[ Pobierz całość w formacie PDF ]
serdeczniejsze życzenia. Hendrik to bardzo porządny człowiek, a z tego co mówiłaś o Dani, ona
wcale mu nie ustępuje. Szkoda, że jej nie poznam osobiście, bo nie wątpię, że gdy przyjadą na
Sumatrę, ja będę już po tamtej stronie, w Padangu. Moi najbliżsi już tak długo są tam sami i
czas, żebym do nich dołączyła. Patrz, jak słońce pięknie zachodzi za Indrapurę. Szczyt wyglą-
da, jakby stał w ogniu. Co za przepiękny widok!
Stały obie przez chwilę i w milczeniu podziwiały niezwykłe zjawisko. Z zadumy wyrwał
je głos Jana:
Juffrouw Malwo, już skończyliśmy! Obiecałaś nam zabawę.
Oboje przybiegli i uczepili siÄ™ rÄ…k Malwiny.
Maria pogłaskała dzieci po głowie.
Lubicie pannÄ™ MalwinÄ™, co?
Tak, ciociu, bardzo lubimy rzekł Jan.
Bardzo, ciociu powtórzyła jak echo Martje.
Ale ciocię na pewno też lubicie? spytała Malwina.
Popatrzyli oboje na starszą panią i równocześnie skinęli główkami.
A kogo bardziej: pannę Malwę czy mnie? zagadnęła ich ciotka Maria.
Jan zastanawiał się przez chwilę, a potem rzekł bez mrugnięcia okiem:
Ja bardziej kocham pannÄ™ MalwÄ™.
I ja też odezwała się wierna jak echo Martje.
Stara kobieta uśmiechnęła się z zadowoleniem.
Dzięki Bogu, że Emma Boolman nie zdążyła w nich zaszczepić obłudy. To dobrze, że
mówicie prawdę rzekła, zwracając się do dzieci. Nigdy nie kłamcie.
W tym momencie przed dom zajechały bryczki zaprzężone w woły. Emma Boolman, ze-
sztywniała po długiej podróży, wygramoliła się z trudem. Dzieci radośnie rzuciły się do Jo.
Jeszcze na spacerze, ciociu Mario? Mam nadzieję, że nie był on zbyt forsowny. Ciągle
się o ciebie boję. Co to będzie, gdy w środę i czwartek pojedziemy do Palembangu rzekła
Emma ze słodką miną.
Maria Saalfner przybrała obojętną minę.
R
L
T
Jakoś sobie przecież radziłam, gdy ty i Jacob przebywaliście w Europie rzekła
spokojnie.
Emma zacisnęła usta i ze złością fuknęła na Malwę.
Czego pani tu sterczy? Nie ma pani co robić z dziećmi?
Chciałam odprowadzić panią Saalfner do domu odparła zdecydowanie Malwina.
Od tego ja tu jestem. Proszę zająć się swoimi obowiązkami.
Malwa odeszła bez słowa.
18
W niedzielÄ™ rano Rüdiger Lersingen przyjechaÅ‚ do Ramaniny, gdzie wszyscy przywitali
go z radością. Tylko pani Boolman nie kryła swojego niezadowolenia.
Malwiny nie byÅ‚o jeszcze w salonie i Rüdiger, zaniepokojony, rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ ukradkiem
na wszystkie strony. Maria zauważyła to i rzekła:
Dzieci zaraz przyjdą przywitać się z panem, panie doktorze. Dziś jest niedziela, więc
mają dodatkową lekcję religii z panną Bertram. Gdy skończą, wszyscy zasiądziemy do śniada-
nia.
Rüdiger ukÅ‚oniÅ‚ siÄ™.
Cieszę się, pani Saalfner, że wygląda dziś pani znacznie lepiej niż poprzednio.
Staruszka uśmiechnęła się tylko i dała znak do zajmowania miejsc przy stole.
Gdy weszła Malwina z dziećmi, Maria zauważyła blask, jaki pojawił się w oczach Ler-
singena.
Jeżeli on nie kocha Malwiny przynajmniej tak, jak ona jego, to ja chyba nie znam się
na ludziach pomyślała.
Zniadanie trwało dziś wyjątkowo długo, a nikt nie ruszał się od stołu, nawet gdy służące
uprzątnęły naczynia.
Doktor Lersingen otrzymał list od van der Straatena, w którym informował o przyjezdzie
na Sumatrę pod koniec kwietnia i przesyłał serdeczne pozdrowienia dla wszystkich znajomych
z Ramaniny.
Co za nieprzyjemna osoba z żony doktora van der Straatena. Jest taka wyniosła i za-
rozumiała zauważyła Emma Boolman.
R
L
T
Nie powinna pani tego mówić w mojej obecności, pani Boolman. Po prostu pani nie
zna tej kobiety. Ja miałem okazję poznać ją bliżej i jestem dumny, że zaliczyła mnie do grona
swoich przyjaciół odezwaÅ‚ siÄ™ Rüdiger spokojnie, ale zdecydowanie.
Malwina popatrzyła na niego z wdzięcznością. Ona nie zdobyłaby się na odwagę i nie
potrafiłaby się przeciwstawić Emmie Boolman.
Rüdiger przekazaÅ‚ też osobne pozdrowienia przyjaciół dla Malwiny. PodziÄ™kowaÅ‚a
chłodno. On przypomniał sobie dokładnie słowa listu Hendrika:
Być może masz mi za złe, że nie napisałem ci wcześniej o przyjezdzie Malwiny Ber-
tram do Ramaniny. Z pewnością już się spotkaliście, a my z żoną mamy nadzieję, że mimo
wcześniejszych nieporozumień znowu jesteście sobie bliscy. Uważamy bowiem, że padliście
ofiarą pomyłki, którą już na pewno wyjaśniliście. Dani gotowa jest przysiąc, że Malwina cię
kocha, a ja wiem, że ty kochasz ją nad wszystko. Bylibyśmy radzi, gdybyście z Malwiną doszli
do takich samych wniosków jak my."
Słowa te dosłownie dzwięczały mu w uszach, gdy patrzył na Malwinę: Dani gotowa jest
przysiąc, że Malwina cię kocha"... Westchnął ciężko. Daniela złożyłaby więc fałszywą przysię-
gę, bo gdyby Malwa go kochała, nie pozwoliłaby napisać wujowi, że wyjdzie tylko za człowie-
ka, którego obdarzy uczuciem.
Niedziela upłynęła wszystkim w bardzo pogodnym nastroju. Jedynie pani Boolman i
Malwina milczały i czuły się nieswojo, choć, oczywiście, z całkiem odmiennych powodów.
Emma z przykrością stwierdziła, że ciotka Maria czuje się o wiele zdrowsza i weselsza niż
dawniej. Nadzieja na zostanie władczynią Ramaniny odsuwała się w nieskończoność. Malwina
cierpiała zaś z powodu nieszczęśliwej miłości.
Po obiedzie biesiadnicy rozeszli siÄ™ do swoich pokoi. Rüdiger wolaÅ‚ odbyć sjestÄ™ na we-
randzie, gdzie ułożył się wygodnie w bujanym fotelu.
Po chwili w domu zapanowała cisza. Maria Saalfner otworzyła przeszklone drzwi swoje-
go gabinetu i daÅ‚a rÄ™kÄ… znak Rüdigerowi, żeby wszedÅ‚. Gdy wszedÅ‚, rozejrzaÅ‚a siÄ™ przezornie na
wszystkie strony i wyjęła z kieszeni sukni pękatą kopertę.
Proszę, niech pan ją wezmie i dobrze schowa. Proszę ją otworzyć dopiero w domu, w
Madali rzekła cicho i dała mu znak, żeby szybko wrócił na fotel.
Mężczyzna wsadził kopertę do wewnętrznej kieszeni marynarki i położył się na fotelu,
jakby nigdy z niego nie wstawał. Przebywając od dłuższego czasu w tropikach, przyzwyczaił
R
L
T
się już do poobiedniej drzemki, dziś jednak nie mógł zasnąć. Myślami wracał do Malwy. Popa-
trzył na szereg okien frontowej ściany domu. Tu gdzieś był jej pokój. Czy położyła się spać?
Zastanawiał się z kwadrans, gdy nagle usłyszał czyjeś szybkie kroki. Obejrzał się i zoba-
czył Malwinę schodzącą po schodkach z werandy. Ubrana była w białą sukienkę, na głowie
miaÅ‚a wielki sÅ‚omiany kapelusz. Nie zauważyÅ‚a Rüdigera. PrzypuszczaÅ‚a, że podobnie jak po-
zostali śpi w którymś z pokoi gościnnych.
Przeszła sprężystym krokiem do altanki przy bramie wejściowej do ogrodu, zdjęła kape-
lusz i usiadÅ‚a w plecionym fotelu, biorÄ…c do rÄ™ki książkÄ™. Rüdiger obserwowaÅ‚ jÄ… z daleka i do-
piero teraz zdecydował się podejść. Szedł powoli.
Malwa przestraszyła się, zobaczywszy go tuż przed sobą.
Przepraszam panią. Zdaje się, że jesteśmy jedynymi, którzy nie położyli się spać, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]