[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czystÄ…,
tak niewinnÄ…, jak to dziecko...
Tak szeptała do siebie, zakrywając dłonią płonące oczy.
Potem
jednak opanowała się i uczyniła stanowczy ruch ręką, jakby
chciała
otrząsnąć z siebie jakiś wielki, przytłaczający ją ciężar.
- Nie, nie... Nie wolno mi cofać się myślą w przeszłość, nie
wolno mi być sentymentalną... Nie wolno mi, bo zginę! Muszę
kro-
czyć naprzód i zachować jasne, bystre spojrzenie! Muszę się
naresz-
cie wydostać z tej nędzy!
*
* *
Herbert von Sonsfeld umiał doskonale bawić panie
rozmowÄ….
Julka słuchała go z wielką przyjemnością. Uważała jego
obecność
za bardzo miłą.
Gotfrydowi von Gerlachhausen ścisnęło się serce, gdy
przyjechał
w odwiedziny ze swoją matką i spostrzegł jak wesoło i
swobodnie
gawędzi Julka z tym przystojnym młodym mężczyzną. Nie był
dość
pewnym miłości Julii, toteż zbudziła się w nim zazdrość.
Nie zauważył, że Julka posyła ukradkiem w jego stronę
spojrze-
nia pełne miłości i tęsknoty. Obaj mężczyzni zmierzyli się
wzrokiem,
jakby chcieli ocenić swoje siły do walki. Gotfryd jednak był
prawÄ…,
na wskroś uczciwą naturą, więc okazywał wobec rywala
pewien chłód
i rezerwę. Herbert natomiast zachowywał się uprzedzająco
grzecznie,
starał się być uprzejmym i miłym.
Pani von Sterneck przez cały czas zabawiała rozmową
matkÄ™
Gotfryda, toteż pani von Gerlachhausen dopiero w drodze
powrotnej
spostrzegła przygnębienie syna. Zaczęła go wypytywać o
przyczynÄ™
tego nastroju, on zaś wyznał jej swoje zmartwienie. Niestety,
pani
von Gerlachhausen nie obserwowała Julki i Sonsfelda.
PragnÄ…c us-
pokoić Gotfryda, pojechała nazajutrz pod pierwszym lepszym
pozo-
rem sama do Ravenau.
Już w pierwszej chwili przekonała się, że nie ma powodu
do
obaw. Julka przyjęła ją bardzo serdecznie i rumieniąc się
spytała,
czy Gotfryd nie przyjedzie. Co chwila spoglądała z
utęsknieniem na
89
drzwi, przypuszczając, że młodzieniec przybędzie pózniej.
Rozmaite
drobiazgi zdradziły matce, że Gotfryd nie ma powodu do
zazdrości.
Nie uszło jej uwagi, że Herbert pomimo swej ujmującej
powierz-
chowności, nie wywiera na Julce głębszego wrażenia.
Uważała go
po prostu za miłego, zajmującego towarzysza.
Oczywista, że Sonsfeld w jej obecności wystrzegał się, aby
w jakikolwiek sposób nie zdradzić się ze swymi zamiarami.
Po serdecznym pożegnaniu z Julka udała się zupełnie
uspokojona
w drogę do domu. Syn wyszedł jej na spotkanie.
- Przede wszystkim serdeczne ukłony od Julki, następnie
zaÅ›
zapewnienie, że nie masz powodu być zazdrosnym o
Sonsfelda. Jest
on człowiekiem bardzo błyskotliwym, lecz płytkim, a bystre
oczy
Julki przejrzały go na wylot. Podoba się jej, bo jest przystojny.
Patrzy na niego tak, jakby patrzyła na piękny posąg
marmurowego
Adonisa. Przy tym spędza w jego towarzystwie czas bardzo
miło.
Oto wszystko! Taki szaławiła nie może się stać dla ciebie
niebezpie-
cznym rywalem. Julka ciÄ™ zanadto kocha. Zrozumiano?
Gotfryd serdecznie ucałował ręce matki.
- Twoja wiara zdolna jest przenosić góry, najdroższa
mamo.
Zaśmiała się.
- Pragnę jedynie, aby pomogła ci znieść ten czas
dręczącego
wyczekiwania. Wtedy będę zupełnie zadowolona.
Gotfryd rzeczywiście uspokoił się. Przy tym nastąpił okres
żniw,
był więc bardzo zajęty i nie miał czasu na rozmyślania.
Niestety
jednak wskutek nawału pracy nie mógł przyjeżdżać często do
Rave-
nau, a kiedy Julka z panią von Sterneck przybywały do
Gerlachhau-
sen, Gotfryd był zazwyczaj w polu. Dlatego też młodzi ludzie
osta-
tnio widywali siÄ™ bardzo rzadko.
Od chwili przyjazdu Herberta von Sonsfeld upłynęło prawie
trzy
tygodnie. Codziennie zapewniał on Julkę, że jest to
najpiękniejszy
okres w jego życiu. Właśnie powracał z nią z kortu
tenisowego,
który Julka poleciła założyć w parku. Pani von Sterneck
oczekiwała
ich przy stole na werandzie.
Julka zajęła miejsce, Sonsfeld zaś z ogromną
pieczołowitością
zarzucił jej na ramiona szal. Chciała mu podziękować za tę
przysługę.
