[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z Warszawy jadÄ™ do Aodzi.
- Aadnie wyglądasz, oczy ci błyszczą - wita mnie Siostra. Pewnie zaraz się domyśli
reszty, ale nie... W domu nikt nie zwraca uwagi na moje dziwactwa. %7łe przestałam pić
herbatę, a jem mięso? Apetyty się zmieniają. %7łe pokładam się w ciągu dnia? Każdy ma prawo
do wypoczynku. Siostrzeniec zastanawia siÄ™, co prawda, dlaczego nie podkradam mu jak
zwykle rolek. Ale zaczął już chodzić do szkoły i ma ważniejsze sprawy na głowie.
Marzę o poszusowaniu po miękkim asfalcie (szwedzki jest dużo twardszy, mozaika
kamieni, wprawiającą w dygot zęby rolkarza), przefrunięciu kilkunastu metrów od jednego
machnięcia nogą. Tchórzę, mogłabym upaść, mnie się to nie przytrafiło, gdyby jednak...?
Zostaję w domu i zamieniam się w roślinę, polującą na słońce. Nie mogę znieść
cienia. Wiem, kolejny ciążowy świr: zapachy, tylko ładne przedmioty i piękni ludzie, światło.
Jeśli takie są zachcianki małego człowieczka, to co za człowiek z niego wyrośnie?
W Aodzi mam konkurenta, wyłapującego słoneczne plamy - naszego perskiego kota.
Na Gwiazdkę przyniosłam go w kapturze, teraz rozrósł się i napuszył. Nie ma spłaszczonego
pyska, przy całej długowłosej rasowości została mu w miarę ludzka morda. Jego wędrówki po
domu przypominają chodzenie zegara słonecznego. Przechodzę za nim od wschodu na za-
chód, z kuchni do pokojów. Kot łaskawie mnie toleruje. Awansował w swojej łepetynie na
człowieka i po największym samcu w rodzinie - moim ojcu, mniejszym - Siostrzeńcu, jest on,
obsługiwany przez karmiące, czeszące go samice. Nie dał się wykastrować, udając łagodnego
kotka. Schował pazury i kły głęboko w futrzaną duszę. Czasem tylko draśnie spojrzeniem
gołębia na balkonie.
Korci mnie powiedzieć rodzinie o ciąży. Założyłam się z Pietuszką, że nie wygadam.
Bardziej od studolarowej wygranej zależy mi na ich spokoju. Powiem, kiedy już miną trzy
miesiÄ…ce i na pewno nie poroniÄ™. Piotr dzwoni codziennie, rozmawiamy szyfrem: mam apetyt
(nie rzygam), żołądek trochę nawala (mdli jak cholera). Szeptem, na zapas, przepraszam go za
GrecjÄ™:
- Nie wyrobię, dolecieć tak, ale na miejscu zepsuję ci wakacje. Jazda samochodem...
mam napady zmęczenia, nie nadaję się do niczego...
Z powrotem u Beaty w Warszawie na podłodze, otoczona różami. Wieczorem telefon
od Piotra. Siedząc tydzień w samotności, nie wytrzymał i powiedział swojej siostrze. Czuję
się zwolniona z zakładu: zanim się zastanowiłam, wystukałam numer do Aodzi:
- Kochani, jestem w ciąży.
- CO? - nie dziwię się temu wielkiemu CO? Wyjechałam od nich pięć godzin temu
bez ciąży. Po kolei biorą słuchawkę. Tata obiecuje wozić wózkiem, ma doświadczenie z
Siostrzeńcem. Siostrzeniec chce natychmiast wypożyczyć dzidziusia (do gry komputerowej?).
Siora w skowronkach, przestrzega przed myciem okien, sprzÄ…taniem, dzwiganiem - od tego
można poronić. Mama w szoku. Właśnie wzięła tabletki na serce i zasypiała.
- Dziecko, czy ty dasz sobie radÄ™?
- Mamusiu, w najgorszym przypadku oddam do domu dziecka - z Aodzi poważna
cisza. To nie moment na żarty. - Nie, no oczywiście, nie oddam.
Beata radzi zadzwonić jeszcze raz, uspokoić.
- Zrozum, jesteś daleko od nich, nie wiedzą, jak żyjesz, może martwią się o twoją
przyszłość, czy wezmiecie ślub, to inne pokolenie...
Znowu dzwoniÄ™:
- My się pobierzemy - mówię magiczną formułkę: podsunięta przez Beatę. Nie
trafiłam, jeszcze gorzej.
- Dziecko drogie, to taka odpowiedzialność, małżeństwo, wychowanie dziecka...
Dla mamy zostałam dziewczynką w dwóch różnych skarpetkach, ekscentryczką,
gardzącą przyzwoitą sukienką z krempliny. W rodzinie się nie rośnie, w rodzinie się starzeje.
Parę godzin do samolotu, zdążyłam się umówić na Nowym Mieście z Teską. W
projektowanych przez nią ubrankach chodzi trendowy show - biznes. Opowieści Teski tną
mój zdrowy rozsądek z równą pewnością stylu, co jej nożyczki. Historyjki z drugiej półkuli
świata i umysłu. Zawiozła japońskiej babci męża na Okinawę prezent - góralską chustę w
kwiaty. Ciężko chora staruszka dostała ją w szpitalu. Ucieszyła się z kolorowego,
egzotycznego podarunku, ale nie miała już okazji założyć chusty, wkrótce zmarła. Krewni,
zwyczajem tamtej wyspy, na pół buddyjskiej, na pół szamanistycznej, wybrali się do kamika
(jasnowidza, pytanego o zdanie przy każdej większej uroczystości rodzinnej) dowiedzieć się o
dalsze losy babci. Kamike zapatrzył się w drugą stronę i zobaczył staruszkę czekającą na
nowe wcielenie. Zapomniała o swoich chorobach, zmęczeniu. Tańczyła w kółko z dziwnym,
kwiatowym szalem na ramionach.
Sztormowa opowieść Teski: po burzy pojechała na wysepkę niedaleko Okinawy. Całe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]