[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej udzie. Zatrzymała go, zanim zdołał odwrócić jej uwagę od
tematu rozmowy.
- Znów to robisz.
- Zamierzam robić to każdego dnia naszego wspólnego
życia.
- Ryder!
- Chcę mieć dziecko - oznajmił bez wstępów. - Wiem, że
mieliśmy poczekać, ale chciałbym, żebyś zaszła w ciążę już
teraz. Dziś. Za chwilę. Nie mogę się doczekać, aż poczuję, jak
mój syn porusza się w twoim łonie - mówił z pasją. - Myślałem
o tym ostatnio. Sporo się nauczyłem, mieszkając z Michelle i
Jasonem. Kiedyś nawet obawiałem się ojcostwa, ale teraz
jestem pewien, że bardzo chciałbym mieć dzieci.
- Och, Ryder. - Lynn również tego chciała, ale nie star-
czało jej odwagi.
Ujął jej pierś gestem pełnym uwielbienia.
- Chcę patrzeć, jak nasze dziecko ssie twoją pierś, a
gdybyś pozwoliła - przerwał i zniżył głos - ja też chciałbym
spróbować twojego pokarmu. - Pocałował z czcią jej
brodawkÄ™.
Skinęła głową. Nie potrafiła mu niczego odmówić. Jego
twarz rozbłysła szczęściem. Było w niej jakieś uniesienie.
Oczy błyszczały czułością.
- Pamiętam, jak miałaś poranne mdłości, kiedy byłaś w
ciąży z Michelle i Jasonem. Ja chcę jednego dziecka... tylko
jednego - powiedział i położył jej rękę na policzku, kciukiem
gładząc dolną wargę. - Obiecaj mi, że odstawisz te przeklęte
pigułki.
Azy wypełniły oczy Lynn. Skinęła głową.
- Kocham cię. Jeżeli chcesz, urodzę ci i tuzin dzieci.
- Wielki Boże, czy ja się kiedyś tobą nasycę?
- Mam nadzieję, że nie. - Przewróciła się na brzuch i roz-
puściła włosy. Ryder z zapartym tchem obserwował jej ruchy,
jakby nie mógł uwierzyć, do czego się przygotowuje. Lynn
rozkazującym gestem nakazała mu leżeć płasko na plecach, co
bez zmrużenia oka wykonał.
- Lynn...
Uklękła i uwodzicielskimi ruchami głowy zaczęła pieścić
włosami jego tors. Wydał jęk, kiedy ciemny kosmyk dotknął
jego męskości. Lynn pochyliła się do przodu i złożyła poca-
łunek na umięśnionym brzuchu.
Ryder chwycił ją obiema rękami za biodra i podciągnął.
Położyła się na jego piersi.
- Lynn... - szepnął, łącząc się z nią w miłosnym uniesieniu.
Odpoczywali przez chwilÄ™, napawajÄ…c siÄ™ swojÄ… blisko-
ścią i wyjątkowym poczuciem zjednoczenia. Byli jak jedno
ciało.
- Nigdy tego nie robiłam... - Przyznała Lynn bez tchu.
Nie wiedząc, co ma robić, poruszyła biodrami. - Musisz mi
pokazać...
- Tak, Lynn... tak, rób tak dalej.
Posłuchała swojego instynktu. Zamknęła oczy i wykony-
wała powolne ruchy, chcąc doprowadzić ich na szczyt rozko-
szy. Gdy zagarnęła ich gorącą, pulsującą falą, oboje wykrzy-
czeli swoje imiona i zapadli w nicość.
Ubierając się następnego ranka, Lynn spostrzegła, że czap-
ka mundurowa i odznaka Gary'ego również znikły. Przecho-
wywała je zawsze w sypialni na szafie, starannie zapakowane w
pudełko, które zamierzała wręczyć Jasonowi w dniu jego
osiemnastych urodzin.
Nie była pewna, co ma o tym sądzić. Usuwanie zdjęć
Gary'ego z dużego pokoju nie zasługiwało na pochwałę, ale
wykradanie pamiątek przeznaczonych dla syna zaniepokoiło ją
nie na żarty. Po krótkich poszukiwaniach znalazła zdjęcia
zmarłego męża ukryte wraz z innymi rzeczami w odległym
kącie garażu.
Przypomniała sobie podjętą minionej nocy próbę rozmo-
wy o Garym. Ryder znów powtórzył swoją starą sztuczkę.
Lynn zdała sobie nagle sprawę, że dzieci też ostatnio prawie
nie wspominały zmarłego ojca. Najprawdopodobniej wyczu-
wają zakłopotanie, jakie ten temat wywołuje u Rydera, i in-
stynktownie unikajÄ… go.
Po zaginięciu czapki i odznaki Lynn podjęła niezłomną
decyzję załatwienia tej sprawy raz na zawsze. Omówienie roli,
jaką Gary najwidoczniej nadal odgrywał w ich życiu, stało się
sprawą najwyższej wagi. Ryder zdawał się dążyć do
zepchnięcia w niepamięć wszelkich wspomnień po zmarłym
przyjacielu, jakby chciał udawać, że Gary nigdy nie istniał.
Dlaczego? Jedyna odpowiedz, jaka nasuwała się Lynn, wpra-
wiła ją w poważne zakłopotanie. Jeśli Ryder nadal nosił w
sobie brzemię winy za śmierć Gary'ego, to nigdy nie będzie
miała stuprocentowej pewności, jakie motywy nim kierowały,
kiedy się jej oświadczał i deklarował chęć wzięcia na siebie
odpowiedzialności za wychowanie Michelle i Jasona.
Kochała go. Dzieci też go kochały. Tego Ryder mógł być
pewien. Robił wszystko, co w jego mocy, by zaskarbić sobie
ich uczucia. Dbał o Michelle i Jasona, traktując obowiązki
ojczyma znacznie poważniej, niż ktokolwiek mógłby oczeki-
wać. Był też idealnym mężem. Lynn pomyślała, że zachowuje
się, jakby chciał zrekompensować jej i dzieciom wszystkie lata,
jakie spędzili bez Gary'ego.
Poczuła jeszcze silniejszy ucisk w gardle.
Po tygodniu miała za sobą dwie próby rozmowy o zmar-
łym mężu, obie nieudane. Ryder nigdy w takich sytuacjach nie
zachowywał się nieprzyjemnie, ale delikatnie, choć stanowczo
zmieniał temat. Lynn za każdym razem starannie planowała tę
rozmowę, czekała na odpowiedni moment, zwykle po
położeniu dzieci spać, a już w kwadrans pózniej zastanawiała
się, jak on to zrobił, że rozmowa znów się nie odbyła.
Problem tkwił w tym, że Ryder wychodził z domu coraz
wcześniej, a wracał coraz pózniej. Lynn z kolei uwolniła się od
części swoich obowiązków. Zaproponowała stanowisko
menedżera oraz odpowiednią podwyżkę swojej zastępczyni
Sharon. W tym samym tygodniu zatrudniła również nową
instruktorkÄ™, pozostawiajÄ…c sprawÄ™ jej przeszkolenia w fa-
chowych rękach Sharon.
Ona sama nadal była w salonie niezbędna, ale duża część
codziennych obowiązków spadła teraz na Sharon, Lynn - ku
swojemu zdziwieniu - przyjęła to z ulgą. Spodziewała się, że
będzie zaniepokojona faktem przekazania części odpowie-
dzialności za firmę, ale niczego takiego nie zauważyła. Nie
utraciła przecież pełnej kontroli nad firmą, a ponadto jej obecne
życie osobiste i rodzinne było tak pełne i udane, że ogra-
niczając aktywność zawodową, nie czuła pustki.
- Wychodzę na lunch - oznajmiła Sharon, zaglądając do
pokoju Lynn. - Zajęcia południowe poprowadzi Judy, ale to jej
debiut, więc może rzuć na nią okiem.
- Dobrze - odparła Lynn z uśmiechem.
Sharon wyszła, zostawiając drzwi do gabinetu szefowej
otwarte na oścież i szybka muzyka wypełniła pokój. Lynn bez-
wiednie poruszała w rytm stopami, aż nagle zamarła, spojrza-
wszy na datę, która przypadała w następny poniedziałek.
Urodziny Gary'ego, a raczej dzień, w którym dawniej były
jego urodziny. Kończyłby właśnie trzydzieści siedem lat,
gdyby nie to, że odszedł na zawsze.
Ogarnęła ją melancholia. Do końca dnia nie mogła się od
niej uwolnić. Nie zamieniłaby swojego obecnego życia na
inne, niczego nie żałowała, ale to nie uodparniało jej na
smutek.
Wyszła z salonu przed czasem, wymawiając się wobec
Sharon bólem głowy. Jak rzadko kiedy, pojawiła się w domu
przed powrotem dzieci ze szkoły.
- Mamo, idę do Marcy, dobrze? - spytała Michelle zaraz
po przyjściu do domu.
- Dobrze, kochanie.
Jason w jednej ręce trzymał jabłko i banana, a w drugiej
pudełko krakersów.
- Czy zostały jeszcze ciasteczka czekoladowe? - Kiedy
zauważył grymas na twarzy matki, dodał: - Muszę zjeść pod-
wieczorek, przecież rosnę.
- Wez sobie jabłko i kilka krakersów, bo nie zjesz kolacji.
- Oj, mamo - mruknął, ale zastosował się do jej polecenia.
Pieczeń była gotowa do włożenia do piekarnika, gdy agent
nieruchomości zadzwonił z wiadomością, że wpłynęła właśnie
oferta na sprzedaż dużego domu w stylu kolonialnym.
- Czy chciałaby pani obejrzeć ten dom dziś wieczorem?
Lynn objęła wzrokiem kuchnię i duży pokój, czułym spoj-
rzeniem obrzuciła ściany i meble. Nie chciała się przeprowa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]