- Jest mi zupełnie ciepło, dziękuję panu.
90
- Ależ pani zgrzała się, a tutaj jest przeciąg. Nie chcę, żeby
siÄ™
pani zaziębiła. Niech pani otuli się tym szalem, proszę to zrobić
dla mnie.
Słowom tym towarzyszyło błagalne, gorące spojrzenie.
Julka je-
dnak przywykła już do spojrzeń tego rodzaju, więc pozostała
obo-
jętna. Uśmiechnęła się, a otulając się szalem zwróciła się do
pani
von Sterneck:
- Teraz jeszcze i siostrzeniec pani tyranizuje mnie swÄ…
opiekÄ….
Dolly popatrzyła tkliwie na Sonsfelda.
- Jest on naturą czułą i subtelną. Takim już był jako
dziecko.
Herbert pocałował ciotkę w rękę.
- Przeceniasz mnie, najdroższa cioteczko.
Julka w zamyśleniu obserwowała tych dwoje. Jakże się
kochali,
jakże się nawzajem rozumieli!
Po herbacie Herbert przeprosił panie i oddalił się do pracy.
- Pan jest wyjątkowo pracowitym młodzieńcem, panie von
Son-
sfeld - rzekła z uśmiechem Julka.
- Ach, nigdy nie przychodziło mi to z taką trudnością, jak
tutaj.
To tak przykro wyrzekać się miłego towarzystwa, aby ślęczeć
nad
książkami. Niestety hrabianko, zmusza mnie do tego żelazna
konie-
czność. Pani wie przecież o tym, że muszę wytrwale dążyć do
celu.
- Pan ma słuszność - odparła życzliwie - mężczyzna
powinien
wytrwale dążyć do celu i pracować, jeżeli pragnie mieć jakąś
pozycjÄ™.
Obrzucił ją znowu jednym ze swoich zdobywczych
spojrzeń.
- Gdy powrócę do Berlina, do mego smutnego
kawalerskiego
pokoju, zamek w Ravenau będzie mi się wydawał we
wspomnieniach
zaczarowanym pałacem z bajki. A panią zachowam w pamięci
jako
najpiękniejszą, najmilszą księżniczkę, która wpuściła do krainy
baśni
biednego pastuszka i urzekła go swoim czarem...
Urwał nagle, jakby pod wpływem ogromnego wzruszenia.
Potem
szybko odszedł. Julka śledziła go wzrokiem trochę
zaskoczona.
Nie wiedziała, czy mówił prawdę, czy żartował. Nie przywykła
do
komplementów, aby oceniać je z przymusu. Zauważyła nagle,
że
Sonsfeld schylił się po kokardę, która odpadła z jej sukni.
Przestra-
szyła się ogromnie, ujrzawszy jak Herbert niby ukradkiem
przycisnÄ…Å‚
wstążkę do ust, po czym starannie ukrył ją w portfelu.
Co miała myśleć o tym?
91
Doiły von Sterneck podczas tej sceny nie odrywała oczu od
dzie-
wczyny. Z zadowoleniem spostrzegła, że na twarzy Julki
wystąpiły
ciemne rumieńce. Udawała jednak, że nic nie zauważyła. Po
chwili
dopiero odezwała się:
- Hrabianko, chciałam już od dawna pozwolić sobie na
pewne
pytanie. Czuję po prostu wewnętrzną potrzebę, aby poruszyć
tÄ™
sprawę. Niech pani jednak nie gniewa się na mnie, jeżeli
wydam
siÄ™ pani niedyskretna.
Julka spojrzała na nią pytająco.
- Bardzo proszÄ™, niech pani pyta.
Pani von Sterneck położyła obie ręce na stole, wlepiła w
JulkÄ™
płonące spojrzenie, potem zaś rzekła powoli głosem jakby
stłumio-
nym ze wzruszenia:
- Dlaczego pani nigdy nie mówi o swojej matce?
Julka drgnęła i lekko zbladła.
- Skąd pani przyszło na myśl takie pytanie?
Dolly ciężko westchnęła
- Bo było mi bardzo przykro. Wspominała pani swego
dziadka,
swego ojca, a nigdy nie mówiła pani o matce.
Julka z płaczem załamała dłonie.
- Czy podobna, aby pani zwróciła na to uwagę?
Dolly von Sterneck pochyliła się głęboko naprzód i
spojrzała
Julce w oczy.
- Tak, zauważyłam to, bo znałam matkę pani.
Julka zerwała się i wlepiła wzrok w mówiącą. Dziewczyna
mieniła
się na twarzy. Przycisnęła ręce do serca, a twarz jej wyrażała
ogro-
mne zdumienie.
- Pani znała moją matkę? I dopiero teraz mówi mi pani o
tym?
- zawołała stłumionym głosem.
- Nie miałam odwagi mówić z panią o tym, bo nie
wiedziałam,
czy nie sprawię pani przykrości.
Julka znowu osunęła się na krzesło.
- Przykrości? Ja przecież marzę o tym, aby wreszcie
usłyszeć
cośkolwiek o mej matce...
Pochyliła się naprzód z płonącymi policzkami i ujęła obie
ręce
pani von Sterneck.
92
- Najdroższa, kochana pani! Więc pani znała moją matkę?
Czy
to prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl