[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wcześniejsze rzeczy?
- Jake, co ty robisz? - Monty zawrócił i daje Jakobowi znaki, żeby się pośpieszył. -
Mam chłopaka, który trzyma dla nas drzwi.
- Jestem Mary D Annunzio - mówi dziewczyna, nie puszczając rękawa płaszcza Jako-
ba.
- Zwietnie - mówi Monty. - No chodz, chłopie, idziemy.
- Jestem z nim - mówi Mary, kładąc głowę na piersi Jakoba. - Jesteśmy kochankami.
Jakob zamyka oczy.
- Czy to prawda? - szczerzy się Monty w uśmiechu. - Nie uświadamiałem sobie, że wy
dwoje jesteście kochankami. Dobra, chodz. W środku jest mnóstwo miejsca.
- Poczekaj - mówi Mary. - Jestem z trójką przyjaciół.
- Jesteś z trójką przyjaciół? - przygląda się jej Monty. - Czy ty jesteś psychiczna?
Chcesz wejść czy nie?
- Dobra - mówi. - Lepiej jedna niż żadna. Jakob wciąż ma zamknięte oczy.
- Chodzmy - mówi Monty do Mary. - Bierz swego kochanka i chodzcie za mną.
- Dogonią nas - mówi Naturelle, prowadząc Slattery ego na piętro.
- Wiesz, dokąd idziemy? - Slattery niesie płaszcze ich obojga, przewieszone przez ra-
miÄ™.
- Byłam tu już zbyt wiele razy - mówi. - Ale grają tu dobrą muzykę.
Slattery nakazuje sobie skierować wzrok na schody, a nie na odzianą w srebro pupę
Naturelle. Po przejściu jednej trzeciej schodów przestaje jednak, na moment, słuchać swego
własnego nakazu i jest zgubiony; wszystko wokół blednie i znika wobec tego pięknego, mie-
niÄ…cego siÄ™ przed jego oczami widoku.
- Monty dziwnie się zachowuje - mówi Naturelle.
- Taak.
- Powinniśmy mieć go na oku. Dobrze? Frank? - odwraca się i spogląda na niego.
Slattery patrzy na nią i uśmiecha się. - Czy ty mnie słuchasz?
- Mieć go na oku. Zgadzam się. Ale dlaczego? O czym myślisz?
Naturelle marszczy brwi i wspina siÄ™ dalej.
- On po prostu bardzo dziwnie siÄ™ zachowuje. A ciebie nie dziwi jego zachowanie?
- Za kilka godzin idzie do więzienia, Nat. Jak chciałabyś, żeby się zachowywał?
- Chciałabym, żeby widać było, że się boi - prowadzi Slattery ego przez szare, stalowe
drzwi i zalewa ich muzyka, fala basów.
Stoją teraz na długim balkonie, pięćdziesiąt stóp nad parkietem do tańca. Opierają się
o poręcz i patrzą w dół na wijącą się masę ludzi.
- Nigdy nie widziałam tu takich tłumów - mówi Naturelle. Slattery potrząsa głową, nie
słysząc jej słów zagłuszonych przez muzykę. - Tędy - krzyczy dziewczyna. - Tędy.
Idzie za nią na koniec balkonu i po kilku małych schodkach w dół. Na tle aksamitnej
kurtyny stoi mężczyzna z okropną blizną pooparzeniową na połowie twarzy; skóra jest niena-
turalnie naprężona i błyszcząca od maści. Mężczyzna uśmiecha się, widząc nadchodzących i
pochyla się, by pocałować Naturelle w policzek.
- A gdzie jest On?! - pyta, krzyczÄ…c jej do ucha.
- Będzie tu za minutę! Oskar, to jest Frank!
Slattery i ochroniarz kiwają sobie głowami na powitanie. Naturelle odsuwa na bok
kurtynÄ™ i prowadzi do pustej sali VIP.
- Zgaduję, że mamy dla siebie oddzielne miejsce. Tu jest przynajmniej trochę ciszej.
- Co się stało z jego twarzą? - szepce Slattery.
- Nie wiem, pytałam Montiego i powiedział mi:  Podpalił się - potrząsa głową.
Slattery nienawidzi nocnych klubów. Nienawidzi tych dzieciaków, które ważą po
dziewięćdziesiąt funtów i palą papierosy bez filtra, nienawidzi tych łazienkowych scen, gdy
faceci stoją po dziesięć minut przed lustrem, żelując włosy, kontrolując uśmiech, poprawiając
spodnie w kroku. I patrząc teraz wokół, nienawidzi również sal VIP. Zciany pokryte są gru-
bym, czerwonym, gniecionym aksamitem. Poduszki są obciągnięte czerwonym aksamitem,
bogato zdobione krzesła są pokryte czerwonym aksamitem, dywan jest czerwony i wygląda
jak aksamit. Mały barek na jednym z końców jest obity czerwonym aksamitem. Blada kobieta
w zielonej sukience stojÄ…ca za barem macha do Naturelle. Czarny, stalowy znak zapytania
zwisa z sufitu pośrodku sali, jego kropka dynda siedem stóp nad podłogą. DJ Dusk puszcza
pulsujące dzwięki muzyki, dobiegające tu z głośników umieszczonych na ścianach.
- Nie patrz na mnie - mówi Naturelle. - Ja nie mam z tym nic wspólnego.
- Zorganizuj mi drinka - mówi Slattery. Siada na jednym z krzeseł i zamyka oczy. Nie
śpi od piątej trzydzieści rano. Ta noc się nigdy nie skończy.
- Skąd znasz Jake a? - pyta Mary, podążając za Montym schodami. Jakob idzie z tyłu.
Nadal nie jest pewny tego, co siÄ™ dzieje.
- Chodziliśmy razem do szkoły - mówi Monty.
- Naprawdę? Campbell-Sawyer? Chodziłeś do Campbell-Sawyer? Nie pasowałbyś
tam.
- Oni też tak uważali.
- Nienawidzę tego miejsca. Elins... Jake jest w porządku, ale większość jest...
- Ile masz lat? - zatrzymuje siÄ™ Monty.
- Dwadzieścia jeden - mówi Mary bez zawahania. - Przetrzymali mnie chwilkę.
- Ile masz lat?
- Siedemnaście.
- A pan Elinski jest twoim nauczycielem - uśmiecha się Monty.
- No tak - Mary obraca siÄ™ i klepie Jakoba po ramieniu. - Jestem jego najlepszÄ… uczen-
nicÄ….
- Spójrz - mówi Jakob. - Ona ma siedemnaście lat. Nie możemy jej tu zabierać.
- Dlaczego nie? - pyta Monty. - Przecież już jest w środku.
- W czym problem? Mam dowód.
- Możesz sprowadzić na ludzi kłopoty - mówi Jakob. - Mogą im przez ciebie zamknąć
klub.
Monty wzdycha i wchodzi dalej po schodach.
- Pieprzyć klub. Mówiłaś, że jak się nazywasz? Mary D Agostino?
- D Annunzio.
- Co myślisz o Elinskim?
- Jest w porządku - odwraca się i uśmiecha do - Czasem zachowuje się jakby żył nie w
tych czasach.
- To prawda. Myślę, że dziś będzie wielki dzień dla pana Elinskiego. Sądzę, że po-
winniśmy się postarać, żeby chociaż raz się dobrze bawił.
- Dobra - mówi Mary. - Więc, jak chodziliście do C-S, to chodzili tam sami chłopcy,
tak?
Monty otwiera drzwi ewakuacyjne i wprowadza ich na balkon.
- Same chłopaki - mówi, ale hałas zagłusza jego słowa.
- Oh, posłuchaj tego! Słuchaj! Dusk jest taki prawdziwy! Musimy zatańczyć!
- Jeszcze nie - mówi Monty. - Mamy imprezę, na której musimy być. - Nie mogą go
usłyszeć, ale idą za nim po schodkach w dół, do sali VIP. W wejściu Monty wita się z Oska-
rem.
- Powiem ludziom, że już jesteś - krzyczy Oskar.
- Daj mi z godzinkę! Jeszcze nie jestem gotowy na całe to przedstawienie.
W środku Naturelle siedzi przy aksamitnym barze, rozmawiając z barmanką ubraną w
zieloną sukienkę. Obie odwracają się do wchodzącego Montiego. Monty podnosi zaciśnięte
pięści w górę jak mistrz bokserski i uderza Slattery ego w ucho.
- Obudz się, chłopie! Co robisz? Slattery otwiera oczy.
- Nie śpię. W tej sali czuję się jak połknięty przez wieloryba. Co się dzieje?
- Co się dzieje? Moja pożegnalna impreza zaraz się zaczyna. Daphne! Szampana!
Chodz tu i przyłącz się do nas D Annunzio, to jest Slattery.
- Cześć - mówi Mary. Siada na brzegu najbliższej sofy i rozgląda się. - Widziałam tę
salę na zdjęciach - mówi. - Smashing Pumpkins byli tutaj. - Patrzy na Montiego - Kim jesteś?
Jesteś kimś sławnym?
Monty kiwa głową.
- Zrób nam przysługę D Annunzio. Nie mów za dużo.
Daphne, barmanka w zielonej sukience, przynosi dwie butelki szampana w wiaderku z
lodem. Za nią idzie Naturelle z tacą wysokich kieliszków. Monty całuje Daphne w policzek,
porywa z wiaderka jedną z ociekających butelek i zaczyna ją otwierać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl