[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przechyliła głowę, usiłując zachować powagę,
i czekała, aż Cole pokaże przyniesione zdjęcia.
Otrząsnął się, wyciągnął z kieszeni kopertę i wy-
rzucił na stół kilka fotografii.
 Ten  oznajmiła Debbie.
Wytropienie blondyna o bezczelnej twarzy zajęło
jej pięć sekund.
 Jesteś pewna?
 W stu procentach. Aż trudno uwierzyć, że nie
powiedziałam ci, że zapamiętałam twarz tego drania.
Gdybym o tym nie zapomniała, udałoby się ziden-
tyfikować go wcześniej i zapobiec temu, co stało się
potem.
Cole włożył zdjęcia do koperty i podszedł do
telefonu. Chwilę pózniej oznajmił:
 To on. Debbie go rozpoznała.  Słuchał przez
chwilę i szybko zakończył rozmowę.  Zawiadomią
wszystkie wozy patrolowe i posterunki  poinfor-
mował Debbie.  Jeśli złapiemy tego faceta, może uda
nam się zdjąć cały gang złodziei z plaży.
 Byłoby dobrze  uznała Debbie.  Nie chciała-
bym, żeby nadal krzywdzili takich miłych ludzi jak
Goldblumowie. Następna ofiara może mieć mniej
szczęścia niż Florence.
 Szczęścia?
 Tak  z uśmiechem potwierdziła Debbie.  Gdy-
by nie było cię wtedy na plaży, nie miałby kto gonić
złodzieja i nie dałoby się odzyskać torby z jej lekarst-
wem.  Stuknęła Cole a lekko w brzuch.  Przecież,
twardzielu, dobrze o tym wiesz.
 Och, zawsze może być następny raz. Na świecie
jest wielu tego typu łajdaków.
Debbie uściskała Cole a i demonstracyjnie oparła
policzek tam, gdzie pod marynarką znajdowała się
kabura, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie jest ani
trochę zaszokowana obecnością broni.
 Na świecie jest także wielu przyzwoitych face-
tów. Takich jak ty...
Cole odruchowo zacisnął ręce na ramionach Deb-
bie, szybko jednak, przypomniawszy sobie o jej
potłuczeniach, zwolnił uścisk.
 Muszę wracać do pracy  powiedział.  Chcia-
łem się tylko upewnić...
 Nic mi nie jest  uspokoiła go.  Ale nie mogę
obiecać, w jakim stanie będę w porze kładzenia się do
łóżka.
Cole zmarszczył z niepokojem czoło.
 Dlaczego?
 Buddy chce przygotować dziś kolację.
Cole odrzucił głowę do tyłu i parsknął śmiechem.
Spojrzał na twarz Debbie, dostrzegł z trudem ukrywa-
ny smutek i roześmiał się ponownie.
 Postaram się wrócić wcześniej  oświadczył.
 Jeśli jednak nie uda mi się zjawić w porze kolacji, nie
zostawiaj dla mnie jedzenia. Przegryzę sobie coś na
mieście.
 Kłamiesz, i dobrze o tym wiesz  westchnęła.
 Poszłabym chętnie w twoje ślady. Nie wiem, jak mój
żołądek zniesie cztery słodkie dania.
Cole nachylił się i na czole Debbie złożył lekki
pocałunek. Jego głos brzmiał teraz miękko i łagod-
nie.
 Chętnie zabrałbym cię z sobą.  Obrzucił wzro-
kiem jej drobną sylwetkę i zaraz potem wzruszył
ramionami.  Niestety, wzywają mnie obowiązki.
Zadbaj o siebie, mała.
 Ty też  powiedziała, poklepując kaburę ukrytą
pod kurtką.
Chwycił jej rękę i łagodnym, a zarazem sta-
nowczym gestem zmusił, by na niego spojrzała.
Musi się przekonać, czy w oczach Debbie nie
kryje się strach, upewnić, że gdy tylko on opuści
dom, ta kobieta nie rozpadnie się na tysiąc ka-
wałków.
Cofnęła dłoń i jeszcze raz klepnęła kurtkę.
 Tylko sprawdzam  oświadczyła.  Chyba nie
chciałbyś wychodzić z tymi wszystkimi... wybrzuszo-
nymi miejscami tam, gdzie nie trzeba.
Aypnęła teatralnie okiem na wybrzuszone miejsce
pod suwakiem spodni i uśmiechnęła się na widok
czerwieniejącej twarzy Cole a.
 Już jestem załatwiony  wymamrotał.  Do
diabła, bezpieczniej jest na ulicach niż przy tobie.
 Być może  stwierdziła.  Ale tutaj obyłbyś się
bez broni. Obchodziłabym się z tobą łagodnie.
Rany boskie!  jęknął w duchu i na miękkich
nogach ruszył w stronę drzwi. Nie miał czasu na
ciągnięcie tej rozmowy. No i wolałby nie zjawiać się
na komendzie w stanie, który ograniczałby jego
koncentrację.
Starając się nie zważać na ból w lędzwiach, usiło-
wał skupić uwagę na tym, co dzieje się z jego sercem.
Kiedy wróci wieczorem do domu, Deborah Jean
Randall będzie mu winna coś więcej niż tylko wyczer-
pujące wyjaśnienia.
ROZDZIAA SZSTY
Ten śmiech! Cole odwrócił się w jednej chwili,
niemal wypuszczając z rąk hot doga i colę, i spojrzał
na drugą stronę ulicy. Debbie! To ona tak się śmieje!
To nieoczekiwane spotkanie wywołało w nim
radość. Chciał ją zawołać, gdy nagle ujrzał, jak
z pobliskiego sklepu z ubraniami dla mężczyzn wy-
chodzi jakiś młody człowiek i całuje ją.
Zapomniawszy o jedzeniu, które trzymał w ręku,
Cole zacisnął pięści. Bułka wystrzeliła w jedną stronę,
parówka w przeciwną. W jego rękach pozostały
tylko... chili i pusta torba.
Co to ma, do diabła, znaczyć? Nigdy jeszcze nie
widział tego młodego osiłka i mógłby przysiąc, że
w Laguna Beach, oprócz jego rodziny, Debbie nikogo
nie zna. A jeśli nawet kogoś zna, to nigdy nie pisnęła
o tym słowem.
Spojrzał na dłonie upaprane jedzeniem i zaklął
szpetnie.
 Proszę to wziąć  powiedział sprzedawca hot
dogów, podając mu garść serwetek.  Chyba się panu
przydadzą.
Cole z podziękowaniem skinął głową i popatrzył na
znikającą taksówkę.
 Dać nowego hot doga?  spytał sprzedawca.
Kiedy jednak klient pobiegł w stronę swego samo-
chodu, rozczarowany wzruszył ramionami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl