[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powoli wstała, by swoim zwyczajem zabrać się do jarzyn. Towarzysz mój zdzielił ją porządnie po łbie, lecz już
znalazł się w pobliżu pobożny Hindus, który chciał niewiernego pokarać. Wtedy chwyciliśmy się za ręce i
uciekaliśmy, co nam sił starczyło. Potem usiedliśmy na zwalonym murze i śmialiśmy się z całego serca.
Poczęstowałam Alego owocami i winem palmowym z mego kosza i w ten sposób zawarliśmy przyjazń. Wtedy był
on pomocnikiem ogrodnika w pałacu, ja zaś byłam jeszcze w domu i opiekowałam się moim starym ojcem.
Posiadaliśmy wtedy mały sklepik i wiodło nam się niezle. Oczywiście nic nie opowiedziałam ojcu o Alim, bo jemu
nie odpowiadałby na zięcia zwyczajny ogrodnik, a zamierzał wydać mnie za bogatego sąsiada. Ojciec mój juz nie
żyje, sprzedałam sklep, a uzyskane pieniądze złożyłam w angielskim banku i teraz będziemy się mogli pobrać.
 A twoja matka?
 Matka moja, ach, memsahib, niebieska woda płynie już dwunasty rok nad jej ciałem.
 Utonęła?
Sadie potrząsnęła głową:
 To smutna historia, nie nadająca się do opowiadania takiej pięknej, wesołej memsahib.
 O tak, Sadie  opowiedz mi  mnie interesuje twoje życie i los twoich najbliższych. Lecz jeśli sprawia ci to
przykrość, to lepiej o tym nie opowiadaj!
 Bardzo mnie to boli, lecz nie mam innej pamiÄ…tki po mojej matce, jÄ…k tylko tÄ™ smutnÄ… historiÄ™, a nie chcÄ…c jej
zapomnieć, z chęcią opowiem ją memsahib. Dobrym ludziom wolno mi ją opowiadać, a wiem, że moja memsahib
jest dobrą, o tak, widziałam to kiedyś na ulicy, gdy memsahib dała staruszkowi wszystkie swoje pieniądze i patrzyła
mu smutno w oczy!
 Oho, przed tobą trzeba się mieć na baczności, skoro masz takie bystre oczy, Sadie, jeszcze odkryjesz moje
tajemnice serca...!  i Mary uśmiechnęła się, świadoma, że takich w ogóle nie ma. Naprawdę nie ma? Nagle
zamyśliła się i przymknęła powieki.
 A więc opowiadaj, Sadie, opowiedz mi o twojej matce  rzekła miękko Mary.
Sadie złożyła ręce jak do modlitwy i poczęła opowiadać:
 Matka moja umarła, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, co było powodem  nie wiemy. Nie była to dżuma i nie
cholera; nawet angielski lekarz nie mógł jej pomóc. Lecz ja jestem pewna, że zmarła w obawie przed stosem!
Dziadkowie moi mieszkali daleko stąd w Allahabad i mieli sześcioro zdrowych dzieci, w tym czterech chłopaków.
Najstarszym dzieckiem ich była moja matka i miała lat dwadzieścia, kiedy nagle zmarł jej ojciec. Brał udział zawsze
jako naganiacz w czasie polowań królewskich i ukąsiła go kobra. Przyniesiono go do domu i babka moja, na widok
zmarłego męża padła zemdlona przed jego nogami. Po czym naciskali na nią krewni, a może jej własne sumienie,
wychowane od urodzenia w surowych religijnych prawach kraju, zmusiło ją do spalenia się razem ze swoim
nieżyjącym małżonkiem na stosie, aby w Mukti dalej mu wiernie służyć.
Czasem opowiadał mi ojciec o ciemnych nocach nad morzem gdy siedział tam z moją matką pod wysoką palmą.
Chwytała go wówczas
za ramię i poczynała dygotać, a ojciec uspakajał ją jak tylko mógł. A gdy zdenerwowanie mijało, opowiadała mu o
rozdzierającym serce żegnaniu się matki przed wejściem na stos. I jak ona, matka moja, mając dopiero dwanaście lat
stała w kole podziwiających krewniaków, modlących się i śpiewających, dopóki stos nie zapłonął jasnym płomie-
niem. Wtedy skurczyło się jej serce z bólu na myśl, że więcej matki nie zobaczy. Nie odczuwała niczego innego,
wyrosła przecie w takich warunkach i wiedziała, że tak musi być. Nie podziwiała ofiary matki, której nie rozumiała i
myślała wyłącznie o własnym bólu, o życiu bez niej Płomień dochodził już do pala stojącego wśród liści bananów
i palm o który opierała się matka. I podczas, kiedy zachwyceni widzowie modlili się i śpiewali, rozległ się ze stosu
przerazliwy, pełen strachu krzyk, jaki może wydać z siebie tylko stworzenie znajdujące się w strasznym
niebezpieczeństwie i męczarni, a które wbiło się tak w pamięć mojej biednej matki, że do końca swego życia nie
mogła o tym zapomnieć. Nieszczęśliwe dziecię podbiegło, aby matkę wyratować z płomieni, lecz setki rąk ją
zatrzymało...
Od tego dnia stała się moja matka melancholijna, a jej młodociany narzeczony musiał jej przyrzec, że wyemigruje z
nią daleko, aż do brzegów zimnej wody.
Matka moja nigdy więcej nie tknęła gorącej potrawy, a nas dzieci oddała na wychowanie mahometańskim kapłanom,
aby nas kiedyś, jako wdowy nie spalono na stosie. Rodzeństwo moje zmarło w młodości.
Kiedy matka moja umarła, zawiózł ją ojciec mój łodzią na pełne morze i zatopił w chłodnych falach morskich...!
Sadie pochyliła głowę na piersi, a Mary odetchnęła ciężko.
 Jacy okrutni są ludzie i barbarzyńskie ich prawa!  i Mary pomyślała o słodkiej Matce Boskiej, o paleniu
czarownic na stosach i o losie sióstr klasztornych w średniowieczu.
 Tak  szepnęła Sadie  my, dziewczęta jesteśmy urodzone do cierpień, a przecież mężczyzni mają przez nas
wiele radości.
_ Ach Sadie, ja tak nie myślę  mężczyzni są zadowoleni powodzeniami swoimi w innych dziedzinach, aniżeli
głęboka miłość kobiety.
 Proszę mi wybaczyć, memsahib, jeżeli nie całkiem podzielam jej zdanie. Nie wszyscy są tacy, jak memsahib
myśli, widziałam mężczyzn płaczących, widziałam mężczyzn umierających z miłości do kobiety.
 Możliwe, Sadie, że i tacy istnieją! Mary pogładziła włosy swoimi długimi palcami i zdawało się, jakby myśli jej
zawisły na abstrakcyjnym przedmiocie, który chciała zbadać.
 %7łyczę ci, abyś była z twoim Alim tak szczęśliwa, jak jesteś mi wierna!
Brunatna dziewczyna pocałowała uroczyście nogi swej pięknej memsahib i patrząc płomiennym wzrokiem, rzekła:
 O, wtedy będę szczęśliwa!  jestem ci wierna memsahib, wierna i dyskretna.
I od tej chwili stała się Sadie powiernicą i najbardziej zaufaną służącą Mary.
* * [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl