[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A więc nie myliła się. Były zmiany, i to jakie! Od razu
poczuła się lepiej, gdy usłyszała, że dońa Sofia i Rivera są
daleko. Aż serce w niej skakało na samą myśl z radości.
Zaraz jednak spochmurniała. Czego to znowu Diego od
niej chce? Wzruszyła niechętnie ramionami. Dość już miała
jego zarzutów i podejrzliwości. Dlaczego nie zostawi jej
wreszcie w spokoju? Jeszcze tylko kilka dni, myślała. Potem
spakuję manatki i wyjadę stąd. Na zawsze. I jeszcze
postaram się jak najszybciej wymazać ten cały epizod z
pamięci. Epizod? To była część życia, nie epizod! Susan
zdążyła już wróść w nowe środowisko, przywiązać się do
dzieci... mniejsza o to, wszystko ma swój kres. A przecież
było jej przerazliwie smutno. Dzieci, zawsze szczere i sponta-
niczne,
wydawały się jakieś zmienione. Jakby dziwnie
poważne, i w dodatku płochliwe.
Kiedy jednak wreszcie dotarła do swego pokoju przy
wydatnej pomocy Roberta i Emilii, nie mogła uwierzyć
własnym oczom. Nad jej łóżkiem widniał napis wykonany
niewprawną ręką:
'Witaj w domu! Kochamy cię!
Zaskoczona odwróciła się do dzieci, które zatrzymały się
w progu wyczekując jej reakcji. Widząc łzy w jej oczach
wydały okrzyki radości, przypadły do niej i zaczęły ją
ściskać.
 Jesteście kochani...  szepnęła do głębi wzruszona.
 Już myśleliśmy, że nigdy nie pójdziesz do swego
pokoju  Emilia tańczyła wokół niej z radości.
Roberto troskliwie ujął Susan za rękę.
 Musisz teraz odpocząć. Będziemy cicho jak myszki,
żeby cię nie zbudzić.
Susan zrobiło się jeszcze ciężej na duchu. Zdążyła
pokochać te dzieci, one też darzyły ją miłością i przywiązaniem,
jakże więc teraz ma im powiedzieć, że je opuszcza na
zawsze?
Kiedy dzieci wyszły, wstała jednak i rozejrzała się po
jasnym, przyjemnie urządzonym pomieszczeniu. Tu marzyła,
nieraz także płakała, niezliczoną ilość razy myślała o
brodatym mężczyznie z samolotu. A potem już tylko o
Diegu!
Podeszła do okna. Stała tam orchidea, którą Diego jej
podarował podczas pierwszego pobytu w szklarni. W zamyśleniu
dotknęła aksamitnych płatków. Naraz oczyma
duszy ujrzała Diega, jak schyla się nad kwiatami, z jaką
troskliwością, wręcz uczuciem się nimi zajmuje... Westchnęła.
 Tylko nie to!  rzekła do siebie na głos, odpychając
natarczywe myśli.  Nie pozwolę się mu więcej ranić!
Zacisnąwszy wargi wyciągnęła z szafy walizkę, po czym
jednym ruchem zgarnęła wszystkie rzeczy z wieszaków i
cisnęła je bezładnie na łóżko.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
 Susan?
Poderwała się znad walizki, gdzie upychała jak popadnie
swoje sukienki, i stanęła nadsłuchując. Jej serce biło jak
zwariowane.,
 Proszę wejść  rzuciła oficjalnym tonem.
Diego zatrzymał się w progu omiatając zaskoczonym
spojrzeniem pokój. Jego oczy zalśniły niespokojnie, mimo
to wyglądał jak człowiek, któremu kamień spadł z serca.
 Susan  szepnął wyciągając do niej ręce.
Jak zahipnotyzowana podeszła z wolna ku niemu. Diego
łagodnie przyciągnął ją do siebie, ujął w ręce jej twarz i
odnalazł wargi. Susan zamknęła oczy. Jej ciałem
wstrząsnęły słodkie dreszcze. Zapominając o wszystkim, co
ich dzieliło, przywarła do niego i odwzajemniła pocałunek z
taką namiętnością, o jakiej nigdy nie marzyła. Stali tak
spleceni w uścisku, patrząc sobie z oddaniem w oczy.
Minęła wieczność, zanim Susan wyzwoliła się z jego objęć i
powróciła do pakowania.
 Co ty robisz?  spytał wstrząśnięty. Jego głos
brzmiał ochryple.
Susan nie uniosła wzroku. W jej myślach panował
chaos. Każda najmniejsza cząsteczka jej ciała rwała się do
tego mężczyzny, i to jak jeszcze. Kochała go, wiedziała o
tym z przerażającą pewnością, mało tego, wiedziała już, że i
on ją kocha. A mimo to... nie mogła tu zostać, po tym
wszystkim, co ją spotkało pod jego dachem. Nigdy nie zdoła
zapomnieć, że jej nie ufał, że w nią zwątpił. Uciec, uciec jak
najdalej od niego i tych wszystkich strasznych zdarzeń...
 A więc jednak chcesz odejść  upewnił się głucho.
 A co mi innego pozostaje? Tak będzie najlepiej dla
nas wszystkich  odparła ledwie słyszalnym głosem.
Utkwił w niej przenikliwe spojrzenie. Susan uniosła rękę
do gardła, jakby chcąc uciszyć szaleńczo bijące serce, i
wpatrzyła się pustym wzrokiem w przestrzeń gdzieś ponad
Diegiem.
 Muszę ci wyjaśnić...  zaczął niepewnie, Susan
jednak przerwała mu wpół słowa:
 Daruj sobie to wyjaśnienie, dobrze? Posądziłeś mnie,
to wystarczy. Wiem, ludzie interesu muszą być czujni,
potrafię to zrozumieć. Ale teraz już koniec z tym! Nie chcę i
nie będę więcej pracować dla ciebie i twojej rodziny.
 Susan, Susan  powtarzał zbielałymi wargami
próbując na powrót wziąć ją w objęcia.
Ale Susan odepchnęła go od siebie.
 Nie dotykaj mnie, słyszysz, nie dotykaj mnie! 
wydyszała. Jego bliskość działała na nią zniewalająco,
mogła przekreślić z takim trudem powziętą decyzję.
Diego zbladł jak ściana.
 Dobrze, będzie, jak zechcesz, lecz proszę cię, żebyś
najpierw raczyła mnie wysłuchać. Owszem, zgadza się,
przez moment rzeczywiście myślałem, że to ty ukradłaś te
nieszczęsne nasiona. Zaraz jednak tego gorzko pożałowałem.
Po twoim pierwszym pobycie w szpitalu chciałem ci
wyznać, co do ciebie czuję, ale zanim zacząłem mówić, te
przeklęte nasiona wypadły z twojej torebki. Przyznaję,
zwątpiłem i straciłem panowanie nad sobą, lecz już w parę
sekund pózniej wiedziałem z całą pewnością, że cię oskarżyłem
niesłusznie. Wszystko się we mnie buntowało na
myśl, że to ty miałabyś zrobić. Właśnie ty! Kochałem cię i
za żadne skarby nie chciałem w ciebie zwątpić. Ty straciłaś
przytomność, a ja nie zdążyłem cię poprosić o wybaczenie.
Było za pózno.
Diego przełknął głośno ślinę. Widać było, że to wyznanie
przyszło mu z trudem.
 Długo rozmyślałem nad tym, kto byłby zainteresowany
kradzieżą. Swych współpracowników znam od lat,
są absolutnie pewni. Ty też nie wchodziłaś, w grę, zapewniam
cię. Obcych tu nie było, więc musiał to zrobić ktoś
z najbliższego otoczenia. Mój instynkt, acz niechętnie,
podpowiedział mi, że tylko Sofia i Alvaro byliby zdolni do
czegoś takiego.
Susan wpatrzyła się w Diega nie rozumiejąc.
 I ty o tym wiedziałeś? Przez cały ten czas? Dlaczego
w takim razie zabroniłeś mi wchodzić do szklarni?
 Był konkretny powód ku temu. Przecież mam oczy i
widzę, że Sofia ciebie nie cierpi i że z rozkoszą zrobiłaby z
ciebie przestępczynię. Chciałem jej pokrzyżować plany, ale
musiałem mieć pewność, że zostaniesz poza kręgiem
podejrzanych. Ale ty koniecznie chciałaś bawić się w detektywa
i w ten sposób wpadłaś w zastawioną na siebie
pułapkę. Alvaro uciekł, a ty zostałaś na miejscu jako
podejrzana, dokładnie jak to sobie wcześniej zaplanował. To
było takie proste! Potem oczywiście przywdział maskę
niewinności miotając na ciebie oskarżenia. Tylko ze wzglę-
dów bezpieczeństwa chciałem cię trzymać z daleka od
szklarni. Nie udało się. Jednego nie przewidziałem: że
Alvaro mógłby nastawać na twoje życie.
Chwycił się za skronie gestem zdradzającym największe
wzburzenie.
 Gdyby nie Emilia...  ciężko zaczerpnął powie
trza  nie wiem, co by się stało. Co prawda starałem się
nie spuszczać ciebie z oka  to te dziwne spojrzenia,
przemknęło przez głowę Susan  a mimo to zniknęłaś.
Spytałem Emilii, czy ciebie nie widziała. Na szczęście
zauważyła, że dokądś poszłaś z Alvarem. Powiedziała też,
że na pewno nie zrobiłaś tego dobrowolnie, bo go nienawidzisz.
Natychmiast ruszyłem na poszukiwanie, niestety,
było już za pózno, już cię zdążył strącić w przepaść.
Spotkałem go, gdy wracał. Najpierw zaczął się wykręcać, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl