[ Pobierz całość w formacie PDF ]

publiczność, nie jest homogeniczną masą, ale składa się z wielu
poszczególnych dusz, i jedna z tych dusz reaguje na muzykę z ogromną
wrażliwością. Z przodu sali, tuż przy podium, siedzi namiętny przyjaciel
muzyki, mężczyzna z czarną brodą i złotym cwikierem, który odchylony
w tył, z przymkniętymi oczami w odurzeniu kiwa głową w takt muzyki,
a gdy kawałek dobiega końca, podrywa się, otwiera oczy i jako pierwszy
rozpoczyna salwę oklasków. A nie mogąc zadowolić się samym
klaskaniem, wstaje, zbliża się do podium, umie od tyłu zwrócić na siebie
uwagę kapelmistrza i obsypuje go, wśród nie milknących oklasków
tłumu, słowami żarliwej pochwały.
Zmęczony staniem i przejęty całą imprezą mniej niż brodaty
entuzjasta, zamierzam w czasie drugiej przerwy właśnie się oddalić, gdy
wtem z pomieszczenia obok docierajÄ… do mych uszu zagadkowe
dzwięki. Zwracam się z zapytaniem do sąsiada-ischiatyka i w
odpowiedzi słyszę, że znajduje się tam kasyno gry. Ucieszony śpieszę
tam co prędzej. Faktycznie, w rogach stoją palmy i okrągłe pluszowe
akcesoria do siedzenia, a przy wielkim zielonym stole, odchodzi, jak siÄ™
zdaje, ruletka. Podchodzę, stół otoczony jest gęsto przez ciekawskich,
między których ramionami mogę częściowo obserwować, co się dzieje.
Wzrok mój przykuwa zrazu gospodarz tego stołu, wygolony pan we
fraku, bez wieku, o ciemnych włosach i spokojnym obliczu filozofa,
który odznacza się zdumiewającą sprawnością w błyskawicznym
przesuwaniu pieniędzy z jednego pola stołu na dowolne inne, przy
pomocy jednej tylko ręki i dziwacznej, elastycznej łopatki czy raczej
grabek. Manipuluje giętkimi grabkami niczym zręczny rybak
spinningiem, a ponadto umie przerzucać pieniądze w powietrzu tak, że
lądują na określonym polu. I w czasie wszystkich tych czynności,
których rytm wyznaczają okrzyki jego młodszego pomocnika,
obsługującego kulkę, spokojna, gładko wygolona i różowa twarz pod
ciemnymi, nieco matowymi włosami, pozostaje wciąż niezmiennie
spokojna i niewzruszona. DÅ‚ugo siÄ™ przypatrujÄ™, jak tkwi nieruchomo na
specjalnym krzesełku o pochyłym siedzeniu, w spokojnej twarzy
poruszają się tylko bystre oczy, lewą ręką lekko zgarnia pieniądze,
wychwytuje je lekko prawą ręką za pomocą grabek i szybko przesuwa w
róg. Przed nim piętrzą się słupki większych i mniejszych srebrnych
monet, nawet Stinnes mógłby mu pozazdrościć. Pomocnik wciąż na
nowo wyrzuca kulkę, która toczy się do oznaczonego numerem otworu,
wciąż na nowo wykrzykuje numer otworu, zaprasza do gry, komunikuje,
że stawki skończone, ostrzega:  rien ne va plus , a poważny pan wciąż
wykonuje rękoma pracowity taniec przy stole. Często widywałem
podobne rzeczy, dawniej, w odległych legendarnych czasach przed
wojną, w czasach moich podróży i wędrówek, w wielu miastach świata
widywałem te palmy i poduszki, te same zielone stoliki i kulki,
myślałem przy tym o pięknych, pełnych napięcia opowieściach
Turgieniewa i Dostojewskiego o graczach, a potem znowu zwracałem
się ku innym sprawom. Jedno tylko rzuciło mi się w oczy przy bliższych
oględzinach, mianowicie że cała gra toczy się jedynie dla rozweselenia
pana we fraku. Rozrzucał swoje monety, przesuwał z piątki na
siódemkę, z parzystych na nieparzyste, wypłacał wygrane, inkasował
przegrane  ale wszystko to były jego własne pieniądze. Nikt z
publiczności nie obstawiał, byli tu sami kuracjusze, przeważnie z
prowincji, i z uciechą oraz głębokim podziwem, tak jak ja, śledzili
ewolucje filozofa oraz słuchali lodowato chłodnych, francuskich
okrzyków jego pomocnika. Kiedy wreszcie, zdjęty litością, położyłem
dwa franki w dostępnym mi rogu stołu, obróciło się na mnie pięćdziesiąt
par urzeczonych i szeroko rozwartych oczu, co było mi tak przykre, że
ledwo doczekałem chwili, gdy moje franki znikły zagarnięte grabkami, i
śpiesznie odszedłem.
Również dziś spędzam znowu kilka minut przed wystawami
zdrojowego deptaka. Jest tu wiele sklepów, w których kuracjusze mogą
kupić to, co wydaje im się niezbędnie potrzebne, w szczególności karty z
widoczkami, lwy i jaszczurki z brÄ…zu, popielniczki z wizerunkami
sławnych ludzi (tak że nabywca może się na przykład zabawiać
pakowaniem dzień w dzień żarzącego się cygara w oko Richarda
Wagnera) i wiele innych przedmiotów, o których nie chcę się
wypowiadać, gdyż mimo dłuższej lustracji nie byłem w stanie zgłębić
ich natury i przeznaczenia; niektóre z nich wydają się służyć praktykom
kultowym prymitywnych ludów, lecz może to błędna opinia, a wszystkie
razem przyprawiają mnie o smutek, świadczą bowiem aż nadto dobitnie,
że mimo najlepszej woli zadzierzgnięcia społecznych więzi wciąż żyję
poza światem mieszczańskim i rzeczywistym, nic o nim nie wiem i
nigdy go naprawdÄ™ nie zrozumiem, podobnie jak sam, mimo
wieloletnich wysiłków pisarskich, nie będę przez ten świat zrozumiany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl