[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bóle pojawiały się w krótkich odstępach. Joe krzyczała. Jej palce wpijały się coraz
mocniej w ramię Zorro. Chłopak wsłuchiwał się w pikanie aparatu - rytm serca
dziecka. Nie mógł się od niego oderwać. Zauważył, że pulsowanie przyspiesza.
Przyszedł lekarz. Wyglądał poważnie.
185
- Coś nie tak? - spytał Zorro. - Może to niedotlenienie? Lekarz spojrzał na niego.
Zbyt długo - pomyślał Zorro.
Coś się działo.
- Martwi mnie tylko jedno - oznajmił lekarz.
- Co takiego?
- Stan ojca - odparł.
Zorro poczuł, że po twarzy cieknie mu pot. Musiał wyglądać nie najlepiej.
- Ze mną wszystko w porządku - rzekł. Joe spojrzała na niego.
- Engel, nie możesz tu zostać. Dalej poradzę sobie sama.
- Nie, wszystko w porządku. Nie opuszczę cię. - Zwrócił się do położnej: - Czy to
już skurcze porodowe?
- W każdym razie już niedługo - odparła. Zorro nachylił się nad Joe.
- Księżniczko, odtąd będzie już z górki. Musisz tylko pozwolić naszemu synowi
wyjść. Oddychaj głęboko.
Nadeszły kolejne bóle. Joe krzyczała przez minutę. Gdy to minęło, powiedziała:
- Engel, wariacie. Te twoje cytaty z książki zaczynają mnie już wkurzać. Tam nie ma
słowa o tym, jaki to cholerny ból.
- Już prawie ci się udało.
Joe znów zaczęła wrzeszczeć. Uniosła się do połowy. Zorro chwycił ją od tyłu pod
ramiona i podtrzymywał, dokładnie tak jak na rysunku w książce.
- Wdech, wydech - szeptał. - Oddycham razem z tobą. - Lecz jego oddech
przypominał raczej rzężenie.
Nagle Joe odepchnęła go.
- Zostaw mnie. Nie mogÄ™. Nie dam rady.
- U nas, jak dotąd, wszystkie dały radę - oświadczyła położna. Znów zjawił się
lekarz. Spojrzał na Zorro.
- Poważne niedotlenienie - stwierdził.
- Co? - spytał Zorro słabym głosem.
- U przyszłego ojca. - Lekarz roześmiał się paskudnie.
186
Zbadał mu puls. - Myślę, że powinien pan zrobić sobie przerwę.
- Nie ma potrzeby - odparł Zorro ochrypłym głosem.
- Nadwrażliwi ojcowie nie zawsze bywają pomocni -odezwała się położna.
Joe krzyknęła przeszywająco.
- Zaraz chyba zemdleję - szepnął Zorro. Położna odprowadziła go do drzwi.
- To żaden wstyd. Niektórzy ojcowie tracą przytomność jeszcze szybciej. Może pan
spokojnie poczekać na zewnątrz. Wszystko przebiega jak należy - powiedziała
ciepłym głosem.
Zorro legł w fotelu. Było mu słabo, ale odczuwał spokój. Ta kobieta była w porządku.
Wsadził papierosa do ust. Niee - pomyślał - żadnych kłótni. Powlókł się na zewnątrz.
Zapalił i zaciągnął się głęboko. Przez chwilę myślał, że zaraz zemdleje. Natychmiast
wyrzucił papierosa. Prawdopodobnie już go szukali. Może Dawid Che czekał właśnie
na niego. Wrócił do środka. Chodził po korytarzu w tę i z powrotem. Przypomniał
sobie o Django, ten bowiem miotał się w kieszeni. Pewnie już wcześniej był
niespokojny. Pewnie chciało mu się pić. Zorro rozejrzał się, czy nikt nie idzie. Wyjął
Django z kieszeni. Przytulił go do twarzy. Uronił kilka łez. Poszedł do łazienki i
napoił go.
Schował szczura z powrotem do kieszeni. Musiał jednak nie zasunąć suwaka do
końca, ponieważ, przechadzając się po korytarzu, spostrzegł nagle, że Django biega
obok niego.
Rany, nawet w szpitalu mają szczury! - pomyślał w pierwszej chwili. Potem jednak
poznał Django. Schylił się po niego, lecz zwierzak nie dał się złapać. Widocznie
zapach czystości doprowadził go do szaleństwa. Django pognał korytarzem. Zniknął
pod łóżkiem na kółkach. Zorro wczołgał się za nim. Udało mu się złapać szczura za
ogon.
Gdy gramolił się spod łóżka, stanęła obok niego pielęgniarka.
- A czegóż tam szukamy? - spytała.
187
- Upadło mi szkło kontaktowe - odparł Zorro, próbując szybko wsadzić Django z
powrotem do kieszeni.
Pielęgniarka jednak zauważyła, co jest grane.
- Czyżby to był szczur?
- Tak, biegał po korytarzu, więc go złapałem.
- Ach tak. I będziemy tak dobrzy, że zaraz wyniesiemy zwierzaczka na świeże
powietrze, prawda?
- Teraz nie mogę. Moja narzeczona właśnie rodzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]