[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jawahal.
Ben puścił Sheere i spojrzał w jego stronę.
- Niech pan wreszcie powie, o co panu chodzi? Na twarzy Jawahala
pojawił się grymas zdziwienia.
- A cóż to? Nerwy? Tak ci spieszno? Szesnaście lat czekałem na tę
chwilę, więc mogę poczekać minutę dłużej. Zwłaszcza że mnie i Sheere
połączyła szczególna więz.
Myśl o tym, że Jawahal wyjawił Sheere swoją tożsamość, nie dawała
Benowi spokoju. Jawahal zdawał się czytać w jego myślach. Cała
sytuacja go bawiła.
- Nie słuchaj go, Ben - odezwała się Sheere. - Ten człowiek zabił naszego
ojca. Wszystko, co stara się nam wmówić, jest warte tyle, co ta kupa
złomu, w której nas więzi.
- To niesprawiedliwe mówić tak o przyjacielu - spokojnie upomniał ją
Jawahal.
- Niedoczekanie pańskie...
- Nasze zaprzyjaznienie siÄ™, Sheere, jest tylko kwestiÄ… czasu - szepnÄ…Å‚
Jawahal.
Raptem opanowany uśmiech zniknął z ust ich prześladowcy. Jawahal
wykonał nieznaczny gest, a Sheere, jak wystrzelona z procy, poleciała na
drugi koniec wagonu.
- A teraz odpocznij sobie. Niebawem na zawsze będziemy razem...
Dziewczyna, uderzywszy o metalową ścianę, padła na podłogę bez
czucia. Ben rzucił się ku niej, ale żelazny uścisk Jawahala zatrzymał go w
miejscu.
- Nigdzie nie pójdziesz - powiedział Jawahal i objąwszy pozostałych
lodowatym spojrzeniem, dodał: - Następny, który będzie miał coś do
powiedzenia, zacznie pluć ogniem.
- Proszę mnie puścić - zawył Ben, czując, że ręka ściskająca go za szyję
zaraz skręci mu kark.
Jawahal puścił i Ben runął na ziemię.
- Wstawaj i słuchaj! - rozkazał Jawahal. - O ile wiem, tworzycie coś w
rodzaju konfraterni i przyrzekliście wspierać się i troszczyć o siebie aż do
śmierci. Czy to prawda?
- Tak, to prawda - odezwał się siedzący na podłodze Siraj.
Niewidzialna pięść uderzyła chłopca i powaliła go jak szmacianą
kukiełkę.
- Nie ciebie pytałem - rzekł Jawahal. - Ben, odpowiesz mi czy zrobimy
mały eksperyment z astmą twojego przyjaciela?
- Niech pan go zostawi w spokoju. Tak, to prawda - odparł Ben.
- Dobrze. Pozwól więc, że pogratuluję ci pomysłu przyprowadzenia tu
twoich przyjaciół. Dowód pierwszorzędnej troski, nie ma co.
- Mówił pan, że da nam szansę - przypomniał Ben.
- Wiem, co mówiłem. Ile jest warte dla ciebie życie każdego z twoich
przyjaciół?
Ben pobladł.
- Nie zrozumiałeś pytania czy chcesz, żebym uzyskał odpowiedz inaczej?
- Jest dla mnie warte tyle co moje własne. Jawahal uśmiechnął się lekko.
- Trudno mi w to uwierzyć - powiedział.
- Guzik obchodzi mnie to, w co pan wierzy, a w co pan nie wierzy.
- W takim razie przekonamy się, czy twoje piękne słowa mają pokrycie w
rzeczywistości, Ben - oświadczył Jawahal. - Umowa jest następująca. Jest
was siedmioro, nie licząc Sheere. Jej ta gra nie dotyczy. Dla każdego z
was przygotowałem skrzyneczkę, a w niej... małą niespodziankę.
Jawahal wskazał ustawione w rządku drewniane skrzynki, pomalowane
na różne kolory i przypominające nieco skrzynki pocztowe.
- Każda skrzynka ma z przodu otwór, przez który można wsunąć rękę do
środka, ale wyjmie się ją dopiero po chwili. Coś w rodzaju pułapki dla
ciekawskich. Wyobraz sobie, Ben, że w każdej ze skrzynek znajduje się
życie jednego z twoich przyjaciół. W gruncie rzeczy tak właśnie jest, bo
w pudełkach umieściłem drewniane tabliczki z waszymi imionami.
Możesz wsunąć rękę, a potem ją wyjąć. W zamian za każdą skrzynkę, do
której włożysz rękę i z której wyciągniesz ów swoisty paszport, puszczę
wolno jedno z was. Ale oczywiście nie wszystko jest takie proste. W
jednej ze skrzynek zamiast życia kryje się śmierć.
- Co pan chce przez to powiedzieć? - zapytał Ben.
- Widziałeś kiedyś kobrę, Ben? Mała bestyjka o złośliwym usposobieniu.
Znasz się na wężach?
- Wiem, co to jest kobra - odparł sucho Ben, czując, że kolana się pod nim
uginajÄ….
- W takim razie oszczędzę ci szczegółów. Wystarczy, że powiem ci, że w
jednej ze skrzynek jest kobra.
- Ben, nie rób tego - wyjąkał łan. Jawahal posłał mu mordercze
spojrzenie.
- Czekam na odpowiedz, Ben. Nikt w całej Kalkucie nie zaproponuje ci
korzystniejszej umowy. Siedem żyć i tylko jedna możliwość omyłki.
- Skąd mogę wiedzieć, że pan nie kłamie? - zapytał Ben. Jawahal uniósł
długi palec wskazujący i pokręcił przecząco głową tuż przy twarzy Bena.
- Kłamstwo to jedna z rzeczy, do których nie uciekam się nigdy. I dobrze
o tym wiesz. A teraz decyduj. Jeśli nie masz odwagi przystąpić do gry i
udowodnić, że twoi przyjaciele są ci rzeczywiście tacy drodzy, jak chcesz
nam wmówić, powiedz to wyraznie, a zaprosimy do gry kogoś z większą
fantazjÄ….
Ben wytrzymał spojrzenie Jawahala i w końcu skinął głową.
- Ben, nie! - powtórzył łan.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]