[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co teraz zrobimy? jęknął Bob.
Jupiter zaczął skubać dolną wargę.
Wyłazcie z wozu, cwaniaczki! ryknął George. Podaruję wam jeszcze parę
chwil życia tylko dlatego, że szef tak kazał.
Nancarrow i jego ludzie wkrótce tu będą ostrzegł pan Andrews.
Mam pewien pomysł oświadczył spokojnie Jupe. Odciągnę uwagę George a,
a wy zwiewajcie.
Ruszać się tam! ponaglił stojący na zewnątrz bandyta.
Uważaj na siebie polecił pan Andrews.
Jupiter pokiwał głową. Chwycił klamkę, zatrzymał się, po czym wziął głęboki od-
dech i otworzył drzwi samochodu. Rękami obejmował głowę i mrużąc oczy, pozorował
okropne cierpienie.
Ojej jęczał, wytaczając się na zewnątrz pojazdu. Jestem taki chory! narze-
kał, kuśtykając w stronę George a.
Bandyta zmarszczył brwi i popatrzył podejrzliwie na chłopca. Wycelował do niego
z karabinu.
Umieram z bólu wył Jupiter, konsekwentnie prąc naprzód. Pomóż mi!
Wynoś się stąd! wrzasnął George.
Jupiter niby przypadkowo podniósł rękę i odepchnął na bok karabin.
Pomóż! Rozpaczliwie rzucił się na George a.
Psiakość!
Pete wybiegł z samochodu, za nim Bob, Daniel i pan Andrews.
Jupe i George upadli na ziemię. Pierwszy Detektyw był na górze.
Złaz ze mnie, grubasie! warknął George, usiłując wyśliznąć się spod cielska
Jupitera.
Tamci zwiewają! Zatrzymaj ich! krzyknął nadchodzący drogą Nancarrow.
Wraz z towarzyszącymi mu mężczyznami pobiegł w stronę ciężarówki.
Jupiter skoczył na równe nogi. Bob i pan Andrews uciekli do lasu. Pete przeciął okrąg
i zmierzał w stronę drogi, która wyprowadzała z doliny. Daniel pomknął jak wiatr ku
kolejnej ciężarówce z firmy Nancarrowa. Jupe pobiegł za Pete em.
85
Indiański wódz jednak ruszył za nim i szybko zbliżał się do Pierwszego Detektywa.
Jupiter obrócił się i pognał ku grotom. Wpadł na pewien pomysł. Przypomniał sobie,
z jaką złością przemawiał Amos Turner do Nancarrowa jeszcze parę minut temu.
Wbiegł do pierwszej groty z toksycznymi odpadami.
Wynoś się stamtąd! krzyknął Amos Turner, wchodząc za chłopcem do skal-
nej pieczary. Już dość kłopotów nam przysporzyłeś. Nikt nie ma prawa przebywać
w świętej dolinie.
A Nancarrow i jego kompani? odparował Jupiter.
Oni pomagają naszym ludziom! Stwórca zrozumiałby to. Mieszkańcy wioski mieli
ciężkie życie. Wszystko zmieniło się na lepsze, odkąd Nancarrow wydzierżawił tę część
doliny.
Trudno uznać chorobę za coś lepszego.
Ona nie ma nic wspólnego z panem Nancarrowem upierał się wódz.
Powtarzam raz jeszcze: wyjdz stąd natychmiast.
Proszę spojrzeć na te pojemniki ciągnął Jupiter. Czuje pan smród wyzie-
wów? W pojemnikach są toksyczne substancje. Mówiąc wprost: trucizny.
Wódz popatrzył na metalowe kontenery. Z niedowierzaniem pokręcił głową.
Pan Nancarrow powiedział, że przechowuje tu materiały wybuchowe. Moim za-
daniem jest informować go, kiedy ktoś obcy pojawi się w rezerwacie. Nancarrow ma
konkurentów, którzy zrobią wszystko, by przejąć jego interes. Dlatego prosił mnie, bym
całą sprawę dzierżawy trzymał w sekrecie. Miałem nie wspominać nawet o posiadaniu
walkie-talkie. Jeśli Nancarrow chce tu składować jeszcze inne rzeczy, to już nie moja
sprawa. Wódz przerwał na chwilę, po czym dokończył z uporem: Współpraca
z panem Nancarrowem jest dla nas bardzo ważna. Pieniądze otrzymane za dzierżawę
ułatwiają życie członkom mojego plemienia.
Ale za to odpady ich trują!
Wódz szturchnął Jupitera w plecy lufą swojej strzelby i warknął krótko:
Wychodz!
Nancarrow jest czarownicą, o której wspominał szaman tłumaczył Jupiter,
opuszczając grotę. A ja nie wierzę, żeby pan naprawdę chciał mnie skrzywdzić.
Wódz zawahał się na moment, po czym znowu pchnął Jupitera lufą i doprowadził go
do okręgu, gdzie czekał Nancarrow.
Ike Ladysmith cierpliwie tropił w lesie Boba i pana Andrewsa. Nie ulegało wątpliwo-
ści, że w końcu ich znajdzie.
Pete i Biff walczyli ze sobą w pobliżu strumienia. Chłopiec próbował odebrać bandy-
cie broń, ale bez powodzenia.
Siostrzeńcze! krzyknął Amos Turner do Daniela.
86
Młody Indianin jak oszalały przekręcał kluczyk w stacyjce drugiej ciężarówki. Chciał
ją uruchomić. George otworzył na oścież drzwi kabiny i celował w chłopca z karabinu.
Skończ te błazeństwa! zawołał wódz do Daniela. Chodz tu do mnie!
Jupe zorientował się, że on i jego przyjaciele znalezli się w pułapce. To tylko kwe-
stia czasu, by Nancarrow rozkazał swoim ludziom zastrzelić pana Andrewsa i Trzech
Detektywów.
Kiedy pozbędzie się już niewygodnych świadków, nic mu nie przeszkodzi w dalszym
zatruwaniu doliny i mieszkańców wioski. Chorzy Indianie zaś będą ciągle szukać cza-
rownicy, której nigdy nie znajdą. Odprawią kolejne śpiewane obrzędy, otrzymają na-
stępne wiadomości.
No właśnie! Wiadomość! Szaman przekazał ją Danielowi podczas ceremonii: Daj
czarownicy to, czego pragnie, i wtedy ją zniszczysz .
Jupe rozejrzał się dokoła. Jeśli to Nancarrow jest tą czarownicą, pragnął wszystkich
pojmać. Pierwszy Detektyw zastanowił się nad tym i zaczął mu kiełkować w głowie pe-
wien pomysł. Ryzyko było ogromne, ale nie miał wyboru.
Daniel! Pete! Bob! Panie Andrews! krzyknął. Chodzcie tu! Poddajmy się!
Nie ma mowy! ryknął Pete. W tej chwili Biff uderzył chłopca w brzuch kolbą
karabinu i pozbawił go tchu.
Ani myślę! zaprotestował Daniel, po czym natychmiast się zorientował, że
George celuje prosto w jego serce.
Zza krzaków wynurzył się Ike Ladysmith, ciągnąc za kołnierz pana Andrewsa. Bob
wyrósł tuż obok ojca.
Chodzcie, chłopaki! wołał Jupe. Musimy się poddać.
Zdziwieni i rozzłoszczeni, szli w stronę rozjazdu. Ludzie Nancarrowa ostrożnie po-
suwali się za nimi.
Pan wie, że Nancarrow zamierza nas zabić zwrócił się do wodza Jupiter.
Po prostu usunie was z rezerwatu odparł Amos Turner, wciąż przekonany, że
Jupiter przesadza.
Tak jak kazał panu uszkodzić hamulce w ciężarówce?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]