. Co
się zmieniło?
Milczeli, każde pogrążone w swoich myślach. Cade prowadził,
Marissa wyglądała przez okno. Sądziła, że Jefferson musi uważać ją
za idiotkÄ™.
55
RS
Zerknął na nią raz, ale patrzyła w dal.
 Bardzo ciÄ™ proszÄ™, nie dotykaj mnie".
Te okropne słowa odbijały się echem w głowie Jeffersona. Nie
mogła znieść jego dotyku. Siedziała cicha, zamknięta w sobie. Była
zupełnie inna niż zwykle. Nie chciała, żeby jej dotykał!
Nie chciała jego? A może tego, czego on mógł od niej chcieć?
W końcu, zrozumiał. Marissa wcale nie chciała jechać do
Broken Spur, mimo że wszyscy uznali, że to najbezpieczniejsze dla
niej miejsce. Dlatego że tu będzie mieszkać sam na sam z
Jeffersonem. Gdy miała przy sobie przyjaciół - Juana i Martę, gdy w
pobliżu kręcili się ludzie Simona, dobrze się czuła w towarzystwie
Jefersona. A przynajmniej na tyle dobrze, że mogła normalnie
funkcjonować.
- Ale, kiedy znalezliśmy się sami ze sobą, to było dla ciebie za
trudne!... - mruknął nieświadomie przez zaciśnięte zęby.
- Słucham? - odezwała się Marissa.
- Nic. Myślałem tylko...
- Co myślałeś? - %7łe zwariowała? %7łe jest niewdzięczna. Może
żałował, że otrzymał jej wiadomość? W końcu, biorąc pod uwagę jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl