[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o nim wiedziała.
- A jak gra w baseball - dodał bez związku Toby.
Wszyscy już zjedli, nawet Martin skończył sałatkę i od paru chwil
siedzieli nad pustymi talerzami. Jeanne skorzystała z okazji i zaczęła je
zbierać. Również Angie poderwała się od stołu i powiedziała, że pokroi
ciasto i zrobi kawę lub herbatę. Policzono ilość zamówień i obie siostry
udały się do kuchni.
- Dobrze zagrałaś, Jeanne - pochwaliła siostrę Angie. - Nie trzeba im
robić specjalnych nadziei.
- Są tacy zadowoleni, jakby złapali Pana Boga za nogi - westchnęła
Jeanne.
- Dziwisz siÄ™?
Jeanne rozłożyła ręce.
- Nie sądziłam, że aż tak czekają na jakiegoś faceta. - Jeanne
zaatakowała nożem wielki kawał ciasta. - %7łe też to musiało się zdarzyć
akurat na święta.
Angie wyjęła talerzyki z szafek.
88
R S
- To nie ich wina - powiedziała. - Tak się akurat złożyło. Jeanne
wycelowała czubek noża wprost w serce Angie, a ta cofnęła się trochę na
widok złych błysków w siostrzanych oczach.
- To wina Rona Colemana i jego cholernego dziadka! - krzyknęła. -
To ich wina!
- Nie, Jeanne, to nie tak...
- Właśnie, że tak - upierała się Jeanne. - Jeśli zaprzeczysz, powiem
Bradowi, że w szkole wcale nie dbałaś o zęby!
Angie omal nie upuściła na podłogę deserowych talerzyków.
- Nie, nie zrobisz tego! Wiesz, jakiego fioła ma Brad na tym
punkcie!
Jeanne uśmiechnęła się złośliwie.
- Więc przestań grać rolę adwokata diabła i stań po mojej stronie!
Mimo że Jeanne próbowała przenieść rozmowę przy stole na inne
tory, temat Rona bez przerwy powracał. Catherine zażyczyła sobie nawet
obejrzeć zdjęcie  chłopaka Jeanne".
- Przecież zawsze robisz zdjęcia - mówiła córce. Jeanne kręciła
głową. Nie miała zdjęcia Rona.
Nagle Toby zaśmiał się.
- Przecież mamy jedno, mamo! - wykrzyknął.
Najpierw nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi, a potem sobie
przypomniała! Tak, rzeczywiście! Miała jedno zdjęcie Rona. Bez słowa
przeszła do przedpokoju, gdzie zostawiła torbę z aparatem i ostatnio
zrobionymi zdjęciami. Aparat miała zawsze przy sobie. Na wypadek,
gdyby udało jej się zauważyć coś ciekawego.
Kiedy wróciła do stołu, wszyscy aż kipieli z ciekawości.
- No, pokaż, pokaż - ponaglała ją Catherine.
89
R S
Jeanne podała jej zdjęcie. Matka spojrzała na nie, a potem odsunęła z
wyrazną niechęcią.
- Przecież to generał! Stary piernik w ogóle nie nadaje się na męża! -
wyrwało się Catherine.
- Ręka! - Toby zachichotał. - Ręka na Fu-Fu to ręka Rona.
Catherine przyjrzała się wskazanej dłoni.
- Och, jaka przystojna i miła ręka - zakpiła. Martin wypił łyk kawy i
wziął zdjęcie do ręki.
- Widać, że to silna, męska ręka - stwierdził. - Nie ma żadnego
manikiuru - dodał, silnie przeciągając ostatnie słowo.
Jeanne przytaknęła.
- Tak, to prawda - przyznała. - Zdaje się, że Ron ma zerwaną część
paznokcia ze wskazującego palca. Ale tutaj tego nie widać.
- Dzikie zwierzę - jęknęła Angie. - Dzikie! Drapieżne! Bez stałych
godzin pracy!
Brad chrząknął, nieco zdezorientowany zachowaniem żony.
- Może jednak Jeanne powinna uważać na tego człowieka - wtrącił
ostrożnie.
Jeanne poklepała szwagra po ramieniu.
- Dzięki, Brad - powiedziała. - Przykro mi, że moja siostra nadepnęła
ci na odcisk.
90
R S
ROZDZIAA SIÓDMY
Ron był przyzwyczajony do pokazywania się w miejscach
publicznych. Często zdarzało mu się występować w różnych programach,
udzielać wywiadów czy też rozmawiać z wielbicielami.
Jednak trójka, która znalazła się w jego ulubionej księgarni i od
dobrego kwadransa obserwowała go bezwstydnie, nie przypominała
żadnych znanych mu istot. Nawet z tego dziwnego plemienia z dorzecza
Amazonki, które pocierały jego skórę, żeby sprawdzić, czy nie jest
pomalowana.
Ron czuł się dziwnie, ponieważ starszy mężczyzna i kobieta koło
pięćdziesiątki, a także, zdaje się, ich córka, bez przerwy obserwowali jego
rękę. Kiedy to dostrzegł, wydało mu się to tak absurdalne, że nie chciał
wierzyć. Jednak z czasem przekonał się, że tak jest w istocie.
Oczywiście to nie Ron, który miał podpisywać swoje książki, ale
Emmett był gwiazdą wieczoru czy raczej popołudnia. Włożył na tę okazję
smoking i przez cały czas rozwodził się nad twórczością wnuka, a także
odczytywał fragmenty z niektórych książek. Ron zdawał sobie sprawę z
tego, że jego twórczość nudzi dziadka i że jeśli przeczytał jakiś tekst, to
najwyżej parę stron przed zaśnięciem.
Z trudem udało mu się odciągnąć Emmetta od grupki nastolatek i
wskazać dyskretnie trójkę, która wciąż obserwowała jego rękę.
- Znasz ich? - spytał. - Mam nadzieję, że to nie są żadni dalecy
krewni ani sąsiedzi, których powinienem pamiętać?
Emmett spojrzał we wskazanym kierunku.
91
R S
- Nie, to chyba nie sąsiedzi - powiedział. - Chociaż ta starsza pani
wydaje mi się znajoma. Tylko nie mogę sobie przypomnieć, skąd.
Kolejka osób czekających na autograf już się przerzedziła. Zostało
kilku znajomych, z którymi Ron gawędził przyjaznie. Na to chyba czekała
trójka nie znanych nikomu osób, ponieważ teraz, jak jeden mąż, ruszyły w
jego stronę. Ron zauważył, że młodsza z kobiet miała pod pachą gazetę z
ogłoszeniem, że dziś właśnie będzie podpisywał swoje książki.
Starsza kobieta wskazała jego dłoń.
- Na żywo wygląda znacznie lepiej - powiedziała. Ron chrząknął.
- Przepraszam, czym mogę służyć?
Kobieta zaśmiała się, a mężczyzna tylko cmoknął. Młodsza z kobiet
nie zrobiła nic. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl