[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czony wyraz na twarzach innych krewnych ofiar kidnapingu. Im była potrzebna pomoc,
nie współczucie.
Jestem Jack Reilly przedstawił się, ściskając dłoń obu paniom. Bardzo mi
przykro w związku z tym, co się zdarzyło. Wiem, że chciałyby panie od razu przystąpić
do rzeczy.
Same fakty powiedziała Regan z bladym uśmiechem. Tak, istotnie, chciały-
byśmy.
On mi się podoba, pomyślała, gdy Jack wyjmował swój notatnik. Wie, co robi.
Poczuła ukłucie bólu w sercu, patrząc, jak Jack Reilly, rozejrzawszy się po pokoju, przy-
suwa sobie fotel, w którym jeszcze tego ranka siedział Luke.
Niezwłocznie po odbyciu rozmowy telefonicznej z Regan Reilly C.B. i Petey ubrali
się do wyjścia. Jak nieproszony wyjaśnił C.B. Luke owi i Rosicie, to był szczęśliwy traf,
kiedy kilka miesięcy temu spotkał Peteya w barze w Edgewater.
Taa! ryknął Petey. I wie pan co, panie Reilly, poznaliśmy się przez pana.
W jaki sposób udało mi się tego dokonać? spytał Luke uszczypliwie, zginając
przy tym palce i poruszając kajdankami, żeby przesunęły mu się z kości nadgarstka.
Ja to panu powiem. Mowa o zbiegu okoliczności. Siedziałem sobie w knajpce U
Elsie jakieś dwa tygodnie po tym, jak malowałem u pana salę, gdzie się wystawia zwło-
ki, a przy drugim końcu baru siedział C.B. i topił swe liczne smutki.
33
Sam byłeś w opłakanym stanie wtrącił C.B.
Taaa zgodził się Petey. Zmuszony jestem to przyznać. W tym momencie też
nie miałem najlepszego zdania o życiu.
Dwaj przegrani frustraci mruknęła pod nosem Rosita.
Co? spytał Petey.
Nic.
Daj spokój, Petey rzekł C.B. niecierpliwie. Chodzmy już, bo zanim się tam
znajdziemy, rozejdą się krakersy i cały ser.
Do tej knajpy ściąga kupa luda, a każdy jeden to obżartuch wyjaśnił Petey, krę-
cąc z niesmakiem głową. Następnie z uporem ciągnął dalej rozpoczęty wątek: Więc
mówię sobie, już tego gościa widziałem. Ale gdzie? Więc mówię sobie, rety, wiem gdzie.
To było w tej pana wesołej budzie, panie Reilly. Się okazało, że on i ten jego stary, zbzi-
kowany wujek wpadli tam na chwilę, kiedy ja akurat wykonywałem swoją malarską ro-
botÄ™.
Cóż za urocza historyjka zauważyła Rosita sarkastycznie.
Taaa. Więc ja biorę swoje piwo, przysiadam się do niego, tak po przyjacielsku, i za-
czyna się rozmowa. Nagle ton głosu Peteya zmienił się. A on mi powiada, że wy
wszyscy robiliście sobie kpinki z tego pięknego koloru, którym pomalowałem panu salę
i specjalnie robiłem do tego mieszankę.
C.B. otworzył drzwi prowadzące na pokład.
Kiedy wujek Cuthbert zobaczył tę salę, powiedział, że już lepiej by było, gdyby
przy jego zwłokach czuwano w lunaparku.
To naprawdę zraniło moje uczucia oświadczył Petey żałosnym głosem. Ale
wszystko wyszło nam na dobre. Jego twarz rozjaśniła się. Gdyby on i jego wujek
nie wścibili nosów do tego pokoju, nie poznałbym C.B. A teraz my obaj zamiarujemy
zacząć nowe życie z pana milionem dolarów, panie Reilly. Będziem sobie leżeć na plaży,
poznawać przepiękne dziewczyny i w ogóle.
Brawo! warknął Luke. Czy to radio tam działa? Wskazał głową w kierun-
ku malutkiej kuchni.
Petey spojrzał na górę lodówki, gdzie stał w chwiejnej pozycji porysowany i rozpacz-
liwie przestarzały odbiornik radiowy.
Od czasu do czasu. Jeżeli baterie nie wysiadły. Sięgnął ręką do góry i pstryknął
przyciskiem. W jakim guście to ma być? Wiadomości czy muzyka?
Wiadomości odpowiedział Luke.
Lepiej, żeby nie było komunikatu o waszym zniknięciu zauważył C.B. ponu-
rym głosem.
Zapewniam cię, że nie będzie.
Petey pokręcił gałką, aż trafił na stację nadającą stały serwis informacyjny. Głos pły-
nący z radia był chrapliwy i blaszany, ale na tyle wyrazny, że można było wszystko zro-
zumieć.
34
Nacieszcie się nim rzekł, podążając za C.B. do drzwi.
Kiedy wyszli. Luke i Rosita wysłuchali komunikatów o sytuacji na drogach i pogo-
dzie. Sztorm i zamiecie wywołane porywistym północno-wschodnim wiatrem zmie-
rzały do Wschodniego Wybrzeża. Zgodnie z prognozą, jutro miały dotrzeć w okolice
Waszyngtonu, a atak złej pogody na Nowy Jork spodziewany był w Wigilię.
Słuchajcie uważnie, wy, którzy odkładacie zakupy na ostatnią chwilę ostrze-
gał spiker. Spodziewamy się pokrywy śnieżnej od dwudziestu do dwudziestu pięciu
centymetrów, silnego wiatru i oblodzonych dróg. Byłoby rozsądnie, gdybyście załatwi-
li wszystkie sprawunki do jutrzejszego popołudnia. W sobotę na drogach będzie nie-
bezpiecznie, więc nie ryzykujcie i tak wszystko zaplanujcie, żebyście zdążyli do domu
przed trzeciÄ….
Dzisiaj wieczorem miałam ubierać z moimi synkami choinkę odezwała się ci-
chym głosem Rosita. Panie Reilly, jak pan sądzi, czy będziemy w domu na Wigilię?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]